Jesienią w Lublinie jedna akcja wystarczyła łęcznianom, aby pokonać gospodarzy. W najważniejszym meczu lepszy okazał się jednak Motor! Fot. Ireneusz Wnuk/Press Focus


Bili, bili, aż przebili!

Nietrafiona „jedenastka”, dwa słupki, parady Macieja Gostomskiego... Dopiero w rzutach karnych Motor pokonał Górnika i awansował do finału baraży o ekstraklasę!


Takiego spotkania Lubelszczyzna jeszcze nie widziała. Stadion w Lublinie wypełniło ponad 15 tysięcy kibiców, w tym ogromna grupa sympatyków z Łęcznej. Atmosfera była gorąca, choć przyjazna, ale ewidentnie sprzyjała gospodarzom. Od samego początku to Motor przejął inicjatywę, był agresywniejszy i szybszy, podczas gdy Górnik ograniczał się przede wszystkim do na ogół niegroźnych kontrataków.


Kapitan kontra kapitan

Już w 2 minucie obiecujące uderzenie wolejem oddał napastnik lublinian Samuel Mraz, którego nazwisko było we wczorajszy wieczór wymieniane wielokrotnie. Słowak doszedł bowiem do wielu dogodnych sytuacji, ale żadnej nie wykorzystał. W przeciągu całego meczu dwa razy główkował w słupek, kilka razy chybił nieznacznie obok, a raz przegrał pojedynek z rewelacyjnie dysponowanym bramkarzem łęcznian, ich kapitanem Maciejem Gostomskim. W wielu spotkaniach kończącego się sezonu I ligi doświadczony golkiper pokazywał klasę i ratował swoją drużynę. Bez niego nie byłoby awansu do baraży, nie byłoby też wczoraj... dogrywki ani rzutów karnych. Po raz pierwszy na poważnie został sprawdzony w 25 minucie, kiedy uderzeniem w dalszy róg próbował go zaskoczyć kapitan Motoru Piotr Ceglarz. Ten sam zawodnik ponownie musiał uznać wyższość Gostomskiego tuż przed przerwą. Sfaulowany w polu karnym został bowiem Filip Wójcik, do piłki na jedenastym metrze podszedł Ceglarz, ale bramkarz Górnika obronił jego strzał.


Rywal był lepszy

Po przerwie to nadal Motor dyktował warunki, choć na dogodne sytuacje trzeba było trochę poczekać. Jedną ze wspomnianych wcześniej miał Mraz, ale finalnie doszło do dogrywki. W niej Słowak nadal marnował dobre okazje wypracowywane przez partnerów. Gospodarze przez 120 minut oddali 25 uderzeń, ale żadne nie znalazło drogi do bramki strzeżonej przez kapitalnego Gostomskiego. Sędzia Jarosław Przybył oznajmił konkurs rzutów karnych, który został przyjęty z entuzjazmem przez sektor fanów z Łęcznej. Ci mimo barażowego szoku emocjonalnego najwyraźniej widzieli, że to Motor jest na boisku lepszy. Znalazło to odzwierciedlenie w „jedenastkach”. Tym razem Gostomski nie obronił żadnej (Ceglarz już się nie odważył spróbować), zawsze rzucając się w prawą stronę. Natomiast po stronie Górnika pomylili się Adam Deja, który kopnął obok, oraz Daniel Dziwniel, który uderzył zbyt lekko. Motor wygrał 4:2 i awansował do finału baraży o ekstraklasę! – Byliśmy blisko, choć ten mecz nie wyszedł nam tak, jak zakładaliśmy. Motor to dobra drużyna, graliśmy u nich. Bardzo chcieliśmy wygrać, nie wyszło i co mogę więcej powiedzieć. Rywal był po prostu lepszy – ocenił szczerze Gostomski. Choć to Górnik Łęczna nosi przydomek „Duma Lubelszczyzny”, w tym sezonie szansę na wielki wyczyn będzie miała inna drużyna ze wschodu Polski.

Piotr Tubacki