W Krakowie Podbeskidzie poniosło 10. wyjazdową porażkę w sezonie. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus.pl


Bezradni „górale”

Nie było niespodzianki w meczu Wisły z Podbeskidziem, które niedługo będzie drugim spadkowiczem.


Po przegranej z GKS-em Tychy,Jarosław Skrobacz wywrócił skład bielszczan do górki nogami, ale końcowy efekt był ten sam – porażka różnicą dwóch goli. Ich najlepszym zawodnikiem był Patryk Procek, który wrócił do bramki i robił co mógł, ale mimo to puścił trzy gole. W środku pola zagrali młodzi Radosław Zając i Franciszek Liszka. Ten drugi wcześniej nie miał zaliczonej nawet minuty w I lidze. – Zamykamy i wyjaśniamy tym wynikiem wszystkie wątpliwości, jeśli jeszcze ktokolwiek je miał. To na pewno boli, bo trzeba się bardzo mocno w takim meczu napracować, nawalczyć, żeby przegrać i nie dać sobie nawet nadziei na emocje w ostatnich minutach – powiedział trener bielszczan.


Debiut Białorusina

– Szkoda, że nie udało nam się wykorzystać trzech, czterech bardzo klarownych okazji, żeby zmienić przebieg meczu. To pozwoliłoby nam inaczej nim zarządzać. Jestem jednak dumny, bo piłkarze pokazali charakter do ostatniego gwizdka. Bardzo zasłużenie zdobyliśmy trzy punkty – ocenił Albert Rude, szkoleniowiec Wisły. Jego zespół oddał w piątek 27 strzałów, rywale - pięć. Jedną z dwóch celnych prób dla gości miał Miroslav Ilczić, który przelobował wysoko ustawionego bramkarza. Chorwat przejął piłkę źle zagraną przez Eneko Satrusteguiego (zastępował w składzie Josepha Colleya odpoczywającego przed finałem Pucharu Polski) i długo się nie zastanawiał. Pokonał Antona Cziczkana, który rozgrywał pierwszy mecz w krakowskim zespole. Białorusin, ze względu na swoje obywatelstwo, wojnę w Ukrainie, miał problem z wizą i w ostatnich tygodniach nie mógł znajdować się w kadrze meczowej. Do drużyny dołączył już po rozpoczęciu tegorocznych zmagań, w odpowiedzi na uraz Kamila Brody. W 30. kolejce „posadził” na ławce Alvaro Ratona. – Uznaliśmy, że jest gotowy na debiut. Cierpiał z powodu problemów z papierami, które wreszcie udało się naprawić. Bardzo ciężko trenowałi zasłużył na szansę – tłumaczył Rude.


Odwołany karny

Podbeskidzie tylko w drugiej połowie miało moment, gdy na chwilę udało mu się zepchnąć Wisłę pod jej bramkę. Poza tym było dużo słabsze od „Białej gwiazdy”, która od początku atakowała i szybciej mogła zamknąć spotkanie. W 77 min międzynarodowy sędzia Łukasz Kuźma podyktował rzut karny za zagranie ręką Piotra Tomasika, ale Szymon Sobczak ostatecznie nie stanął oko w oko z Prockiem. Gdy bardzo długo trwała analiza VAR, iskrzyło między zawodnikami. W końcu główny rozjemca sam popatrzył na monitor i jedenastkę odwołał. Większe kontrowersje wywołało anulowanie gola Marca Carbo, bo Kuźma uznał, że walczący o piłkę Angel Rodado faulował rywala. W doliczonym czasie ostatnie słowo należało do rezerwowego Patryka Gogóła, który poprawił wynik obowiązujący od 32 min. Wracający po urazie pomocnik wykończył kontrę gospodarzy po błędzie Mateja Senicia, wchodząc odważnie w pole karne i mijając przed strzałem dwóch rywali. Po kontuzji kolana, przez którą stracił część drugiej części sezonu, nie ma już śladu.

Michał Knura



TRZY PYTANIA DO...

PATRYKA GOGÓŁA, pomocnika Wisły

1. 

W Rzeszowie asysta, teraz gol. Pana powrót wiąże się z konkretami.

- Cieszę się, że wróciłem do zdrowia i dobrej dyspozycji. Najważniejsze, że dobrze się czuję, nie mam blokady w głowie, że z prawym kolanem jest inaczej niż z lewym i mogę pomagać drużynie.

2. 

Przy golu było widać luz. Zabawił się pan z obrońcami, którzy nie chcieli ryzykować zdecydowanej interwencji w polu karnym.

-Wyszło naturalnie. Czuję się mocny w dryblingu, więc przyjąłem piłkę, wszedłem między dwóch zawodników i oddałem strzał.

3.

Pana trafienie odebrało Podbeskidziu ostatnie nadzieje na remis.

- Przy 2:1 mecz stał się bardziej otwarty, obie strony atakowały. Ta bramka przypieczętowała nasze zwycięstwo i dała spokój w końcówce.