Blef wszech czasów
REMANENT - Jerzy Chromik
W 1987 roku Janusz Zaorski poprosił mnie o pomoc przy scenariuszu. Przygoda zaczęła się na Fabrycznej w mieszkaniu Jana Purzyckiego. Przekazałem wtedy ponad 20 stron maszynopisu. Udostępniłem na nich kilkuzdaniowe opisy przekrętów z moich tekstów publikowanych między innymi w tygodniku „Sportowiec”. Ot, choćby ustalenie wyniku meczu bez jego rozegrania. A był to fakt żywcem wyjęty z podkarpackiej klasy B. Sędzia za skrzynkę czystej wódki podpisał protokół zawodów.
Scenarzysta postanowił tę scenę przenieść pod Białystok. A skoro już mowa o „ofiarnym społeczeństwie” szeroko rozumianego Podlasia... Kibice Jagiellonii do dziś mają żal do reżysera za kilka epizodów. Jednak obciachowa furmanka pod dworcem kolejowym to „wina” niezapomnianego operatora Witka Adamka, bo Zaorski był wtedy na festiwalu filmowym w Australii i nie reżyserował ostatnich scen. Zostawił ekipie tylko zarys tego, na czym mu zależało. Choćby na czarnej wołdze...
Za późno, bo kilka miesięcy przed śmiercią Purzyckiego, zaczęliśmy pracę nad książką o roboczym tytule „Trzej przyjaciele z... planu filmowego”. Miało być barwnie, z wieloma anegdotami z pracy nad filmem. Z Januszem przyjechaliśmy do scenarzysty w jego posiadłości w Złotopolicach, bo Janek właśnie tam przez lata pisywał kolejne sezony serialu „Złotopolscy”. Potem spotkaliśmy się w domu reżysera. Los chciał inaczej. Przyjaciel zmarł latem 2019 roku. Niepowetowana strata potencjalnych czytelników książki i fanów filmu. Nas wszystkich...
To jeszcze „In memoriam” jak podczas nocy oscarowej. Odeszli już wyjątkowi odtwórcy wspaniałych ról: Mariusz Dmochowski, Bronisław Pawlik, Andrzej Zaorski, Krzysztof Zaleski, Mariusz Benoit, Henryk Bista... Ten ostatni z tekstem: – Ja jestem uczciwy: zapłacili za trzy zero, będzie trzy zero! Kultowy tekst, idealnie oddający porządek rzeczy w naszym futbolu.
Nie tak dawno, przy okazji 85. urodzin Janusza Gajosa, w kinie Kultura na Krakowskim Przedmieściu był pokaz filmu. Przybyła także Małgorzata Pieczyńska oraz Janusz Zaorski. Przy kawie oddaliśmy się wspomnieniom bez reszty. A z późniejszym Laguną zetknąłem się po raz pierwszy w 1967 na stadionie w rodzinnym mieście. To był taki Tour de Pologne załogi Rudego 102. W szkolnym pamiętniku pozostał podpis Janka Kosa. Po 57 latach poprosiłem wielkiego aktora ponownie o autograf, tym razem na plakacie filmowym.
Ufamy z Zaorkiem, że w 40. rocznicę premiery filmu zrobimy wielką fetę. Były już dwie przymiarki do tych obchodów, bo przed pandemią doszło do cudownych spotkań z oddanymi widzami we „Florianie” przy Chłodnej w Warszawie. Był projektor, wspólne oglądanie filmu ze stopklatkami. Janusz zatrzymywał projekcję w wybranym momencie i zdradzał zakulisowe tajemnice.
To co, w 2029 znowu w Spodku? Oby los tak chciał...
Plakat bez ceny, bo z podpisami przyjaciół, nie tylko tych z planu filmowego.