Sport

Biegam tyle, na ile serce pozwoli

Rozmowa z Marcinem Wasielewskim, zawodnikiem GKS-u Katowice

Marcin Wasielewski jest wyróżniającym się zawodnikiem GieKSy. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Jak przebiegały ostatnie dni podczas przerwy reprezentacyjnej? Czuliście chęć szybkiego rozegrania kolejnego meczu po zwycięstwie z Puszczą 6:0?

- Ostatni miesiąc był aktywny, graliśmy dużo meczów na dużej intensywności. Dobrze więc, że przyszła przerwa. Oczywiście, że jak się wygrywa, to chce się grać co tydzień. Reprezentacyjna przerwa ma to do siebie, że niektórzy zawodnicy leczą kontuzje, a dla piłkarzy, którzy mniej grali, treningi są cięższe. Tak właśnie nam przebiegły te dni. Ostatni tydzień jest mikrocyklem przygotowawczym pod mecz ze Śląskiem.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej wspominał pan mecz z Radomiakiem. Było to spotkanie 1. kolejki, które zostało przez GKS przegrane 1:2. Czy z perspektywy czasu czuje pan, że taki cios był potrzebny od razu na początku sezonu?

- Tak. Przygotowywaliśmy się do tego meczu, ale nie wiedzieliśmy, jak do niego podejść. W końcu po 19 latach zagraliśmy pierwszy mecz w ekstraklasie... Nie chodziło o mentalność, ale nie byliśmy pewni, jak gra w elicie będzie wyglądała. W pierwszej połowie meczu z Radomiakiem zderzyliśmy się z większą jakością w porównaniu do tej, z którą mierzyliśmy się w 1. lidze. W drugiej części gry przejęliśmy inicjatywę, zaczęliśmy grać po swojemu. Czuliśmy dużą pewność i widzieliśmy, że jest to rywal do pokonania. Gdyby nie grosza pierwsza połowa, zdobylibyśmy 3 punkty. Mimo wszystko dobrze, że takie spotkanie nam się przytrafiło, bo od razu doświadczyliśmy ekstraklasy. Dostrzegliśmy, że stać nas na dużo. Dzięki umiejętnościom i pewności siebie jesteśmy w stanie wiele zdziałać.

Od startu sezonu minęły trzy miesiące. Jakie są pana wnioski po tym okresie?

- Ekstraklasa jest miejscem dla GKS-u, dla zawodników z zespołu. Mamy odpowiednie umiejętności i siłę mentalną do tego, żeby zostać w niej jak najdłużej. Jeżeli dalej będziemy się prezentować tak, jak na treningach, jestem przekonany, że GieKSa pozostanie w elicie na długie lata.

Przeżył pan drugi awans do ekstraklasy, wcześniej w 1. lidze wygrywał pan z Bruk-Betem. Czekał pan na powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej?

- Każdy ma swoją przeszłość, ale ja nie lubię na jej temat rozmawiać. To, co było kiedyś, jest tylko historią. Wolę mówić o rzeczach, które dzieją się teraz, bo tylko na nie mamy wpływ. Cieszmy się więc z tego, gdzie jesteśmy, ale przy okazji dajmy z siebie jeszcze więcej. Mnie, tak samo jak GKS, stać na dużo więcej. Trzeba to tylko pokazywać podczas meczów. Wtedy całe Katowice będą dumne.

Po ostatnich meczach w mediach społecznościowych kibice GKS-u opisują pana w samych superlatywach. Fani lubią zawodników, którzy walczą, dużo biegają, są aktywni. Czyta pan te komentarze z uśmiechem?

- Nie jestem osobą, która śledzi komentarze w internecie. Każdy powinien być skupiony na sobie. Najważniejszą opinią jest opinia trenera. To on oraz sztab szkoleniowy znają się na piłce i doskonale wiedzą, jakie zadania mieliśmy wyznaczone na dany mecz. Wiedzą, czy zadania te zostały wykonane poprawnie, czy nie. Mój charakter jest taki, że gdy się przewracam, od razu wstaję i biegam na tyle, na ile mi serce pozwoli. Robię to, co potrafię najlepiej i cieszę się, że wygląda to nieźle.

W tym sezonie grał pan już na pozycji prawego i lewego wahadłowego. Nie widać jednak różnicy w pana grze, niezależnie od tego, po której stronie pan biega.

- Mam duże zaufanie do swoich umiejętności i do swoich nóg. Staram się grać prawą i lewą nogą. Sądzę, że nieźle to wychodzi. Tak naprawdę nie ma dla mnie różnicy, czy jestem na prawym, czy na lewym wahadle. Próbuję dawać z siebie 100 procent. Bycie wahadłowym jest dla mnie idealne. Na lewej stronie czuję się bardziej komfortowo w ofensywie, natomiast na prawej jestem przyzwyczajony do defensywy.

Rozmawiał Kacper Janoszka