Z Ruchem nie ma nudy – takie hasło przyświeca klubowi od dobrych kilku lat. Gdy patrzy się na to z dystansem, to działy się rzeczy spektakularne - zarówno pozytywne, jak i negatywne. Teraz „Niebiescy” robią wszystko, żeby spaść z… przytupem. Trzy awanse, trzy spadki, bez dłuższego postoju. Chorzowski rollercoaster ma się dobrze, a kibice z jednej strony przyzwyczają się do ekstremalnych doznań, z drugiej są ich ciągle żądni i sami też je dostarczają. „Chyba nie było spadkowicza, który żegnałby się z ligą pięcioma zwycięstwami z rzędu?” – zastanawiano się w kultowych kulisach na Ruch TV po meczu „Niebieskich” z Radomiakiem. I faktycznie, Ruch odpalił za późno, ale jak już odpalił, to przez wielkie O. Wygrane ze Śląskiem i Lechem, czyli ekipami walczącymi o europejskie puchary i Radomiakiem na wyjeździe, zasługują na oklaski. Do końca ekstraklasowej przygody zostały jeszcze konfrontacje z Koroną i Cracovią. Kto wie, czy Ruch nie będzie miał ogromnego wpływu na to, która z tych dwóch wyżej wymienionych ekip nie podzieli losu „Niebieskich” i też spadnie do I ligi? Choć było widać w Radomiu, że zespołem z Chorzowa wstrząsnął oficjalny spadek, ale mimo tego zespół pokazał śląski charakter – twardy, zadziorny. Zespół pokazuje, że ma głód wygranych i ma to być dopiero preludium do tego, co będzie się działo poziom niżej. Kibice „Niebieskich” mają też jeszcze jedno zadanie – wypełnić w jak największej liczbie Stadion Śląski. Po raz ostatni w tym sezonie, w którym fani pobili frekwencyjny rekord ligowy w meczu z Widzewem, a dodatkowo w ponad 30 tysięcy stawiali się na meczach ze Śląskiem, Legią, czy Górnikiem. Na dziesięć dni przed spotkaniem pożegnalnym bilety nabyło już ponad 11 tysięcy widzów. Podwojenie tej liczby będzie sukcesem i jasnym sygnałem, że wiara w „Niebieskich” ma się całkiem dobrze. W chorzowskim klubie wszyscy mówią to samo: czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, by wykonać dwa do przodu. Początek budowy już się zaczął, ale droga będzie długa i wyboista…