Sport

Bez niespodzianek

Bez niespodzianek

Nie było sensacji w środowych meczach rewanżowych 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Do ćwierćfinałów awansowały zespoły Realu Madryt i Manchesteru City


„The Citizens" przystępowali do rewanżu z duńskim zespołem w bardzo dobrej sytuacji, dlatego trener Pep Guardiola dał odpocząć kilku swoim gwiazdom. Losy awansu rozstrzygnęły się praktycznie po dziewięciu minutach meczu w Manchesterze.

Najpierw - w 5 minucie - Kamila Grabarę pokonał Szwajcar Manuel Akanji, a krótko potem dokonał tego Julian Alvarez. Przy golu Argentyńczyka polski bramkarz, który tego dnia założył opaskę kapitana swojej drużyny, popełnił poważny błąd. Strzał z dystansu napastnika gospodarzy nie wydawał się groźny, piłka leciał wprost w Grabarę, który próbował ją złapać. Zrobił to jednak bardzo źle i futbolówka wpadła do siatki.


Król Haaland

Wprawdzie w 29 minucie kontaktową bramkę dla gości z Kopenhagi zdobył Norweg Mohamed Elyounoussi, ale w doliczonym czasie pierwszej połowy jego słynny rodak Erling Haaland podwyższył na 3:1 dla City. „Haaland strzelił 41 goli w Lidze Mistrzów, zdecydowanie najwięcej spośród wszystkich zawodników w rozgrywkach od jego debiutu we wrześniu 2019 roku" - napisano na stronie UEFA.W obecnym sezonie LM znakomity napastnik City ma sześć trafień i jest współliderem klasyfikacji strzelców. Tyle samo goli mają Harry Kane z Bayernu Monachium i Kylian Mbappe z Paris Saint-Germain. Natomiast pięć trafień ma m.in. wspomniany Alvarez. W drugiej połowie na boisku w Manchesterze działo się coraz mniej. Jasne było, że nic złego gospodarzom już się nie stanie i rezultat nie uległ zmianie.


Wymęczony awans

Więcej emocji było w drugim środowym meczu. Real, po wyjazdowym zwycięstwie nad RB Lipsk 1:0, w rewanżu chyba za bardzo uwierzył, że awans ma na wyciągnięcie ręki. Od początku środowej potyczki lepsze wrażenie sprawiał niemiecki zespół. Gościom brakowało jednak skuteczności. Tę zademonstrował w 65 minucie Brazylijczyk Vinicius Junior, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie, na które „Królewscy" - z przebiegu meczu - raczej nie zasługiwali.

Trzy minut później do wyrównania doprowadził obrońca reprezentacji Węgier Willi Orban i wszystko było jeszcze możliwe. W końcówce spotkania gracze z Lipska mogli doprowadzić do dogrywki, ale po strzale Hiszpana Daniego Olmo piłka trafił w poprzeczkę.

Wynik już nie uległ zmianie, ale mimo awansu Realu, drużyna Carlo Ancelottiego nie pozostawiła po sobie dobrego wrażenia. – To był słaby mecz. Zagraliśmy źle, z małą intensywnością, z niepokojem. Aspekt psychologiczny uwarunkował naszą grę. Graliśmy przeciwko rywalom, którzy zaprezentowali jakość. Nie mieli nic do stracenia i do końca mieliśmy „zaciągnięte hamulce” – powiedział po spotkaniu szkoleniowiec „Los Blancos”.

W ten sposób piłkarze z Madrytu, choć niezbyt efektownie, uczcili przypadającą właśnie na 6 marca 122. rocznicę powstania swojego klubu.

PAP, (kaj)