Sport

Bez pomiaru mocy, ale za to znowu złoty

Mimo kłopotów ze sprzętem Remco Evenepoel obronił tytuł mistrza świata w jeździe indywidualnej na czas.

Rzadko się zdarza, żeby kolarze w czasówce w taki sposób mijali linię mety. Zwycięzca Remco Evenepoel mógł sobie na to pozwolić. Fot. EPA/ENNIO LEANZA/PAP

24-letni Belg Remco Evenepoel był największym faworytem niedzielnego wyścigu. Po tym, jak w sierpniu ubiegłego roku w szkockim Stirling po raz pierwszy zdobył złoty medal w tej specjalności, startował w sumie w ośmiu czasówkach. Cztery z nich wygrał, w tym tę niezwykle prestiżową na Tour de France, a potem na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Tylko dla specjalistów

W niedzielę kolarze mieli do pokonania nieco ponad 46 km. To dużo, choć jeszcze nie tak dawno, choćby podczas Grand Tourów, rozgrywano dłuższe etapy samotnej walki z czasem. W ostatnich latach organizatorzy jednak od tego odeszli, najwidoczniej uznając, że krótsze będą atrakcyjniejsze.

Start wyznaczono na betonowym torze w Zurychu, potem trasa biegła na południe wzdłuż Jeziora Zuryskiego. Pierwsze 20 km było więc płaskie, a trudności zaczynały się po zakręcie w lewo wraz z podjazdem do miejscowości Uetikon am See, najwyższym punkcie na wczorajszym odcinku. Po – jak się okazało – niebezpiecznym zjeździe zawodnicy docierali do kolejnego jeziora, Greifensee, i jadąc obok niego znowu po płaskim terenie docierali do mety usytuowanej przy stacji Zurych Oerlikon. W sumie tylko 405 metrów przewyższenia, niewiele trudności, ale za to sporo prostych, na których można rozpędzić rower do prędkości w okolicach 60 km/h. Coś w sam raz dla specjalistów w tej konkurencji!

Roglicz się przeliczył

Zapewne właśnie dlatego na starcie zabrakło Tadeja Pogaczara. Słoweniec, który podczas drugiej, co ważne – górskiej czasówki na tegorocznym Tour de France pokonał samego Evenepoela, najwidoczniej uznał, że nie ma się co męczyć, bo medalu i tak nie zdobędzie. Inaczej do sprawy podszedł jego rodak, Primoż Roglicz, który niedawno wygrał hiszpańską Vueltę. Słoweniec miał jeszcze jeden powód, żeby wierzyć w siebie, bo przecież w Tokio został mistrzem olimpijskim właśnie w jeździe na czas. Wczorajszy występ mu jednak nie wyszedł, zajął dopiero 12. miejsce. Może to trudy trzytygodniowego wyścigu, a może trasa po prostu była za łatwa?

Evenepoel kontra Ganna

Za to dla niezbyt wysokiego, ale za to umięśnionego – a nie wycieniowanego jak Pogaczar czy Roglicz – Evenepoela okazała się w sam raz. Belg wykręcił najlepszy wynik na pierwszym pomiarze, najlepszy był również na wzniesieniu, po zjeździe i na samej mecie, którą przejechał z rękami wzniesionymi w geście zwycięstwa. Musiał jednak o nie bardzo się postarać, bo od samego początku naciskał go Włoch Filippo Ganna. Dwukrotny mistrz świata (2020 i 2021) na pierwszym międzyczasie tracił do niego sześć sekund, potem dziewięć, a następnie 19, bo – w przeciwieństwie do Evenepoela – nie ryzykował podczas odcinka w dół. Świetnie za to pojechał ostatnią, płaską część i ostatecznie do złota zabrakło mu ledwie sześciu sekund.

Kłopoty ze sprzętem

Warto jednak podkreślić, że jeszcze zanim Evenepoel ruszył na trasę, dopadł go pech, bo tuż przed startem spadł mu łańcuch. Nie bez trudu udało się go nałożyć na przednią tarczę, ale cała ta sytuacja mocno zirytowała Belga. Wkrótce okazało się, że to nie koniec problemów, bo nie działał miernik pomiaru mocy, a bez takich urządzeń zawodowcy nie udają nawet na treningi. Pozbawiony cyferek 25-latek zdany był więc tylko i wyłącznie na siebie i swoje odczucia. – Było ciężko, bo musiałem cisnąć, ale nie też mogłem przekroczyć limitu. Nie miałem wskazania, więc nie wiedziałem, co robię. I dlatego była to najtrudniejsza jazda na czas w moim życiu – przyznał mistrz świata.

Zakrwawiony Vine, brązowy Affini

Za plecami dwóch najlepszych wczoraj kolarzy toczyła się zacięta walka o brąz. Najpierw wygrywał ją najmłodszy w całej stawce (20 lat), ale już z medalem w elicie (rok temu trzecie miejsce) Brytyjczyk Joshua Tarling. Podjazd genialnie pojechał natomiast Australijczyk Jay Vine. Zwycięzca klasyfikacji górskiej na Vuelcie wysunął się na trzecią pozycję, mając znaczącą przewagę nad kolejnymi zawodnikami. Na zjeździe jednak upadł i mimo, że strasznie się pokiereszował, to kontynuował jazdę. Szanse na podium jednak przepadły. Do mety dotarł pokrwawiony z piątym czasem, do brązowego medalu zabrakło mu pół minuty... Ten zdobył Edoardo Affini, który niedawno został mistrzem Europy w tej specjalności. Włoch wykręcił wynik o blisko minutę gorszy od zwycięzcy, ale też o ponad 20 sekund lepszy od czwartego w klasyfikacji Tarlinga. Szóste miejsce przypadło Duńczykowi Kasperowi Asgreenowi, a dopiero ósmy był faworyt gospodarzy Stefan Kueng. Zwalistego Szwajcara pokonała środkowa, pagórkowata część trasy.

Na 28. miejscu w gronie 59 zawodników, a więc mniej więcej w środku stawki, rywalizację zakończył Filip Maciejuk. 25-letni mistrz Polski w jeździe indywidualnej na czas do Evenepoela stracił blisko cztery minuty.

Dwa ostatnie zadania do wykonania

Kilka godzin przed panami na blisko 30-kilometrową trasę po medale ruszyły panie. Podobnie jak na igrzyskach w Paryżu wygrała Grace Brown. Co ciekawe, 32-letnia zawodniczka jeszcze przed tamtym startem zapowiedziała, że po sezonie zakończy karierę. – Brakuje mi życia w Australii, z mężem, rodziną i przyjaciółmi. Coraz trudniej jest mi to zostawiać dla kolarstwa. Jestem bardzo zadowolona z tego co osiągnęłam, to o wiele więcej niż się spodziewałam. Cieszę się na myśl o nowym rozdziale życia, ale rozstaniu z kolarstwem towarzyszy smutek – zapowiedziała trzy miesiące temu. – To jeszcze nie koniec. Przede mną dwa zadania do wykonania - dodała wtedy.

Mistrzyni nie zmieniła zdania

Oba zrealizowała perfekcyjnie. W Zurychu prowadziła na pierwszym punkcie pomiaru czasu, ale po drugim, tym na wzniesieniu, spadła na drugie miejsce za Holenderkę Demi Vollering. Na końcowym płaskim odcinku Australijka z nawiązką odrobiła jednak niewielką stratę i zdobyła złoto. – Doświadczenie z igrzysk i tamten sukces dodały mi pewności siebie. Spodziewałam się, że na szczycie będę za Vollering. Znałam różnicę. Na ostatnich kilometrach powtarzałam sobie, że mogę zostać mistrzynią świata. Wskoczyłam w swój rytm, czułam, że w końcówce wracają mi siły i wygrałam – relacjonowała Brown. – Do startu w Paryżu przygotowywałam się niesamowicie szczegółowo. Teraz podeszłam do tego bardziej zrelaksowana – uśmiechała się. – Ostatnie miesiące są jak sen. Cieszę się, że tak kończy się moja kariera – podkreślała zwyciężczyni.

Vollering ostatecznie straciła do niej 16 sekund, a broniąca tytułu Amerykanka Chloe Dygert, która tym razem wywalczyła brąz – niecałą minutę. Z kolei Niemka Antonia Niedermaier, która zajęła czwarte miejsce, okazała się najlepsza wśród zawodniczek do lat 23.

Agnieszka Skalniak-Sójka zajęła 31. miejsce na 70 sklasyfikowanych. Polka, która rok temu była siódma (tuż za Vollering) straciła do Brown blisko cztery minuty.


Wyniki jazdy indywidualnej na czas

Elita mężczyzn (Zurych - Zurych, 46,1 km): 1. Remco Evenepoel (Belgia) 53.01, 2. Filippo Ganna (Włochy) strata 6 s, 3. Edoardo Affini (Włochy) 54, 4. Joshua Tarling (Wielka Brytania) 1.17, 5. Jay Vine (Australia) 1.24, 6. Kasper Asgreen (Dania) 1.30 ... 28. Filip Maciejuk 3.47.

Elita kobiet (Gossau - Zurych, 29,9 km): 1. Grace Brown (Australia) 39.16, 2. Demi Vollering (Holandia) strata 16 s, 3. Chloe Dygert (USA) 56, 4. Antonia Niedermaier (Niemcy) 1.05, 5. Lotte Kopecky (Belgia) 1.39, 6. Christina Schweinberger (Austria) 1.44 ... 31. Agnieszka Skalniak-Sójka 3.47.

(gak)