Bez rozgrzewki

Andrzej Grygierczyk

O sposobach zarządzania sytuacją

Pamiętacie jak brzmiał tweet właściciela Rakowa Częstochowa, Michała Świerczewskiego, po przegranym ćwierćfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice? Pewnie pamiętacie, ale tak na wszelki przypadek przypominam: „Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić”. Był koniec lutego, a kilka tygodni po akcie „zarządzania sytuacją” pojawiło się oświadczenie, że Dawid Szwarga będzie trenerem Rakowa tylko do końca bieżącego sezonu. A potem? Jeszcze nie wiemy co (kto), ale przewija się w medialnych spekulacjach nazwisko Marka Papszuna, który po odejściu blisko rok temu z Limanowskiego nie znalazł satysfakcjonującego go miejsca pracy. Inna sprawa, czy aż tak bardzo aktywnie go szukał.

Wróćmy do tweeta. Miał on w sobie ładunek samospełniającej się przepowiedni. Przyjmijmy bowiem, że skoro zawodnicy usłyszeli (przeczytali), że są jedynie wyrobnikami na miarę ligowych przeciętniaków, to postanowili się do tego... dostosować. Świadomie lub podświadomie.

Ale jest oczywiście głębsze tego tło. Chociażby to, co Michał Probierz - jeszcze jako ligowy trener - nazywał pocałunkiem śmierci: występy w europejskich pucharach. Charakterystyczne dla polskich zespołów było (jest; będzie) to, że im wyżej one w pucharowej hierarchii się przepychały, tym gorzej wiodło się im w rywalizacji ligowej. Doświadczały tego zespoły z silniejszą marką aniżeli Raków, a zatem Legia i Lech, i to niejeden raz. By było jeszcze bardziej interesująco, doświadczały tego za kadencji różnych trenerów, również zagranicznych, którzy - teoretycznie - są lepiej niż ich polscy odpowiednicy przygotowani do „zarządzania” takimi sytuacjami. Przyczyny? Trudno je wrzucić do jednego wora. Mogą się one mieścić w kategoriach psychologicznych (brak umiejętności koncentrowania się na różnych celach), mogą i w personalnych, przez co należy rozumieć, że zbyt wąskie kadry z zapleczem niedorównującym zawodnikom pierwszego wyboru nader szybko wyczerpują możliwości osiągania satysfakcjonujących celów na równoległych frontach. A jeśli dojdą do tego kontuzje, to efekt pocałunku śmierci pokaże się w całej okazałości.


Tweet Michała Świerczewskiego („staliśmy się ligowym średniakiem”) miał w sobie ładunek samospełniającej się przepowiedni. No bo skoro zawodnicy usłyszeli (przeczytali), że są jedynie wyrobnikami na miarę ligowych przeciętniaków, to postanowili się do tego... dostosować. Świadomie lub podświadomie.


Abstrahując od tego - i wciąż pozostając przy poetyce Michała Świerczewskiego - skoro Raków jest ligowym średniakiem, to co powiedzieć o tegorocznej postawie wspomnianych piłkarzy Legii i Lecha (których na Bułgarskiej przywitano niedawno olbrzymim napisem „Wstyd”). No fakt, Legia jest trzecia, ale ma raptem punkt przewagi nad Górnikiem, Lechem i Rakowem, a dwa nad Pogonią. To kto w tej sytuacji wyrasta ponad ligowe średniactwo? Jagiellonia i Śląsk? I co z nimi będzie, jak znajdą się w kolejnym sezonie na europejskiej arenie?

Nie siedzę w szatni Rakowa, więc każda moja teza może się okazać nieuzasadniona, pospieszna, nader także spekulatywna. Ale mimo to pozwalam sobie na sugestię, że pan Michał Świerczewski zanadto pospieszył się z kwalifikacją swojej drużyny do kategorii średniaków. Odebrał i jej, a i pewnie Dawidowi Szwardze (nie mówiąc o całym sztabie szkoleniowym), sporo pewności siebie, jednocześnie redukując jej ambicje. No bo skoro nazywają mnie przeciętniakiem, to godzę się z taką rolą i gram na jej miarę.

Właściciel Rakowa w niejednym wywiadzie w przeszłości, zwłaszcza w tych, które związane były z wielkimi sukcesami Rakowa, podkreślał z satysfakcją, że ma tę właściwość i intuicję, iż otacza się się i stawia na świetnych ludzi. I że bez nich nie byłoby ani wielkiego powodzenia prowadzonej przez niego firmy, ani historycznych osiągnięć sportowego klubu. Nie czepiając się specjalnie, trzeba byłoby zadać pytanie, czy w kontekście powierzenia obowiązków trenera Dawidowi Szwardze można mówić o błędzie? No ale przecież Szwarga był dobrze „rozpoznany”, bo nie przyszedł na Limanowskiego w lipcu ubiegłego roku wprost z innej ulicy, tylko pracował w sztabie Marka Papszuna. A ten zapewne namaścił młodszego kolegę na swojego następcę.

Bez wątpienia nadchodzi czas wyciągania wniosków ze sposobów „zarządzania sytuacją”, choć warto zadać pytanie, jak zostanie oceniony sezon, jeśli Raków znajdzie się na podium ligi? Jako średni? Ale tym bardziej jestem ciekaw postawy tego zespołu w kolejnym sezonie. I czy aby szybko nie zatęsknią za tym średnim.