BEZ ROZGRZEWKI

Andrzej Grygierczyk

 

Jak zasłużyć na miłość?

 

Minionych kilka dni pokazało, jak przewrotne może być życie i ile wymaga od nas pokory. Sporo na ten temat mógłby powiedzieć słoweński skoczek narciarski Anże Lanisek. W ubiegłą sobotę w Zakopanem mógł nie tylko fetować 3. miejsce w konkursie indywidualnym oraz drugie w drużynowym, ale i przyjąć specjalny rodzaj hołdu od polskich kibiców wdzięcznych za jego gest sprzed niemal roku w Planicy podczas dekoracji najlepszych zawodników edycji Pucharu Świata 2022/23. Sprawa jest powszechnie znana, zatem tylko dla porządku przypomnę, że na uroczystość wręczenia nagród udał się z wielką podobizną Dawida Kubackiego, który z powodu choroby żony wycofał się z ostatnich konkursów PŚ i w związku z tym nie zmieścił się na podium w końcowej klasyfikacji, co wcześniej mogło uchodzić za oczywiste. Lanisek, świadomy, że miejsce w trójce dała mu ta właśnie okoliczność, postanowił w taki - bardzo sportowy i niezwykle sympatyczny - oddać Dawidowi to, co cesarskie.

Trudno, żeby takie zachowanie nie zostało zapamiętane, nic dziwnego zatem, że Lanisek został w Zakopanem uhonorowany w najlepszy z możliwych sposobów - przez wielotysięczną rzeszę kibiców. To „Anże, hwala ti” („Anże, dziękujemy”) będzie rozbrzmiewać w nim - i w nas - najpewniej do końca życia.

Mógłby jeszcze wygrać wiele konkursów Pucharu Świata, zasłynąć długimi i świetnymi stylowo skokami, ale to tylko statystyka; przyjemna oczywiście, ale jednak statystyka, tym bardziej sucha, im głębiej te skoki i te osiągnięcia będą zanurzać się w historii. Ale nic nie jest w stanie konkurować z tym, co zrobił przed rokiem i czego doświadczył przed tygodniem w Zakopanem. Zrobił to, co w sporcie najpiękniejsze, i doświadczył tego, co w sporcie najpiękniejsze, zyskując sobie szacunek po wsze czasy. Tym bardziej przykro, że akurat na kilka dni przed mistrzostwami świata w lotach na skoczni Kulm doznał ciężkiej kontuzji (zerwanie więzadeł krzyżowych), która nie tylko zabrała mu możliwość startu w tej imprezie, ale i eliminuje go rywalizacji w kolejnych w tym sezonie konkursach Pucharu Świata.

To wszystko, co z Anże Laniskiem związane, w odległej analogii skojarzyło mi się z życiową postawą zmarłego przed kilkoma dniami na zawał serca włoskiego piłkarza Luigiego „Gigiego” Rivy. Miał on status jednej z największych legend włoskiego piłkarstwa, i to takiej legendy, której odejście na Półwyspie Apenińskim będą opłakiwać jeszcze długo. I nie chodzi jedynie o jego fantastyczne umiejętności piłkarskie. Zwraca się bowiem na każdym kroku uwagę na jego nadzwyczajną wierność do klubu Cagliari i do Sardynii, co przejawiało się tym, że odmawiał przejścia do największych (i najbogatszych) włoskich klubów, w tym oczywiście Juventusu Turyn. Prezydent Włoch Sergio Mattarella podkreślił (cytat za PAP): „Jego sportowe sukcesy, wielka powaga charakteru i godność zachowania w każdych okolicznościach zaskarbiły mu miłość milionów Włochów, także tych, którzy nie byli kibicami piłkarskimi”.

Czyż nie w tym zawiera się piękno sportu, że eksponuje owe humanitarne, czysto ludzkie zachowania, postawy i wartości, które dalece wykraczają poza bramki, punkty, sekundy?

Znów na zasadzie analogii: w statystykach bez wątpienia zapisane są wszystkie osiągnięcia Rivy, o których będzie się pamiętać, ale na czoło - wspominając jego postać - będą się wybijać inne sprawy i walory; te związane z najbardziej cenionymi zachowaniami, postawami, wartościami.

Przypominają się słowa legendarnego komentatora sportowego Bohdana Tomaszewskiego, który zawsze podkreślał, że w swoim podejściu do pracy kieruje się zasadą „Najpierw człowiek, potem wynik”. Zarzucano mu nawet czasem, że w związku z tym omija sedno sportu, czyli sam akt rywalizacji, czyniąc z niej tylko tło dla szerszych rozważań - również usprawiedliwiających słabszą postawę sportowców - ale czyż nie w tym właśnie zawiera się piękno sportu, że eksponuje owe humanitarne, czysto ludzkie zachowania, postawy i wartości, które dalece wykraczają poza bramki, punkty, sekundy?