Maciej Górski (z lewej) przełamał strzelecką niemoc. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

 

„Biała gwiazda” w kratkę

Podziałem punktów zakończył się mecz Resovii z Wisłą Kraków. Taki wynik nie urządza ani jednej drużyny.


Dwa gole w doliczonym czasie drugiej połowy padły w meczu drużyn z największą liczą straconych i strzelonych bramek w I lidze. Wisła objęła prowadzenie, ale straciła je po kilkudziesięciu sekundach. Nadal ma problem z regularnym wygrywaniem.


Goście znów uśpieni

Gospodarze wyszli w tym samym składzie co w Tychach, gdzie sprawili dużą niespodziankę i sięgnęli po trzy punkty. Do obrony Wisły, po odpokutowaniu kary za czerwoną kartkę, wrócił Bartosz Jaroch, były zawodnik Resovii. Zastępujący go na prawej stronie w dwóch ostatnich meczach Igor Łasicki tym razem łatał dziurę na środku, grając za zawieszonego za cztery żółte kartki Alana Urygę, bez którego krakowianie wystąpili po raz pierwszy od sierpnia. Miejsce w podstawowej jedenastce wywalczyli też David Junca, jeden z bohaterów spotkania w Pruszkowie, oraz Dejvi Bregu, ale obaj w Rzeszowie nie błysnęli. Bregu oddał pierwszy groźny strzał, z którym poradził sobie odpowiednio rozgrzany Branislav Pindroch, ale wkrótce sędzia podniósł chorągiewkę i akcja została przerwana z powodu minimalnej pozycji spalonej Albańczyka. Resovia doskonałą okazję na objęcie prowadzenia miała w 18 minucie po rzucie wolnym. Dośrodkowana piłka odbiła się od Kacpra Dudy i spadła na 10 metr w pobliżu Marcina Urynowicza. Złożył się do strzału, ale Alvaro Ratona wyręczył Joseph Colley, który zablokował piłkę plecami. Z tego ostrzeżenia podopieczni Alberta Rude nie wyciągnęli wniosków i kilka razy było gorąco w ich polu karnym. Aktywny był Kelechukwu, ale miał problem z podjęciem dobrej decyzji i wykończeniem. Kolejne minuty przed przerwą upłynęły pod znakiem walki w środku pola i niedokładności. Obie drużyny schodziły do szatni bez zaliczonego celnego uderzenia.


Doliczony czas

Na drugą połowę wyszło trzech nowych piłkarzy. Albert Rude zostawił w szatni słabo spisujących się skrzydłowych i wzmocnił środek pola Patrykiem Gogółem. Rafał Ulatowski nie chciał ryzykować gry w osłabieniu i zmienił kapitana Bartłomieja Wasiluka, który nie odstawiał nogi, mając już na koncie kartkę. Wisła znów obudziła się na drugie 45 minut i Pindroch miał znacznie więcej pracy po próbach Angela Rodado i Colleya, który uderzył prosto w Słowaka. Od 66 minuty po murawie biegało dwóch piłkarzy o tym samym nazwisku, którzy dodatkowo grali przeciwko sobie. Drugim rezerwowym gospodarzy był Gracjan Jaroch, młodszy kuzyn Bartosza. Po przerwie jego zespół rzadko przebywał blisko wiślackiej bramki, . Bliski szczęścia po rożnym był Mateusz Bondarenko, któremu zabrakło kilku centymetrów. Długo nie szło Rodado, ale w końcu w doliczonym czasie wprost na jego głową dośrodkował Gogół i zaczął celebrować z drużyną trzy punkty. Zbyt szybko, bo po chwili z podania Kelechukwu z prawego skrzydła i pasywnej postawy obrońcy gości skorzystał Maciej Górski, który trafił po raz pierwszy od sierpnia.

Michał Knura




1-2 - awans, 3-6 - baraz, 16-18 – spadek.