Sport

BEZ ROZGRZEWKI

BEZ ROZGRZEWKI

 

Andrzej Grygierczyk


Zanim wjadą buldożery

 

Prezydencka bitwa o Chorzów zakończyła się niespodziewanie zdecydowanym zwycięstwem Szymona Michałka, przez lata znanego głównie w roli organizatora sektora rodzinnego na stadionie Ruchu, a także wielkiego orędownika budowy nowego obiektu przy Cichej 6. Dostał on 19572 głosy, co przekłada się na 54,67 procent. W Chorzowie zatem sprawa zamknęła się w I turze wyborów, co jest sensacją samą w sobie. Podobnie jak to, że pełniący przez 12 lat funkcję prezydenta Andrzej Kotala otrzymał raptem 12144 głosy (33,92 procent).

Najprostsze wytłumaczenie takich rozstrzygnięć mogłoby się mieścić w tym, że Kotala obiecał Ruchowi stadion, ale słowa nie dotrzymał. Tylko że... Tak drapię się w głowę i zastanawiam, czy to główna - a może nawet jedyna? - przyczyna jego porażki. Czyżby rzeczywiście tysiące mieszkańców Chorzowa tylko tym się kierowało, że Ruch z przyczyn licencyjnych nie ma gdzie się podziać, w związku z czym to gra na stadionie Piasta, to znów na Stadionie Śląskim?

Szczerze? Kupy mi się to nie trzyma. Być może zatem w grę wchodzi zwyczajne zmęczenie rządami Kotali, tak jak kiedyś pojawiło się zmęczenie rządami Marka Kopla. Można byłoby przyjąć, że w Chorzowie szybciej niż gdzie indziej nudzą i męczą się swoimi włodarzami, bo jest dość przykładów na to, że są tacy, którzy będą rządzić czwartą albo i piątą kadencję; i lokalnemu narodowi nie przychodzi do głowy, żeby zmieniać ich na innych. W jakimś też sensie podejmować ryzyko, że nowe elity nieciekawie będą miastem czy gminą się bawić.

No więc gdybym był mieszkańcem Chorzowa, zdecydowanie bardziej niż perspektywie stadionu przyglądałbym się kwestiom służby zdrowia, szkolnictwa, szeroko rozumianej infrastruktury, ulicom, budynkom, chodnikom... Czasem przejeżdżam przez Chorzów w kierunku Bytomia (i z powrotem). Być przestraszonym tym, co się tam widzi, to nic nie powiedzieć. Straszliwe ruiny, na których - o ironio – spotkać można reklamy z hasłem „lokale do wynajęcia”. Pewnie ostatnio były odnawiane (byle jak malowane) wtedy, kiedy niejaki Leonid Breżniew tamtędy przejeżdżał; a były to lata 70. ubiegłego stulecia. No! Może to lokale prywatne i teoretycznie miejskim władzom nic do nich, ale jednak świadectwo miastu wystawiają. Hipotetycznie mogłoby być tak, że jest piękny stadion i... dojazd nań między ruinami.


Nowy prezydent Chorzowa na dzień dobry obiecał zrobić audyt i przyjrzeć się podejmowanym przez poprzedników decyzjom. Ciekawe, co z tego wyniknie; i czy dzięki tym działaniom uda się znaleźć miliony na nowy stadion.


Szymon Michałek pewnie jest świadomy, że czeka go ciężka robota, w której niepoślednią rolę może odgrywać bitwa (nie tylko z myślami) o to, co jest w mieście najpilniejszego do zrobienia, na co rozpaczliwie miasto i mieszkańcy czekają, skąd wziąć na to wszystko pieniądze. A umówmy się - Chorzów do gigantów budżetowych nie należy. Kudy mu chociażby do Katowic albo Gliwic. W każdym razie nowy prezydent na dzień dobry obiecał zrobić audyt i przyjrzeć się podejmowanym wcześniej decyzjom. Jestem niezmiernie ciekaw, co z tego wyniknie; i czy dzięki tym działaniom uda się znaleźć miliony na nowy stadion. Albo chociażby na rozpoczęcie budowy. No bo skoro było to przewodnie hasło kampanii i najbardziej ważki argument w wyborczej walce, to trzeba się go konsekwentnie trzymać, tym bardziej że za tymi wyborami i ich rozstrzygnięciami bardzo mocno stali kibice. Choć nie od rzeczy będzie przypomnieć, że frekwencja w Chorzowie nie przekroczyła 50 procent. To też na swój sposób dramat, tyle że nie tylko chorzowski, lecz - zasadniczo - ogólnopolski. No ale jeśli nie idziesz na wybory, zdajesz się całkowicie na decyzje innych. W Chorzowie - jak się okazuje - w przeważającej części tych, którzy najbardziej marzą o stadionie.

Jakkolwiek spojrzeć, mamy do czynienia ze swoistym eksperymentem. Oto na czele średniej wielkości miasta – z bardzo wieloma typowymi dla Śląska trudnymi problemami postindustrialnymi – staje człowiek niewywodzący się z politycznego pnia, a budujący swoją pozycję jako ktoś w rodzaju ludowego trybuna. Może właśnie dlatego ludzie mu zaufali, że on taki „od nas”, taki „swój”?

No ale ile z tego zaufania zostanie za rok czy dwa? Czas rozliczeń nadejdzie szybciej niż później. A odliczanie do wjazdu buldożerów na Cichą 6 dobrze zacząć już teraz.