Bez sentymentów
ZAPRASZAMY NA STADIONY - Paweł Czado
Tym razem tylko w jednej parze pierwszoligowej spotka się dwóch mistrzów Polski. Obie drużyny w odmiennych nastrojach, choć obie jeszcze niedawno grały w ekstraklasie. Solidarnie z niej jednak spadły – z tym, że Śląsk Wrocław marzy, żeby od razu do niej wrócić, a Stal Mielec, żeby nie zsunąć się jeszcze niżej, bo takie zsuwanie przypomina u nas często śnieżną lawinę w Himalajach - można zatrzymać się kilka obozów (czytaj: lig) niżej. Przerabiało to wiele klubów, choćby Ruch, a całkiem niedawno - Warta. Stal nie chce iść tą ścieżką. Ale nie chcieć a móc to dwie różne sprawy. Na razie mielczanie znajdują się w strefie spadkowej. Przegrali cztery ostatnie mecze (0:2 z Wieczystą, 1:2 z Grodziskiem Mazowieckim, 2:3 ze Stalą Rzeszów i 1:2 z Chrobrym). W trakcie tej paskudnej passy działacze zwolnili trenera Ivana Djurdjevicia, ale czekanu, który pozwoliłby wbić się w ścianę i zakończyć zsuwanie się w tabeli, na razie nie udało się użyć. A próbie powstrzymania kryzysu nie pomaga terminarz. Akurat teraz mielczanie spotkają się z niedawnym towarzyszem niedoli z Wrocławia, gdzie jednak nastroje - a przede wszystkim pozycja w pierwszoligowej tabeli – są nieporównywalnie lepsze (jedno zresztą wynika z drugiego). Też wszakże nie do końca jest idealnie - rozczarowanie po niespodziewanej wyjazdowej porażce ze Zniczem było niemałe. Dystans do miejsca premiowanego awansem jest jednak mały (ledwie jeden punkt), piłkarze Śląska patrzą więc przede wszystkim przed siebie. Jedno wiadomo - w niedzielne popołudnie (początek meczu we Wrocławiu o godz. 14.30) na pewno będzie ciekawie!
