BEZ ROZGRZEWKI

Andrzej Grygierczyk

W tym awansie jest coś więcej

Doszło do szczególnej mijanki: Ruch Chorzów spadł z ekstraklasy, a GKS Katowice do niej wrócił. Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć, że w stolicy woj. śląskiego czekano na powrót w szeregi najlepszych o wiele dłużej niż w Chorzowie, choć kłopoty, z jakimi borykały się te kluby, były zbliżone. Ich wspólnym mianownikiem było zagrożenie zepchnięciem na kompletne peryferie piłki, a jednocześnie ogromna rola kibiców, którzy zademonstrowali więź z ukochanymi klubami i wolę ich wsparcia w najtrudniejszych momentach. To kibice ponieśli je ku dalszemu istnieniu, stanowiąc również swoistą inspirację i zachętę dla miast i innych podmiotów, by podać im pomocną dłoń.

W Ruchu dziś na swój sposób cierpią i pewnie gorączkowo zastanawiają się, jak zapewnić sobie możliwie najszybszy powrót do ekstraklasy, w GKS-ie - gdzie chyba już radosny kurz powoli opada - głowią się nad scenariuszami tworzenia ekipy na miarę ekstraklasy i żeby nie doświadczyć tego, czego właśnie doświadcza sąsiad zza miedzy.

Paradoks polega na tym, że drużyna z Bukowej awansowała w sezonie, w którym de facto nie miało prawa się to zdarzyć. Poprzedni znaczony był ciężką atmosferą – w tym rozmaitymi konfliktami na linii klub – kibice; ówczesny prezes Marek Szczerbowski toczył – eufemistycznie mówiąc – spór z kibicami w związku pamiętnymi wydarzeniami podczas meczu GieKSy z Widzewem, co skutkowało różnymi formami bojkotu z ich strony (głównie absencją na meczach rozgrywanych na własnym stadionie). Sami zawodnicy też mogli uchodzić za pogubionych, może wręcz wystraszonych tym, co się działo, a i trener Rafał Górak musiał się zastanawiać, w jakim kierunku to wszystko zmierza, i czy w klubie jest wciąż dla niego miejsce, czy już szykują następcę. Zmiana nie była nierealna... Kolejny sezon, 2023/24, w wymiarze sportowym również zapowiadał się na bardzo kiepski. Wyrazem tego było 11. miejsce na koniec jesieni, z którego rzecz jasna bliżej do otchłani zwanej 2. ligą niż ekstraklasy. Znów więc wokół klubu, drużyny, trenera, a i nowego prezesa, Krzysztofa Nowaka, było gorąco. Albo raczej - lodowato.

Co zatem stało się zimą? Jakie zdarzenia nastąpiły, że doszło do takiej zmiany w postawie drużyny? Czy nagle gwałtownie objawił się trenerski geniusz Rafała Góraka, którego notabene bardzo kibice przepraszali za obrzucanie błotem podczas poniedziałkowej fety pod „Spodkiem”, a Górak oczywiście przeprosiny przyjął? A może sypnięto dodatkową kasą? Czy może piłkarze nie tylko (jak nigdy) trenowali w zimie, lecz także wzbogacali trening o rozważania natury filozoficzno-psychologicznej, dowartościowując się i motywując w ten sposób?


Gdzieś ta głębia, sprawiająca, że doszło do awansu GKS-u Katowice, musi tkwić. Gdzie? Najprościej byłoby przyjąć, że każde zwycięstwo napędzało kolejne, że budowało ono drużynę, jej pewność i wiarę, że z innymi pretendentami do awansu da się powalczyć nie tylko jak równy z równym, ale i z przekonaniem, że jest się lepszym.


Tak, oczywiście – to tylko zabawa słowem. Ale jednak gdzieś ta głębia, sprawiająca, że do awansu doszło, musi tkwić. Gdzie? Najprościej byłoby przyjąć, że każde zwycięstwo napędzało kolejne, że budowało ono drużynę, jej pewność i wiarę, że z innymi pretendentami do awansu da się powalczyć nie tylko jak równy z równym, ale i z przekonaniem, że jest się lepszym. Można też przyjąć, że ta siła brała się z nastawienia, że „nic nie musimy”; że wielu ludzi (z dużą częścią kibiców na czele) spisało tę drużynę, jej trenera i cały ten sezon na straty. No więc można zaryzykować tezę, że presja nie niszczyła ich psychiki; tak jak - to oczywiście tylko domniemanie - zniszczyła psychikę na przykład piłkarzy Wisły Kraków (było nie było zdobywców Pucharu Polski), być może też bardzo nadszarpnęła psychikę zawodników Arki Gdynia, którzy grając przeciwko GieKSie wyglądali na ciężko przestraszonych.

Może ktoś, gdzieś, kiedyś pochyli się nad anatomią awansu drużyny z Katowic. Mając w pamięci wiele zdarzeń z nią związanych, w tym informacje mniej czy bardziej zakulisowe, chętnie bym takie wypracowanie poczytał. Teoretycznie całe uzasadnienie powinno się zawrzeć w banalnym zdaniu, że to tylko sport, ale intuicyjnie wyczuwam, że jest w tym awansie coś więcej; coś, co da się wytłumaczyć nie na gruncie celnego strzału i genialnego podania, lecz tym, co dzieje się w głowach.