BEZ ROZGRZEWKI

Andrzej Grygierczyk

Jak Filip wyskoczył z Legii

Z pewną taką nieśmiałością przyznaję, że podejmuję dzisiaj temat marginalny, kompletnie nieprzystający do gorączki, którą wywołuje w nas niemal każdy mecz Euro 2024. No! Dzieje się w Niemczech tyle, że nie sposób przejść nad tym do porządku dziennego. Czyż na przykład jakoś mógł was (nas) obchodzić mecz Turcji z Gruzją? Może powodowani nadmiarem wolnego czasu albo zwykłą ciekawością zaczęliście zerkać na telewizor, by już niebawem nie móc oderwać wzroku? Dość powiedzieć, że do środy (a więc do momentu, w którym piszę te słowa) mecz ten został uznany za najciekawszy z dotychczas rozegranych.

Jak więc „kopać” się z tak fascynującą materią i zastanawiać się nad osobliwościami polskiej piłki nożnej? A jednak podkusiło mnie, a inspiracją ku temu był transfer... Filipa Rejczyka z Legii Warszawa do Śląska Wrocław. Powie ktoś (pod moim adresem), że temat musi być dęty, bo któż zna Filipa Rejczyka, lat 18? Fakt, reprezentant Polski juniorów, uchodzący za wielki talent, ale też trudno powiedzieć, że już znany szerszej publiczności. No i jeszcze, jeśli przypomnimy sobie losy naszych młodych mistrzów Europy, czy to w kategorii 16-latków, czy to 18-latków, albo – jeszcze dawniej – autorów trzeciego i czwartego miejsca na mistrzostwach świata młodzieży w Meksyku i Japonii, to trzeba nabrać głębokiej rezerwy wobec domniemanego potencjału każdego młodziaka, a zatem i Filipa Rejczyka. Niestety, w 90 procentach przypadków talenty tych naszych nadziei nie rozkwitły na miarę oczekiwań, a często-gęsto wręcz utknęły na trzecim czy czwartym poziomie rozgrywkowym, zatem na amatorskim.

Kto z nich zwyczajnie zmarnował talent albo kto go nie wykorzystał w pełni – to osobna sprawa i splot bardzo wielu czynników, w tym dość specyficznego (co za eufemizm!) klimatu w polskiej piłce nożnej, panującego zwłaszcza na przełomie wieków, choć i wcześniej, i później z różnymi cudami mieliśmy do czynienia. Krótko mówiąc: dokonywały się akty deprawacji znaczone złodziejstwem i korupcją, co młodym ludziom nie mogło nie zamącić w głowach. W ślad za tym rywalizacja ligowa podlegała coraz głębszej degeneracji. W tych okolicznościach talent, praca i umiejętności schodziły na dalszy plan. Liczyło się cwaniactwo.

Dla Filipa Rejczyka i jego rówieśników to oczywiście prehistoria, o której co najwyżej mogą poczytać lub dowiedzieć się od ludzi starszych co najmniej o pokolenie. Ale - jak się rzekło - przypadek jego transferu służy jako źródło inspiracji do stawiania pytań. Samo w sobie jest bowiem ciekawe to, że uciekł z Legii (nie chciał przedłużyć kontraktu), choć ta ponoć proponowała mu takie warunki, że aż strach pisać, bo wielu się pewnie wkurzy i oburzy. Niektóre źródła mówią o 60 tysiącach złotych - miesięcznie. W tym miejscu pierwsze pytanie: co spowodowało, że ten młody człowiek, wywodzący się ze Stalowej Woli, a pierwsze piłkarskie kroki stawiający w Stali Mielec (skąd przeszedł do Legii), wolał stolicę Dolnego Śląska, a nie stolicę Polski? Drugie pytanie: czy Śląsk będzie mu płacić jeszcze więcej, stąd taki a nie inny wybór? Pytanie trzecie: czy jest możliwe, iż Filip uznał, że lepsze warunki rozwoju, w tym więcej szans na grę, otrzyma we Wrocławiu? I pytanie czwarte, z trzecim powiązane: czy może chciał pracować z Jackiem Magierą, trenerem i człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej i na pewno dużej klasy fachowcem, a nie z Portugalczykiem, któremu towarzyszy „sława” człowieka pozbawionego dobrych manier (to oczywiście znów eufemizm), choć nie da się ukryć, że jakieś tam sukcesy w Polsce osiągnął?

Być może kiedyś doczekamy się odpowiedzi, a przede wszystkim doczekamy się odpowiedzi na pytanie, czy Filip – już z perspektywy kilku lat kariery – dokonał dobrego, mądrego wyboru, choć wybór ten - by napisać zgodnie z dzisiejszymi językowymi trendami - jest nieoczywisty.

I na koniec jeszcze jeden wątek, z lekka poboczny. Kiedyś – dawno, dawno temu – Legia bez żalu rozstała się z Robertem Lewandowskim. Nie dostrzegła w nim potencjału. Transfer Rejczyka do Śląska mógłby wskazywać, że ten młody piłkarz nie widzi – dla siebie - potencjału w Legii.