Blisko, coraz bliżej...
Nic nie jest zakończone, bo gra się do czterech zwycięstw - przypominali w kuluarach hokeiści GieKSy.
Patryk Wronka i jego koledzy mocno nacierali na tyską bramkę, ale Tomaš Fučik był twardy jak skała. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
TAURON HOKEJ LIGA
Wygrana w gościnie ma niesłychaną wartość, a w finale play offu jest w szczególnej cenie. Tego po heroicznym boju dokonali hokeiści GKS-u Tychy w „Satelicie" i prowadzą w serii już 3-1. Są blisko, bardzo blisko, by sięgnąć po swój szósty tytuł mistrzowski, jednak GieKSa wcale nie zamierza się poddawać. Historia ligowego play offu nie raz dowiodła, że i w takich momentach seria się odwracała. Nic nie jest zakończone, bo gra się do czterech zwycięstw – powtarzają jak mantrę hokeiści z Katowic i już przygotowują się do czwartkowego występu.
Zerwano z tradycją play offu i tym razem trzecie i czwarte spotkanie dzielił dzień przerwy. To jednak nie wpłynęło na formę obu zespołów, choć tyszanie po sobotniej przegranej mieli więcej czasu na analizę porażki. W poniedziałek zaczęło się znów od mocnych ataków gospodarzy i Tomaš Fučik musiał się mocno sprężać, by nie przepuścić krążka. Najpierw sprawdził jego czujność Patryk Wronka (4 min), a potem Marcus Kallionkieli oraz Stephen Anderson (obaj w 9 min) i Christian Mroczkowski (16). Gospodarze po okresie przewagi zwolnili nieco tempo i goście zaczęli staranniej konstruować akcje i kilka razy poważnie zagrozili. Mateusz Bryk (15) solidnie uderzył, ale John Murray nie dał się zaskoczyć. Gdy na 59 sek. przed końcem 1. tercji na ławie kar usiadł Santeri Koponen, przyjezdni zdobyli przewagę, ale bez rezultatu.
Kara rozłożyła się na dwie tercje i byliśmy ciekawi, czy w przerwie padły jakieś konstruktywne wnioski. Tym razem gola nie było, ale w kolejnej przewadze tyszanie skarcili gospodarzy. W boksie kar znalazł się Pontus Englund i Roni Allen, niezwykle aktywny obrońca, efektownym strzałem umieścił krążek w siatce. Trudno mieć pretensje do Murraya, był bowiem szczelnie zasłaniany przez Bartłomieja Jeziorskiego, zaś uderzenie Fina było niezwykłej precyzji. Potem nastał trudny czas dla przyjezdnych, bowiem najpierw bronili się we trzech przeciwko czwórce, a potem w podwójnym osłabieniu. Przetrzymali to, a zaraz potem Dominik Paś, który rozgrywa więcej niż solidny play off, uderzył precyzyjnie i krążek wpadł tuż przy słupku.
Trzecia tercja przeszła nasze najśmielsze oczekiwania, bo wydarzeniami w niej można byłoby obdzielić kilka innych potyczek. Kiedy Englund zmniejszył straty, wydawało się, że gospodarze lada chwila dopadną rywali i wszystko rozpocznie się od nowa. W 46 min Olli Kaskinen faulował szarżującego na bramkę Jeana Dupuy. Sędziowie podyktowali karnego, lecz Kanadyjczyk go nie wykorzystał. Za moment Łyszczarczyk przy bandzie tuż przy linii niebieskiej zagrał wysokim kijem i zranił Grzegorz Pasiuta. Za ten faul otrzymał 4 min i znów zrobiło się gorąco. Pod koniec 47 min Mateusz Gościński kopnął kij leżący na środku tafli w stronę bandy. Arbitrzy uznali, że było to przeszkadzanie i znów podyktowali karnego! Tym razem niefortunnym strzelcem okazał się Anderson.
- Hokejowy Pan Bóg nad nami czuwał i mieliśmy szczęście, że wytrzymaliśmy do końca – mówił niezwykle zmęczony bramkarz gości, Tomaš Fučik. - Moi koledzy chyba się nie obrażą, gdy powiem, że w ostatniej odsłonie powinni zagrać odpowiedzialnie. Oni nie wygrają bez bramkarza, tak jak bramkarz nie wygra bez swoich kolegów. Wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich niepowodzeń i teraz jesteśmy o te doświadczenia bogatsi. Nie wiem, co ten na górze nam zafunduje w czwartek, ale zagramy jak najlepiej potrafimy.
Na 1:56 min przed końcem trener Jacka Płachta wziął czas i z lodu zjechał z Murray. A 49 sek. później sprytny Filip Komorski w swoim stylu umieścił krążek w pustej bramce. Na chwilę między słupkami pojawił się bramkarz GKS-y, ale potem znów zniknął w boksie. Efektów żadnych.
- Ten mecz nas strasznie zabolał, bo przecież mieliśmy wiele okazji, by zmienić rezultat na swoją korzyść – przekonywał napastnik gospodarzy, Igor Smal. - To prawda, że przegrywamy w serii 1-3, ale przypominam, że gra się do czterech zwycięstw. Jedziemy do Tychów z mocnym postanowieniem, by odwrócić tę rywalizację.
Nie zmienia to faktu, że GieKSa znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji, zaś hokeiści z Tychów są blisko, bardzo blisko...
Finał
◼ GKS Katowice – GKS Tychy 1:3 (0:0, 0:2, 1:1)
Stan rywalizacji 1-3
0:1 – Allen – Heljanko – Łyszczarczyk (30:43, w przewadze), 0:2 – Paś – Łyszczarczyk – Turkin (36:18), 1:2 – Englund – Wronka – Pasiut (43:55, w przewadze), 1:3 – Komorski – Heljanko (58:53, do pustej).
Sędziowali: Michał Baca i Andrzej Nenko – Michał Gerne i Sławomir Szachniewicz. Widzów 1435.
KATOWICE: Murray; Runesson – Englund (2), Verveda – Norberg (2), Varttinen (2) – Koponen (2), Maciaś; Wronka – Pasiut – Dupuy, Kallionkieli – Sokay – Mroczkowski (2), Salituro – Anderson – Magee, Bepierszcz – Smal – Michalski. Trener Jacek PŁACHTA.
TYCHY: Fučik; Bryk – Allen (6), Kakkonen – Viinikainen, Kaskinen – Ciura, Pociecha (2); Heljanko – Komorski (2) – Łyszczarczyk (6), Jeziorski (2) – Monto – Lehtonen, Viitanen – Alanen – Paś, Łarionows – Turkin – Gościński. Trener Pekka TIRKKONEN.
Kary: Katowice – 10 min, Tychy – 18 min.
◼ Piąty mecz w czwartek, 3 kwietnia w Tychach. Początek o 18.00.
23 STRZAŁY celne oddali gospodarze, goście byli o dwa gorsi.
37 SEKUND było do końca kary Englunda, gdy goście objęli prowadzenie.
54 SEKUNDY przebywał w boksie rak Allen, gdy gospodarze zmniejszyli straty .
Włodzimierz Sowiński