Po euforii, GKS Katowice skupia się na przygotowaniach do sezonu ekstraklasy. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


Bezpośredni awans zaskoczył

Pierwsza część rozmowy z Krzysztofem Nowakiem, prezesem GKS-u Katowice


Czy jest pan najszczęśliwszym prezesem klubu sportowego w Polsce?

- Myślę, że jestem jednym z trzech. Z pierwszej ligi oprócz GKS-u Katowice do ekstraklasy awansowały przecież także Lechia i Motor. Nie chciałbym więc się spierać o to, który z prezesów jest szczęśliwszy. Jestem w pierwszej trójce i co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Prezesi Motoru i Lechii nie mogą pochwalić się srebrnymi medalami za mistrzostwo Polski w futbolu kobiecym i hokeju.

- Piłkarki w tym sezonie osiągnęły historyczny sukces, zdobywając Puchar Polski, którego wcześniej nie zdobyły. Apetyty miały oczywiście większe, bo celowały w podwójną koronę. Nie udało się wygrać w ostatnim meczu w Łodzi (GKS przegrał 0:1, a do mistrzostwa potrzebował remisu – red.). Byłem tam i pocieszałem dziewczyny. Sportowa złość i łzy po meczu pokazują, że nasze „UKOCHANE” (od nazwiska trenerki Karoliny Koch – red.) będą w najbliższym sezonie walczyły zapewne znowu o podwójną koronę – to już zapowiedziały. Mają znakomitą trenerkę, więc myślę, że da się to zrealizować.

Natomiast w hokeju złoty gol w finale pozbawił nas tytułu. Sądzę jednak, że wynik 4:3 z Oświęcimiem i wypełniona hala pokazały, jak wielkie zapotrzebowanie jest na hokej. W tej chwili budujemy drużynę na kolejny sezon.

W kontekście wielosekcyjnego GKS-u Katowice warto mówić także o tym, że siatkarze utrzymali się – jak mówią eksperci – w najsilniejszej lidze świata. W nadchodzącym sezonie będzie bardzo trudno, bo spadają aż 3 zespoły. Musimy więc zrobić wszystko, żeby siatkówkę w Katowicach utrzymać. Podsumowując, absolutnie zgadzam się z tym, że prezesi Lechii i Motoru nie mają tylu powodów do zadowolenia i do szczęścia co ja. W takim razie zmieniam zdanie – jestem najszczęśliwszym prezesem w Polsce.

Męska sekcja piłkarska GieKSy wzbudza najwięcej emocji wśród katowickich kibiców. Jako prezes klubu musi pan stawiać przed drużyną cele, więc jakie stoją przed zespołem Rafała Góraka po awansie do ekstraklasy?

- Mamy drużynę skompletowaną w 80 proc. Kontrakty, które podpisywaliśmy w 1. lidze, były dwuletnie. Ludzie się pytali: dlaczego? Okazało się, że to bardzo dobry ruch, bo piłkarze w tej chwili nie odejdą, a zasłużyli na grę w ekstraklasie. Szukamy więc kilku wzmocnień, ale nie będziemy szaleć. Oczywiste jest to, że nie chciałbym, aby spotkał nas los beniaminków z lat poprzednich, którzy awansowali do ekstraklasy i po roku z hukiem spadali. Stabilne utrzymanie jest podstawą. Proszę kibiców o wyrozumiałość; o to, żeby byli dwunastym zawodnikiem. Będziemy mierzyć się z takimi drużynami jak Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, Jagiellonia Białystok itd. Trzeba będzie celować w ściganie nieco słabszych drużyn, z drugiej połowy tabeli. Planem jest zadomowienie się ekstraklasie na długie lata, a na początek nie spaść.

Czy po sukcesie był już czas na przemyślenia?

- Drużyna wyjechała na zasłużone urlopy, ale po ostatniej fecie powiedziałem pracownikom klubu – było to przed Bożym Ciałem – „kto jest wierzący, niech rozsypuje na procesji kwiatki, ale od poniedziałku bierzemy się do roboty”. Bardzo mocno pracujemy. Nie możemy się tylko cieszyć z tego, że awansowaliśmy. W tej chwili wykonywana jest gigantyczna praca przez pracowników klubu. W pierwszym terminie otrzymaliśmy licencję na grę w ekstraklasie, co przy Bukowej nie było wcale takie oczywiste. Ona jednak ma swoje warunki, ale wszystkie je spełnimy. Chcę podziękować dyrektorowi Danielowi Mucowi i całemu MOSiR-owi, który zawiaduje naszymi obiektami. Bardzo mocno pracownicy się przyłożyli i działają pod wpływem euforii, bo wiedzą, że ekstraklasa będzie na Bukowej. Musieliśmy uruchomić sprzedaż karnetów, z której jestem przeszczęśliwy. Udało się sprzedać ich ponad 4000 w 15 godzin. To wynik naprawdę imponujący.

Jakie dokładnie prace muszą zostać wykonane na Bukowej, zanim klub przeniesie się na Nową Bukową?

- Ze spraw oczywistych – potrzebne są platformy pod kamery telewizyjne. Musi być ulepszone oświetlenie. Do tego wszystkie łącza internetowe i temu podobne sprawy. PZPN nie pokusił się o to, żeby zwiększyć listę obowiązkowych rzeczy do ulepszenia. Chcemy jednak zrobić także poprawki estetyczne. Kto był na Bukowej, ten wie, jak wyglądają wejścia na sektory. Musimy dostosować także pokój medialny, zakupić nowy sprzęt nagłośnieniowy. Dzielę więc ulepszenia na stadionie na dwa etapy – obowiązkowe, wytyczone przez PZPN i te, które chcemy zrobić, zasłaniając części stadionu, które wyglądają nieestetycznie. Nie chcemy jednak przeprowadzać wielkiej renowacji, bo szkoda pieniędzy. Zimą przechodzimy na nową arenę.

Przed sezonem powiedział pan drużynie, że cel postawiony przed nią to strefa barażowa. Jak bardzo jest pan zaskoczony tym, że GKS awansował bezpośrednio do ekstraklasy?

- Jestem zaskoczony. Wystarczyłyby małe potknięcia i to by się nie udało. Arce wystarczał remis, najpierw w meczu z Lechią, później z nami. Oba mecze jednak przegrała. Dopisywało więc nam szczęście. Nowy kontrakt Rafała Góraka jest już podpisany, negocjacje trwały bardzo krótko, ale żartobliwie mówię, że trener nie wypełnił postawionego przed nim zadania. Mówiłem przecież „baraże”, a trener awansował bezpośrednio! Za to oczywiście mu bardzo podziękowałem, bo było to coś niesamowitego. Zresztą, jak pokazał przykład Arki Gdynia, baraże to nie są przelewki.

Wróćmy do jesieni minionego sezonu. GKS Katowice przeżył serię 8 meczów bez zwycięstwa. W pewnym momencie powiedział pan, że drużyna nie gra tak źle, jak wygląda jej sytuacja w tabeli. Rzeczywiście pan tak wtedy myślał?

- Jesień podzieliłbym na dwie części. Po porażce z Miedzią w pierwszej kolejce „odpaliliśmy” i byliśmy w czołówce. Potem zaczęły przytrafiać się różne dziwne rzeczy, jak w meczu z Wisłą Kraków. Były też czerwone kartki, jak w Gdańsku, gdzie wynik 1:5 nie odzwierciedlał tego, jak wyglądał mecz. Mówiłem wtedy szczerze – mieliśmy gorszą pozycję niż wyglądała nasza gra. Przeżywałem wtedy trudny okres. Kibice domagali się odejścia trenera. Chwała Bogu, że przetrzymaliśmy ten kryzys.

Na styczniowym spotkaniu z kibicami powiedział pan, że jesienią rozpoczął pan poszukiwania zastępcy dla trenera Góraka. Żałuje pan tych słów?

- Nie. Mało kto wie, jaka była moja intencja spotkania się z kibicami. Uważam, że kibice są ważną częścią społeczności GKS-u Katowice. Przed sezonem spotkałem się z trenerem Górakiem, bo już wtedy ludzie domagali się zwolnienia szkoleniowca. Po rozmowie podjąłem jednoosobowo decyzję o tym, że nie zwolnię Rafała Góraka, bo zrealizował wszystkie cele. Trener wtedy także się zastanawiał, czy nie odejść z klubu. Co się później wydarzyło? Rada drużyny spotkała się z grupą kibiców. To była twarda, męska rozmowa, w której zostały wyjaśnione wszystkie sprawy. Dlaczego zawodnicy nie dziękują po meczach, czemu pojawiały się przyśpiewki o pakowaniu walizek… Byłem moderatorem tego spotkania, siedziałem między tymi grupami i byłem po prostu spocony. Udało się jednak wtedy doprowadzić do tego, że kibice zaczęli sezon od zaśpiewania „gramy w dwunastu”.

Mieliśmy dobry początek sezonu, ale w połowie jesieni się zacięliśmy. Wytrzymywaliśmy długo, ale – nie wycofuję się z tego – były poszukiwania następcy Rafała Góraka. Jednak różnica punktowa pomiędzy nami a strefą barażową nie była wielka. Nagranie ze spotkania z kibicami, które wyciekło, być może wzbudziło także duże kontrowersje u naszych piłkarzy. Skoro kibice nie wierzą, skoro prezes poszukuje zmiany, to piłkarze może chcieli pokazać, na co ich stać. Zastanawialiśmy się, jak ta sytuacja wpłynie na nasz zespół. Były osoby, które mówiły, że będziemy walczyć o utrzymanie, że będzie źle. Wierzyłem w tę drużynę już od poprzedniego sezonu, gdy zagraliśmy przy pełnej Bukowej znakomite derby z Ruchem Chorzów. Ta drużyna miała potencjał i ten potencjał się wyzwolił wiosną po wszystkich negatywnych sytuacjach.

Jak blisko było tego, żeby trener został zmieniony i jakie są teraz pana relacje z Rafałem Górakiem?

- Gdy dwóch dorosłych facetów usiądzie i porozmawia, wszystko można wyjaśnić. Przeprosiłem trenera, ale powiedziałem także, żeby spróbował postawić się w mojej sytuacji. Byłem prezesem bardzo krótko i był na mnie niesamowity nacisk. Musiałem wykonywać swoją robotę. Pisano „gdzie jest prezes, gdzie się schował?”. Trzeba było reagować i nie można było rozmawiać o potencjalnym odejściu trenera, nie mając alternatywy.

Bardzo się cieszę z tego, że trener został. Bardzo lubię tego człowieka i zawsze to mówiłem. Nie wynika to z tego, że teraz awansował do ekstraklasy. Byłem zniesmaczony, gdy słyszałem „Górak pakuj walizki”… Jak blisko była zmiana trenera? 50 na 50.

Rozmawiał Kacper Janoszka


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus