Sport

Belg wygrał... bez radia

Sprinter Tim Merlier najszybszy w Katowicach. Faworyt Jonas Vingegaard wciąż liderem Tour de Pologne.

Tim Merlier tym razem nie słuchał poleceń dyrektora sportowego. I tak to się skończyło! Fot. Tour de Pologne

- Piąty etap ze startem i metą w Katowicach z kilku względów będzie wyjątkowy. Pojedziemy Szlakiem Orlich Gniazd, zaprezentujemy telewidzom i kolarzom malowniczą Jurę Krakowsko-Częstochowską. Pod względem walorów turystycznych będzie więc podobnie pięknie jak wcześniej na Dolnym Śląsku. Do tego nie będzie łatwo, bo na blisko 190 kilometrach suma przewyższeń wyniesie około 1500 metrów - zapowiadał dyrektor generalny imprezy Czesław Lang.

Kolarstwo romantyczne czy chaos? 

Piątkowy odcinek był wyjątkowy także z tego powodu, że - zgodnie z nakazem Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) - została całkowicie zabroniona łączność radiowa między dyrektorami sportowymi a kolarzami. Zdaniem UCI takie rozwiązanie ma wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa w trakcie wyścigów. Brak słuchawek w uszach zawodników, a co za tym idzie - koniec ze sterowaniem z wozów technicznych, to także dobra wiadomość dla kibiców. Dzięki temu ma wrócić stare, dobre kolarstwo romantyczne, kiedy kolarze sami decydowali o taktyce, a wyścigi były mniej przewidywalne, a więc ciekawsze.

To na razie faza testów, ale wątpliwe, żeby kolarski peleton zaakceptował takie reguły. Kiedyś zresztą już się na nie zgodził, a teraz ostro protestuje. - Na dzisiejszym etapie bez radia panował chaos. UCI nie może pozwolić, żeby to kontynuować. Wyścig zmienia się w totalną farsę, jak podczas igrzysk, gdzie zawodnicy nie mogą poprosić o podstawowe wsparcie, na przykład po defekcie. Mam nadzieję, że dzisiaj nikt nie został poważnie ranny - grzmiał Richard Plugge. Szef Team Visma tak się oburzył po środowym odcinku, na którym znacząco ograniczono komunikację, bo radia miało tylko dwóch z siedmiu kolarzy w każdej ekipie. 

Do kompromisu daleko 

Na wpis Holendra zareagował David Lappartient, prezes UCI. - Dałeś się złapać na fake newsa! Dobrze wiesz, że dzisiejsze wypadki na Tour de Pologne nie miały nic wspólnego z brakiem łączności. O kolarzy zadbano zgodnie ze standardami. Priorytetem UCI jest bezpieczeństwo. Zależy ci na zatrzymaniu radia, by wydawać polecenia, nie dla bezpieczeństwa. Weź za to odpowiedzialność! Kontynuujmy wspólną pracę - odpierał zarzuty.

Pracy przed obiema stronami wiele, a do kompromisu daleko. Grupy zawodowe nie zaakceptują takiego rozwiązania, jak to zastosowane na piątkowym etapie. Dyrektorzy mówią głównie o... bezpieczeństwie, a w zasadzie o jego braku. Chodzi im o to, że pozbawieni łączności nie są w stanie poinformować zawodników o czyhających na nich na trasie zagrożeniach. I jeszcze coś: teoretycznie można się było wyłamać, zbojkotować nakaz i komunikować się za pomocą radia. Tyle że UCI postraszyło karą - nawet 100 tysięcy franków. Trochę dużo, nawet dla najbogatszych zawodowych grup na świecie.

Pokaz mocy i sprytu Belga

Sam upalny etap nie przyniósł wielkich emocji. Jurajskie podjazdy nie okazały się za trudne dla sprinterów, a ich grupy zadbały o to - choć łatwo nie było, szczególnie bez radia - żeby do Katowic dojechał peleton, a nie ucieczka. Ta oczywiście się uformowała, trzech śmiałków prowadziło przez zdecydowaną większość etapu, a najwięcej z nich zyskał Norbert Banaszek. Aktualny mistrz Polski wygrał oba lotne finisze - w Jaworznie i Mysłowicach, zdobywając dzięki temu koszulkę najaktywniejszego. Dotychczasowego lidera tej klasyfikacji, Szymona Sajnoka (Q36.5), z powodu problemów żołądkowych zabrakło na starcie. - Szkoda, bo ścigam się z nim od małego i tu też chciałem z nim powalczyć. Życzę mu zdrowia - pozdrowił kolegę Banaszek.

Cztery lata po tym, jak w strasznie wyglądającej kraksie życia o mało nie stracił Fabio Jakobsen, kolarze znowu finiszowali w Katowicach. Już nie przy Spodku, gdzie przy ogromnej prędkości rozbił się Holender, a przy budynku NOSPR-u. Tu było bezpieczniej. Wygrał Tim Merlier (Soudal Quick-Step). Belg na ostatnich metrach wykazał się największą mocą i sprytem, objeżdżając rywali. Jeden z najlepszych sprinterów świata, który rok temu zwyciężył w Poznaniu i Krakowie, teraz wyprzedził swojego rodaka Jordiego Meeusa (Red Bull-BORA-hansgrohe) i triumfatora czwartkowego etapu, Holendra Olava Kooija (Team Visma). Stanisław Aniołkowski (Cofidis), którego w szalonej końcówce nieco przyhamowała kraksa, po raz kolejny potwierdził, że należy do grona najszybszych, finiszując na ósmym miejscu. 

W klasyfikacji generalnej nic się nie zmieniło - Jonas Vingegaard (Team Visma) wciąż ma 19 sekund przewagi nad Diego Ulissim (UAE Team Emirates). Włoch będzie chciał dopaść Duńczyka na sobotnim, przedostatnim etapie, prowadzącym po beskidzkich i podhalańskich szosach z metą w Bukowinie Tatrzańskiej. Czy mu się to uda?

Grzegorz Kaczmarzyk