BEZ ROZGRZEWKI


Andrzej Grygierczyk


Historia bardzo złych decyzji


Całkiem niedawno w tym miejscu postawiłem pytanie: co doprowadziło Zagłębie Sosnowiec do stanu, który można nazwać degrengoladą? I odpowiedziałem, że był to proces złożony, ale którego wspólnym mianownikiem był zapewne niedostatek kompetencji kolejnych zarządców klubu. I im gorzej się w nim działo, tym więcej nerwowych ruchów podejmowano. I dalej - w ślad za nerwowością pojawiała się panika, która - co oczywiste - też słabo sprzyja racjonalnym decyzjom. W ten sposób odbywało się topienie czegoś, co teoretycznie wydawało się niezatapialne.

Owo pytanie postawiłem w połowie stycznia, jeszcze przed rozpoczęciem ligowych rozgrywek, ale już po tym, jak szkoleniowe rządy przejął w klubie Białorusin Aleksandr Chackiewicz, trener z mocnym nazwiskiem, niezłym CV, takim, co powinien a priori budować autorytet. Po kilku tygodniach - a konkretnie po kilku meczach Zagłębia - nic z tego autorytetu nie zostało. Bo i wyniki gorsze niż złe, i wypowiedzi trenera co najmniej zaskakiwały. Najpierw budziły zdziwienie, potem zdumienie, jeszcze potem śmiech, a na końcu politowanie, jak m.in. ta wygłoszona po meczu z GKS-em Katowice, że to niby sami zawodnicy ustalili taktykę na ten mecz (przegrany na własnym stadionie 0:4).

W związku z tym człowiek zaczyna się zastanawiać nad przyczynami decyzji - kolejnej fatalnej - zarządców klubu o powierzeniu Białorusinowi takiej roli. Czy wynikało to z niewiedzy, dyletantyzmu, słabego rozeznania co do jego sposobu bycia? A może z jakichś nie do końca rozpoznanych układów i zależności biznesowych? W każdym razie z perspektywy tych kilkunastu tygodni wiadomo już, że ten Titanic nabrał tyle wody, iż już nic go nie uratuje, przynajmniej przed degradacją do 2. ligi.

Cokolwiek się stanie, za takim stylem działania będzie się ciągnął smród, czego następstwem musi być przekonanie, że działający w coraz większej panice dyletanci powierzyli klub jeszcze większym dyletantom. Z założenia ani jedni, ani drudzy nie są godni zaufania; i niegodni podejmowania jakichkolwiek merytorycznych rozmów.

Wyniki więc były i są kompromitujące, i właśnie na to nałożyła się „kibolska akcja” na treningu; o szczegółach której niewiele wiadomo. Wiadomo że była, ale do czego się sprowadziła? Policja twierdzi, że nie otrzymała żadnego zgłoszenia o przemocy, zresztą kiedy przyjechała na miejsce, agresywnej (?) grupy już nie było.

Takie „wychowawcze rozmowy” to oczywiście nie pierwszyzna. Przejawiały się one w przeszłości właśnie w wizytach na treningach i w szatniach, w nakazywaniu oddawania koszulek, w pospolitym zastraszaniu, a w najlepszym przypadku w śpiewach o treści „klub to my, a nie wy” lub „piłkarzyki pajacyki”.

W Sosnowcu wpisano się w te klimaty. Co z tego wyniknie? Można przyjąć, że jeszcze większe problemy. Miasto, właściciel klubu, najwyraźniej nie panuje nad tym, co się w nim dzieje. Kręcą się w nim ludzie, co do których kompetencji można mieć duże zastrzeżenia i potraktujmy to jako eufemizm. Być może sytuację uzdrowiłaby sprzedaż - taka w pełni tego słowa znaczeniu - prywatnemu podmiotowi, może z zachowaniem „złotej akcji”, która uniemożliwiałaby właścicielowi ruchy na przykład wyprowadzające klub poza miasto.


Jak się oblicza, w minionych trzech latach na piłkarzy Zagłębia z budżetu miasta poszło 36 mln. Relacja nakładów do efektów jest zatem tragiczna, kojarząca się z marnotrawstwem, a nawet niegospodarnością. Prywatny przedsiębiorca nigdy na coś takiego sobie nie pozwoli.


Tyle że do tanga trzeba dwojga. Popatrzmy z perspektywy prywatnego biznesu, który na dzień dobry zrobi bilans. Jak się oblicza, w minionych trzech latach na piłkarzy z budżetu miasta poszło 36 mln. Relacja nakładów do efektów jest zatem tragiczna, kojarząca się z marnotrawstwem, a nawet niegospodarnością. Prywatny przedsiębiorca oczywiście nigdy na coś takiego sobie nie pozwoli. Ale ryzyko finansowe i tak poniesie. I nie tylko finansowe. Również - zwłaszcza w przypadku sportowych niepowodzeń - będzie się musiał mierzyć z hejtem, wyzwiskami, zastraszaniem, a w sumie tym specyficznym kibolskim klimatem, czego przejawem jest skłonność do prowadzenia „lekcji wychowawczych”. Niekoniecznie tylko wśród piłkarzy. No więc po co przedsiębiorcy takie wyzwanie?

Podsumowując: najnowsza historia Zagłębia jest jednocześnie historią bardzo złych - w każdym wymiarze - decyzji. Można się obawiać, że z ich skutkami będą się w Sosnowcu długo mierzyć.