Gol z rzutu karnego Olafa Kobackiego pozwolił Arce na zwycięstwo w niedzielne popołudnie. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


Bezbarwna wygrana

Arka Gdynia potrzebuje jeszcze tylko remisu, żeby cieszyć się z awansu do ekstraklasy.


Przed niedzielnym meczem w Gdyni wszyscy obserwatorzy I-ligowych zmagań zdawali sobie sprawę z tego, że każdy wynik inny niż wygrana Arki nad Zagłębiem będzie sensacją. W końcu sosnowiczanie nie wygrali meczu od września 2023 roku. Natomiast drużyna Wojciecha Łobodzińskiego potrzebowała 3 punktów, żeby jeszcze bardziej oddalić się od GKS-u Katowice, który w piątkowy wieczór wygrał w Tychach.


Szybki błąd

Podopieczni Marka Saganowskiego o nic już nie walczą. Są już pewni spadku z II ligi, jednak szkoleniowiec przed meczem zapewniał, że jego zespół chce pokazać charakter. Zagłębie nie ma zamiaru kończyć rozgrywek z zaledwie dwoma wygranymi meczami z rundy jesiennej. Chce mieć w swoim bilansie chociaż jedno zwycięstwo więcej, dlatego właśnie drużyna z Sosnowca była mimo wszystko mocno zmotywowana. Być może nawet za bardzo, ponieważ Dominik Sokół już w 1 minucie zobaczył żółtą kartkę za faul.

Motywacja to jednak nie wszystko. Liczy się przede wszystkim piłkarska jakość, a tej w Zagłębiu brakuje. Przez błąd w obronie Mateusz Kos już w 13 minucie musiał wyciągać piłkę z siatki. Wszystko przez to, że Zagłębie podarowało Arce rzut karny. Z 11 metrów pewnie przymierzył Olaf Kobacki i Arka od tego momentu mogła pilnować wyniku. To zadanie wymagało sporo wysiłku, bo Zagłębie potrafiło zaskoczyć. Miało swoje okazje przede wszystkim po stałych fragmentach. Finalnie do końca pierwszej połowy nie zdołało doprowadzić do remisu.


Pechowa zmiana

Po zmianie stron trener Saganowski zdecydował się od razu na dwie zmiany. Na boisku pojawili się Michał Janota oraz Marek Fabry. Dla pierwszego z nich zdecydowanie nie był to najszczęśliwszy dzień w życiu. Wszystko przez to, że już po 7 minutach od pojawieniu się na placu gry zaczął być opatrywany przy linii bocznej. 33-latek doznał kontuzji mięśniowej. Przez chwilę wydawało się, że będzie w stanie dokończyć spotkanie, ponieważ wrócił do gry. Jednak już w 57 minucie musiał zastąpić go Kamil Bębenek.

Arka miała spore problemy z tym, żeby jeszcze raz zagrozić bramce Mateusza Kosa. Zagłębie miało przewagę, w II połowie miało prawie 60 proc. posiadania piłki. Zagłębie groźne było do końca spotkania. Nawet w 90 minucie świetne podanie z prawej strony boiska Kamila Bilińskiego na gola powinien zamienić Marek Fabry. Bez wątpienia problemem przyjezdnych z województwa śląskiego była skuteczność.


Coraz bliżej…

Gdyby tylko naprzeciwko gdynianom stanęła drużyna tylko trochę lepsza od sosnowiczan, najprawdopodobniej podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego straciliby punkty. Z uwagi jednak na to, że grali przeciwko najgorszej drużynie na zapleczu ekstraklasy, nie zostali ukarani za swoją słabą dyspozycję, której symbolem była ostatnia akcja w spotkaniu. W 2 minucie doliczonego czasu gospodarze po rzucie rożnym w jednej akcji oddali aż 5 strzałów, a każdy z nich został bezproblemowo zablokowany przez mur defensywny z Sosnowca.

Mimo tego Arka Gdynia zwyciężyła. Nie zagrała najlepiej, ale osiągnęła swój cel. Teraz stanie przed szansą na to, żeby już w następnej kolejce wywalczyć bezpośredni awans do ekstraklasy. W przyszłym tygodniu przed gdynianami derby Trójmiasta. Jeśli tylko zremisują, mogą już oficjalnie zacząć myśleć o następnym sezonie.

Kacper Janoszka