BEZ ROZGRZEWKI


Andrzej Grygierczyk

 

W łeb i tak dostanie

 

Bomba wybuchła zaraz na początku 2024 roku, kiedy to nowy minister sportu, Sławomir Nitras, zablokował ponad 300 milionów zł, które miały pójść na dofinansowanie budowy ośrodka piłkarskiego w Otwocku. Nazwano go Narodowym Centrum Szkolenia, Badań i Treningu Piłki Nożnej. Bez wątpienia w nazwie musiało być słowo Narodowy, bo za PIS-u wszystko było narodowe, co skądinąd jednych wnerwiało, drugich śmieszyło, a inni oczywiście się cieszyli. Najwyraźniej na hasło „narodowy” łatwiej było wydać przychylną decyzję, oczywiście związaną z kasą. Bo to, co narodowe, biedne i obszarpane być nie może. 

Decyzję o rzeczonych 300 mln (z okładem) podjął poprzedni minister sportu, Kamil Bortniczuk. W pierwszej chwili można było dojść do wniosku, że Nitras pokazuje Bortniczukowi wała. W myśl zasady „nie dam, bo nie dam”. Niebawem jednak ukazała się interpretacja, z której wynikało, że Bortniczuk podjął decyzję - tu cytat za wypowiedzią Nitrasa dla radia „Zet” - „sprzeczną z procedurami obowiązującymi w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Wnioski zostały złożone w sposób niechlujny i niekompletny. PZPN nie posiada nawet prawa do gruntów, na których chciał budować”. Dalej Nitras mówił: „Mi ta sprawa i tryb podejmowania tej decyzji przypomina to, jak premier Morawiecki dawał premię piłkarzom w Katarze. Najpierw naobiecywał, a potem nie przypilnował kwestii formalnych, a na koniec wyszedł z tego wielki wstyd dla piłkarzy i premiera. Te sprawy są podobne”.

Do czego konkretnie sprowadza się niechlujstwo? Aż tak szczegółowych informacji nie posiadamy, ale gdyby się odnieść tylko do praw do gruntów, to - jak się zdaje - Otwock zamierzał je oddać PZPN-owi w ramach wieczystej dzierżawy na 99 lat.

Jakoś dwa tygodnie później doszło do spotkania ministra Nitrasa z szefem PZPN-u, Cezarym Kuleszą. Wedle różnych źródeł panowie pogadali sobie jak Polak z Polakiem, dzięki czemu nastąpiło zbliżenie stanowisk i podobno jest bliżej niż dalej do porozumienia, którego efektem będzie odblokowanie ministerialnej kasy.

Rzecz jasna, na bazie tych przepychanek zrodziła się dyskusja, czy akurat na taki ośrodek (8, a potem 12 boisk, w tym oczywiście niektóre pod dachem, hotel, wszelkiego rodzaju zaplecze itp.) wywalać wielkie pieniądze, no bo - jakżeby inaczej - jest tyle pilniejszych potrzeb, w kasie państwowej pustawo, a deficyt budżetowy taki, że ho ho! Pojawił się przy tej okazji i taki argument, że PZPN jest bogaty jak żaden inny związek sportowy w Polsce, więc skoro chce, to niech buduje za swoje i tylko swoje.

Argumentów za i przeciw znaleźć oczywiście można bardzo wiele, aczkolwiek piłkarska centrala mocno wskazuje na to, że owo Narodowe Centrum (itd.) ma służyć potrzebom kadr we wszystkich grupach wiekowych, a nie tylko kadrze najpierwszej. Co zresztą na swój sposób kupy się trzyma. Inna sprawa, że ta nasza kadra najpierwsza przed ważnymi imprezami zwykła korzystać z gościnności ośrodka w Arłamowie i za darmo to nie było. Fakt, widoki bez wątpienia ładniejsze niż w Otwocku, tylko że Otwock bardziej centralnie jest usytuowany, więc i dojechać do niego łatwiej.

Co z tego wyniknie? Zobaczymy, aczkolwiek warto przy tej okazji wspomnieć o planach budowy gmachu dla PZPN. Pojawiły się one kilkanaście lat temu za prezesowskiej kadencji Grzegorza Laty. Zakupiono w atrakcyjnym miejscu stolicy - w Wilanowie - działkę, na której ów gmach miał powstać (gotowy był też projekt autorstwa renomowanej katowickiej pracowni Konior Studio). Ale nie powstał, bo awantura się wielka zrobiła, że PZPN zamierza rozpieprzać pieniądze na lokalowe kaprysy. Nie tylko zaczęto liczyć miliony, które ta inwestycja by pochłonęła, ale i prokuraturę w to zaangażowano, bo jakoby szwindle miały się przy tej okazji odbywać. Nic nigdy nikomu nie udowodniono, nikogo nie zamknięto, a pod koniec 2013 roku śledztwo umorzono. Cały ten szum wystarczył jednak, by kolejna władza, która nastała w PZPN, z inwestycji się wycofała. I tak oto miliony są wydawane na czynsz w budynku przy ul. Bitwy Warszawskiej. A co z tą sławetną działką? Chodzą słuchy, że pięknie zarasta.


PZPN może i trudno kochać, ale obiektywnie rzecz biorąc, to szczególnego szczęścia nie ma; a już do inwestycji to na pewno. Bo albo z fałszywą troską (o dobro wspólne?) gryzą go po rękach, albo wyją z rozpaczy, że bezczelnie chce sięgać po publiczną kasę.


PZPN może i trudno kochać, ale obiektywnie rzecz biorąc, to szczególnego szczęścia nie ma; a już do inwestycji to na pewno. Bo albo z fałszywą troską (o dobro wspólne?) gryzą go po rękach, albo wyją z rozpaczy, że bezczelnie chce sięgać po publiczną kasę. Cokolwiek więc zrobi (albo i nie zrobi) w łeb i tak dostanie.