BEZ ROZGRZEWKI
BEZ ROZGRZEWKI
Andrzej Grygierczyk
Wstyd w wydaniu zagranicznym
Bardzo ciekawy wątek z analizy niepowodzenia Wisły Kraków w rywalizacji o awans do ekstraklasy podjął na naszych łamach red. Michał Knura. Zwrócił on mianowicie uwagę na to, że awans na najwyższy szczebel zdobyły drużyny prowadzone Szymona Grabowskiego (Lechia Gdańsk), Rafała Góraka (GKS Katowice) i Mateusza Stolarskiego (Motor Lublin) - trenerzy w Polsce urodzeni i w Polsce wyszkoleni. Dowiadujemy się jednocześnie, że po raz ostatni pod wodzą zagranicznego trenera drużyna awansowała z 1. ligi do ekstraklasy 10 lat temu, a dokonał tego z Górnikiem Łęczna Jurij Szatałow, choć już wtedy miał on polskie obywatelstwo. Informacje te zostały umieszczone w takim kontekście, że w Wiśle Kraków, pełnej potencjału i jeszcze większych ambicji, pracował do zakończenia rozgrywek 2023/24 Hiszpan Albert Rude. Głowią się teraz przy Reymonta, co w tej walce o awans poszło nie tak, skoro Wisła nawet nie dostała się do strefy gwarantującej udział w barażach, ale pewne jest tylko to, że trener Rude zdjął działaczom jeden kłopot z głowy – natychmiast po ostatnim meczu zrezygnował ze swojej funkcji. Z której zresztą i tak by go zwolniono. W świetle niepowodzenia w staraniach o powrót do ekstraklasy na dalszy plan zeszło zdobycie Pucharu Polski (po zwycięstwie nad pełną ambicji Pogonią Szczecin) i właściwie nie wiadomo, czy zyskane w ten sposób prawo startu w europejskich pucharach nie jest większym kłopotem niż zaszczytem.
I tu - tak na marginesie - można po raz kolejny przytoczyć klasyczne już powiedzenie Michała Probierza, że dla polskich zespołów udział w europejskich pucharach jest pocałunkiem śmierci. Czy właśnie takim pocałunkiem będzie dla Wisły? I czy krakowscy kibice nie popadną z tego tytułu w jeszcze większą frustrację?
Sam fakt, że Albert Rude wysypał się na pracy w krakowskim zespole nie jest szczególnie wiekopomnym wydarzeniem. Ot, jeszcze jeden, który ma niezłe - podchodząc do sprawy z perspektywy piłkarskiej - miejsce urodzenia, ale niekoniecznie takie same predyspozycje do trenerskiej roboty. Może nie trafił w odpowiednie miejsce, może nie trafił w swój czas. Może... Ale też być może nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie upór właścicieli, by sięgnąć po cudzoziemca, a nie swojego. Akurat teraz po takiego sięgnęli, Kazimierza Moskala, swojaka jak najbardziej.
Wpadki zagranicznych trenerów na swój sposób są pocieszające dla polskiego światka trenerskiego, z takim upodobaniem wyśmiewanego, pokazywanego jako środowisko nieudaczników, marzących wyłącznie o tym, by dostać się na ligową karuzelę i kręcić na niej głównie w celu zarabiania dużych pieniędzy.
Paradoksalnie, wszystko to na swój sposób jest pocieszające dla polskiego światka trenerskiego, z takim upodobaniem „publicystycznie” wyśmiewanego, pokazywanego jako środowisko nieudaczników, marzących wyłącznie o tym, by dostać się na ligową karuzelę i kręcić na niej bez końca, głównie w celu zarabiania dużych pieniędzy.
Wchodząc z takimi tezami (uproszczeniami) w polemikę, można powołać się na przykład Jagiellonii Białystok, prowadzonej przez raptem 32-letniego Adriana Siemieńca i na fakt, że zdobyła ona mistrzostwo Polski, wyprzedzając m.in. Śląsk Wrocław dowodzony przez Jacka Magierę. Drużyny prowadzone przez obcokrajowców, w tym Legia, Pogoń i Lech (przez sporą część sezonu), radziły sobie na taką miarę, na jaką ocenili je kibice w Poznaniu w trakcie meczu Lech - Legia, wyciągając olbrzymi transparent z napisem „Wstyd”. Krótko, kulturalnie, ale i dosadnie - pod adresem obu zespołów.
Część mediów, w tym te, które za swój cel uznały dworowanie sobie z „polskiej myśli szkoleniowej” zaczęła całkiem niedawno przyznawać, że doświadczenia związane z zatrudnianiem zagranicznych trenerów, a zwłaszcza na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski, były co najmniej przykre. Dopiero wezwanie pod broń Michała Probierza sprawiło, iż nad biało-czerwoną ekipą pojawił się powiew optymizmu i świeżości. Nie to, że pompujemy balon przed Euro 2024, na które dostaliśmy się z takim trudem - oczywiście już za kadencji Probierza; naiwnych trudniej dzisiaj znaleźć. Ale już sam akt powołań do kadry nie podlegał jakiejkolwiek krytyce, a jeśli ktoś kwestionował nominację na przykład dla Kacpra Urbańskiego, ten błyskawicznie musiał się z tego wycofać. A i styl gry w ostatnich sprawdzianach - z Ukrainą i Turcją - nie budził rozczarowania tudzież obaw. Powszechne odczucie jest więc takie, że Probierz wie, co robi. I przy tym pozostańmy, niezależnie od tego, jak zakończy się nasza przygoda w Niemczech.
Przyjmijmy więc optymistycznie, że i inni trenerzy w Polsce wiedzą, co robią; że rzesza młodych zdolnych coraz bardziej będzie się powiększać; że powodów do złośliwości będzie coraz mniej; i że będzie coraz mniej powodów, by karmić rozmaitej maści cudzoziemców.