Alan Łyszczarczyk po kontuzji w decydujących meczach nie prezentował wysokiej formy. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl


Bez rewolucji

Sztab trenerski pozostanie w Tychach taki sam - takie są wstępne ustalenia w klubie. 

 

Krach i klęska - to dwa najczęściej powtarzane słowa przez wszystkich ludzi związanych z GKS-em Tychy. Po zdobyciu Superpucharu i Pucharu Polski tyszanie mieli wysokie aspiracje, sięgające mistrzostwa kraju. Potrójna korona - to był ich cel, a skończyło się na porażce w półfinałowej serii z Re-Plastem Unią Oświęcim 1-4.

 

Jak po nokaucie

- Pewnie długo będziemy wspominali tę rywalizację z Unią, ale pozostało nam lizanie ran i przygotowanie do meczów o brązowy medal - mówi szef sekcji hokejowej, Wojciech Matczak. - Po tej przegranej poczułem się jak po nokaucie i przez dwa dni nie mogłem się pozbierać. Jednak życie nie znosi próżni, trzeba było się pozbierać i zabrać do pracy. Przyczyn tego niepowodzenia jest wiele. Zawsze przy okazji play offu mówi się, że mecze wygrywa się defensywą i czwartą formacją. W grze defensywnej prezentowaliśmy się znacznie gorzej niż w sezonie zasadniczym, w którym straciliśmy najmniej goli. Trudno mieć pretensję do czwartego ataku, który spisywał się, w moim przekonaniu, bez zarzutu. Przez ponad miesiąc z powodu kontuzji pauzował Alan Łyszczarczyk i siła uderzeniowa pierwszego ataku nieco osłabła. Przegrana rywalizacja z Unią ciągle będzie analizowana, ale wiem na pewno, że tych przyczyn było wiele i trudno będzie wskazać tę najważniejszą.

 

Brak argumentów

Wielu obserwatorów twierdzi, że tyskich hokeistów zgubiła zbyt duża pewność siebie. Być może tak było. Niemniej ich siła mentalna osłabła po dwóch porażkach na własnym lodzie.

- Rywale byli zdecydowanie lepsi i nikt nie miał watpliwości kto powinien awansować do finału - powiedział nam obrońca, Mateusz Bryk, który na finiszu sezonu regularnego oraz w play offie prezentował wysoką formę. Porażka w serii 1-4 jest niezwykle bolesna i wszyscy jesteśmy za nią odpowiedzialni. Zaczęło się dla nas dobrze, bo wygraliśmy 2:0 na wyjeździe, ale półfinał przegraliśmy na własnym lodzie, bo nie mieliśmy żadnych argumentów ofensywnych. Przecież w jednym i drugim meczu posiadaliśmy sporą przewagę. W pierwszym przegranym 0:4 nie potrafiliśmy pokonać Linusa Lundina, a oddaliśmy zdecydowanie więcej strzałów niż przeciwnik. W drugim przegranym po dogrywce 2:3 nie potrafiliśmy wykorzystać podwójnej przewagi w regulaminowym czasie (przez 45 sek. - przyp.red.) oraz przewagi w dogrywce. Pewnie, że kontuzja Alana Łyszczarczyka czy urazy kilku innych zawodników miały wpływ na postawę zespołu. To jednak nie jest żadne usprawiedliwienie. Kary również sprawiły, że wyszło jak wyszło. To dla mnie trudny moment, bo, podobnie jak koledzy, liczyłem na zdecydowanie więcej. Teraz czeka nas rywalizacja o brąz, która dla mnie jest szczególnie ważna (jest wychowankiem JKH GKS-u - przyp. red.).

 

Zmiany kosmetyczne

Ten zespół był, w naszym przekonaniu, dobrze skomponowany, ale nie wszyscy zawodnicy zaprezentowali swoje wszystkie umiejętności. Zdecydowanie więcej oczekiwano m.in. od Romana Raca, choć zawodnik może się tłumaczyć urazem.

- Oczywiście, że zmiany w kadrze są nieuniknione, bo zawsze były - tłumaczy Matczak, główny konstruktor kadry. - Na tę chwilę trudno mi wskazać tych, których pożegnamy i tych z którymi chcielibyśmy kontynuować współpracę. Chciałbym, by trzon zespołu pozostał. Po sezonie wspólnie z trenerami dokonamy analizy i oni wskażą na jakich pozycjach potrzebują wzmocnień. Już jesteśmy po rozmowach z trenerami i jest z obu stron wola dalszej współpracy. Z oficjalnym komunikatem poczekajmy do zakończenia rywalizacji o brązowy medal.

W obecnej kadrze, z naszych informacji wynika, że tylko czterech lub pięciu zawodników ma kontrakty, a z pozostałymi po sezonie przyjdzie usiąść do stołu podjąć negocjacje.

Włodzimierz Sowiński