Będzie skromnie, ale nie będziemy chować się pod stołem
Rozmowa z Tomaszem Stefankiewiczem, dyrektorem sportowym Polonii Bytom
Od sierpnia kibice w Bytomiu będą oglądać mecze 1. ligi na kameralnym obiekcie przy Piłkarskiej, ale w większej liczbie dopiero od rundy wiosennej. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus
Czy trener Łukasz Tomczyk po awansie dostał podwyżkę?
- Kontrakt z trenerem był uczciwy, był w nim zapis o progresji uposażenia, ale wartości są adekwatne do poziomu klubu, więc pewnie to jeden z niższych kontraktów w lidze. Oczywiście, wraz ze wzrostem poziomu sportowego wszyscy zasługują, żeby zarabiać więcej, a moim zadaniem jest, żeby trener czuł się w pracy komfortowo. Stoję jednak na straży budżetu, muszę znaleźć kompromis. Myślę, że w Polonii pieniądze nie są sprawą nadrzędną, jako grupa tworzymy wspólnie coś fajnego i raczej kusi nas, żeby ten projekt rozwijać. Natomiast oczywiste jest dla mnie, że finalnie trener Tomczyk - i oby to potwierdził dalszą pracą w Bytomiu - zaistnieje na poziomie ekstraklasy.
Jaki będzie budżet Polonii w 1. lidze?
- Musimy spojrzeć realnie, możliwości mamy skromne. Nie będziemy potentatem, nie byliśmy nim też w 2. lidze. Nie będziemy równać się z budżetami innych klubów, wiemy, ile się płaci w tej lidze, wiemy, jak dużo nam brakuje. Ale my nic sobie z tego nie robimy, bo inaczej byśmy się schowali pod stołem i nie rywalizowali z Wieczystą Kraków, a wygraliśmy z nią. Nie zbieramy z rynku piłkarzy wysokobudżetowych, szukamy raczej nieoczywistych, pasujących profilowo do naszej układanki. Ale Polonia będzie stabilna, wypłacalna, zdroworozsądkowa.
Nie boicie się, że to za mało?
- Teraz na pewno zadanie jest trudniejsze, żeby być atrakcyjnym na 1. ligę, ale nie jest niewykonalne. Poza Wieczystą beniaminkowie są z góry skazywani na dół tabeli, ale mamy mocne know-how, sztab na poziomie ekstraklasowym, pion sportowy też. Nie ma wysokiego ego, jest pokora, ale też wiara, że sobie poradzimy. W następnych latach naszym zadaniem jest, żeby nie tylko opierać budżet na mieście, ale zwiększyć przychody klubu, powiększać grono sponsorów, zarabiać na transferach i to się musi wydarzyć. Tym samym bardziej dopasujemy się do realiów budżetowych w tej lidze.
Wystawiliście kilku piłkarzy na listę transferową, ale czy pojawiły się oferty dla jakiegoś ważnego gracza Polonii?
- Na ten moment nie widzę takiego zainteresowania. Zresztą sami piłkarze chcą tu być, są głodni rozwoju, lojalni względem naszego projektu. Trudno byłoby znaleźć im inny taki klub.
O Oliwiera Kwiatkowskiego, który „odpalił” wiosną, też nikt nie pytał?
- Zaskoczony raczej jestem, że nikt wcześniej nie zgłosił się po tego chłopaka, my podpisaliśmy rok temu kontrakt na dwa lata. Zanim błysnął w 2. lidze, już zaczęliśmy rozmowy o przedłużeniu kontraktu, bo w niego wierzyliśmy. Na pewno jest po przebojach zdrowotnych, ale u nas nie było tego widać, potrafiliśmy go dobrze przygotować, zmężniał. Mamy też zaufanie do jego otoczenia, wszystko robiliśmy z głową od A do Z, włącznie z rozmowami z Rozwojem, bo Oliwier jest powiązany rodzinnie z prezesem katowickiego klubu, i tym bardziej czuliśmy odpowiedzialność, bo oddawali właściwie swoje dziecko, które w czwartej lidze nastrzelało kilkadziesiąt bramek. Fantastyczne jest to, że prezes Rozwoju jest na każdym meczu, cała rodzina śledzi jego poczynania i nawet, jak w pierwszej rundzie po przyjściu do nas Oliwier był nieco schowany w szafie, nie było z ich strony presji, tylko cały czas wspieranie chłopaka. To mu bardzo pomaga, zresztą on ma tak silny mental, że jest w stanie góry przenosić, tylko żeby nie zagłaskać chłopaka. Ale myślę, że z trenerem Tomczykiem potrafimy go odpowiednio ustawić do pionu. Dziś widzimy w nim świetnego dżokera, który jest w stanie wejść i odmienić losy meczu, a on potrafi zaakceptować tę rolę. Jestem przekonany, że jak tak dalej będzie się spisywał, to od niego będziemy ustalać wyjściową jedenastkę, ale ma na to jeszcze chwilę czasu.
Pana staż w Polonii datuje się jeszcze od czasów prezesa Damiana Bartyli?
- Tak, ale jak już był prezydentem Bytomia. Rozpoczynałem pracę u prezesa Radosława Nowakowskiego, potem u prezesa Kazimierza Heila, następnie przy prezesie Łukaszu Wiejasze bardzo szybko nasze drogi się rozeszły. To był okres kilkuletniej rozłąki z Polonią.
Co pan robił?
- Próbowałem uciec od piłki, że tak powiem… Wyjechałem za granicę, spróbowałem marketingu w innym obszarze. Ale nie udało się. Ciągnie wilka do lasu. Wróciłem do Bytomia i pomimo burzliwego rozstania z poprzednimi włodarzami, nowi zauważyli, że skoro „młody” jest oddany klubowi, ma coś w głowie i jest na miejscu, to może za jakieś parę złotych by nam pomógł. I tak się stało.
Czyli od prezesa Sławomira Kamińskiego?
- Wróciłem, gdy nastąpiła reaktywacja drużyny w czwartej lidze, a dyrektorem sportowym był Zbigniew Cieńciała. Przegraliśmy baraż o trzecią ligę z Radzionkowem. A jesienią w kolejnym sezonie były wybory, zmiana władz. Kiedy prezydentem został Mariusz Wołosz, natychmiast powołano na prezesa Sławomira Kamińskiego. Zostałem dyrektorem sportowym i na szczęście awansowaliśmy do trzeciej ligi.
Mówił pan już kiedyś, że Polonia dochodzi do sufitu, że macie widoczne ograniczenia. Pierwsza liga już jest tym sufitem? No bo stadion macie dopuszczony warunkowo…
- Trzeba brać życie, jakim jest. Nasz obiekt był przygotowywany z myślą, żeby dało się go dostosować do poziomu pierwszej ligi. W tej chwili jest modernizowany, powstaje nowa trybuna, w pełni zadaszona, będzie w sumie ponad dwa tysiące miejsc. Na razie mecze może oglądać 1175 osób. Nie ma podgrzewanej murawy, stąd licencja warunkowa ze Stadionem Śląskim na okres zimowy, ale jeżeli aura pozwoli, będziemy chcieli zostać na Piłkarskiej jak długo się da. Mamy jednak świadomość, że gdybyśmy w pierwszej lidze okrzepli i chcieli grać o ekstraklasę, to jednak, delikatnie mówiąc, jest to pozbawione racji bytu. Bo wynajmowanie zastępczych obiektów i płacenie za to horrendalnych kwot mija się z sensem. Linia biznesowo-sponsorska w regionie jest trudna, o każdą małą firmę wszyscy ze sobą konkurują. Po drodze są takie marki, jak Górnik, Ruch, potem Piast i jeszcze wiele innych, a kapitał finansowy w regionie nie jest na tyle potężny, żeby wszystkich zasycić, więc jest ciężko…
Nie brzmi to optymistycznie. Więc jakie w tej sytuacji jest wyjście dla Polonii?
- Uważam, że w kolejnych etapach rozwój klubu w dużej mierze zależny będzie od - i tu narzucę delikatnie presję na siebie - pracy pionu sportowego. Od pracy sztabu, mojej pracy, bo musimy sukces sportowy zacząć monetyzować.
Czyli sprzedawać wyróżniających się piłkarzy?
- Powiedzmy sobie szczerze, dyrektora sportowego poznaje się dwutorowo i ocenia się jego pracę dwutorowo - przez wynik sportowy i ilość pieniędzy, którą zarobi dla klubu. Jeżeli ktoś chce merytorycznie oceniać na przestrzeni czasu moją pracę, to wyniki sportowe się bronią, bo w każdym z ostatnich sezonów - w zależności od etapu, na którym organizacyjnie się znajdowaliśmy - Polonia walczyła o najwyższe lokaty i już zrobiła trzy awanse. Natomiast na pewno przyjdzie moment, w którym trzeba będzie moją pracę oceniać pod kątem zarabiania pieniędzy. Nie możemy być zależni tylko od źródełka miejskiego. Musimy przygotować alternatywę, źródła finansowania i to nie tylko od sponsorów, ale w dużej mierze z tego, co wypracujemy sami. Nasze olbrzymie zadanie to rekrutować młodych zawodników, rozwijać akademię, żeby była coraz mocniejsza, żeby jej produkty - że tak powiem brzydko - w najbliższych latach zasilały pierwszy zespół i były rynkowo atrakcyjne dla większych.
Czyli szkolić dla bogatszych?
- Myślę, że naszą siłą jest to, że potrafimy w jasny, klarowny sposób ustawić się w układzie pokarmowym. My nie mamy ambicji… Inaczej - ambicje zawsze mamy, ale znamy swoje miejsce w tym układzie. Polonia za chwilę tam nie wparzy, bo jesteśmy więksi od Górnika, Ruchu czy GieKSy. Nie. Jesteśmy pięterko niżej, po to, żeby zaspokoić tych większych, bo ci więksi nie zawsze mają swój narybek.
Dobrze rozumiem - chcecie być elementem układu pokarmowego dla zawsze głodnej elity?
- Zgadza się.
Bo w perspektywie kilku najbliższych lat nie ma szans, żeby Polonia była w ekstraklasie?
- Nie wiem, czy nie ma szans. Chciałbym wierzyć w to, że szanse są, to też jest znowu nasza praca. Bo jeżeli będziemy mieli obiekt na ponad dwa tysiące osób i atrakcyjną piłkę, i on będzie się co dwa tygodnie zapełniał do ostatniego miejsca, a zapotrzebowanie będzie co tydzień na 5 tysięcy, to damy mocny sygnał, że ten klub w perspektywie krótkoterminowej potrzebuje czegoś więcej. Damy sygnał miastu, że trzeba myśleć, szukać środków, bo kibic czy szerzej - mieszkaniec Bytomia - potrzebuje rozrywki w postaci Polonii. Ale najpierw musi być sygnał z naszej strony. Musimy pokazać, że sobie poradzimy, bo frekwencja dzisiaj zależy głównie i wyłącznie od wyniku sportowego. I jeżeli będziemy grali atrakcyjnie, to będziemy zapełniać trybuny, zresztą już zapełniamy. A większa publiczność, to większy przychód. Na razie mamy obiekt, który jest dedykowany akademii i nieżyczliwi z przekąsem mówią, że Polonia gra na orliku. Mamy swoje ograniczenia, a mnie martwi, że na stadionie nie ma przestrzeni biznesowej. Nie mamy lóż VIP-owskich i tak dalej, żeby sprzedawać produkt, jak sprzedaje się go w poważnej piłce.
Szlagierowy mecz wiosny z Wieczystą mogło zobaczyć nieco ponad tysiąc widzów, a jakie było zapotrzebowanie?
- Na około 3 tysiące. Chciałbym mieć taki problem, żeby tak było w pierwszej lidze i żeby ten problem pojawił się co tydzień. Cieszę się, że ten obiekt będzie większy, bo wierzę w to, że trybuny z dwóch stron stworzą na nim takie nasze bytomskie piekiełko, które sprawi trudności każdemu przeciwnikowi. Tylko przy jednej trybunie już grało się tu przyjezdnym ciężko, bo kibic ma przeciwnika na wyciągnięcie ręki i ten kibic jest bardzo trudny dla innych, taki fanatyczny, oddany naszemu zespołowi. Dla nas też trudny, bo oczekuje więcej. Dzisiaj się cieszymy, bo potrafimy mu sprostać. Ale granica pomiędzy miłością a nienawiścią jest bardzo cienka, więc musimy się mocno pilnować. No i liczymy, że z drugą trybuną od wiosny uczynimy tu naszą twierdzę. A nie przywykliśmy przegrywać na Piłkarskiej, na razie statystycznie zdarza nam się jedna porażka w roku. Chcemy zrobić wszystko, żeby tę statystykę utrzymać.
Kiedy zagracie przy dwóch trybunach?
- Terminy ukończenia obiektu są jeszcze w tym roku, ale dojdą odbiory techniczne, a tutaj prezes jest bardzo skrupulatny. Trzeba mu oddać, że to, co do tej pory tutaj powstało, jest najwyższej jakości, najwyższych standardów. Ten obiekt jest naprawdę klasowy i prezes Kamiński potrafi budować jak nikt. Jak się okazuje, nie tylko infrastrukturę sportową, bo sukcesy, które osiąga z sekcjami sportowymi, świadczą o tym, że potrafi całościowo, komplementarnie budować klub.
Skoro wspomniał pan o innych sekcjach, to licencja na ekstraligę w hokeju i związany z tym budżet nie skradły piłkarzom potencjalnych sponsorów?
- Hokej ma w Bytomiu swoich oddanych kibiców i swoich przyjaciół, także biznesowych. Z tej perspektywy jest pula sponsorów, którzy byli i będą zawsze blisko hokeja i będą chcieli finansować ekstraligę. Na to dzisiaj na pewno liczy miasto i spółka związana z Polonią. Ja się wychowałem w Bytomiu pomiędzy stadionem a lodowiskiem, więc jako kibic Polonii chciałbym na najwyższym poziomie to i to. Jestem też kibicem hokeja, widowiskowo zawsze mi się ten sport podobał. I mimo że czasami między naszymi sekcjami w klubie są drobne uszczypliwości, takie w formie żartu, to z całego serca im kibicuję. Trzymam też kciuki za koszykówkę, a moja radość po naszych decydujących meczach była mocno zmącona po niepowodzeniu koszykarzy w play offie o 1. ligę. Bo nie spodziewałem się tej porażki.
Plotkowano w mieście, że trzy awanse jednej wiosny to jak na siły miasta i klubu stanowczo za dużo…
- Dementuję. Nikt nigdy w Bytomiu nie powiedział żadnej sekcji, że czegoś jej nie wolno, nie wolno awansować. Powiem więcej. Uważam, że pod kątem budowy sportu to miasto jest transparentne, dobrze zarządzane, a polityka tu nie miesza się w sport. To jest największy atut Bytomia. Tu prezydent kibicuje, ale kibicuje w dużej mierze sam dla siebie, w domowym zaciszu, bo to nie jest osoba, która lubi się pokazywać na wydarzeniach sportowych, żeby robić sobie zdjęcia czy reklamę. I trzyma kciuki nie tylko za nas, ale za wszystkie kluby w tym mieście. Mam wrażenie, że to kibice dorabiają ideologię na zasadzie jakiejś rywalizacji, że ten może, czy nie może. Faktycznie, budżet całościowy klubu musi być w tej sytuacji wyższy, ale to nie moja działka. Powtarzam, ze swojej strony na pewno czuję powinność, że jako dyrektor sportowy w najbliższych miesiącach, latach, musimy szalę przesuwać mocno w biznes i budować stronę przychodową piłki nożnej. I uważam, że nasz poziom sportowy, to jak pracujemy, jak się rozwijamy, sprawia, że mamy predyspozycje, żeby skutecznie naszych piłkarzy promować na wyższy szczebel i na tym zarabiać.
Jaki powinien być budżet, żeby w pierwszej lidze nie oglądać się za siebie?
- W granicach 10 milionów. To jest budżet dla nas nieosiągalny i dużo do niego nam brakuje.
To co w tej sytuacji?
- Sposób, czyli proces, kapitał ludzki, praca, rozwój zawodników, budowanie sfery przychodowej, sprzedaż zawodników.
- Czy już w tym sezonie Polonia będzie musiała bardziej na siebie zarabiać?
- Na pewno ze względu na ligę zmienia się struktura budżetu, chociażby z powodu znacząco większych wpływów od sponsora ligi, Betclic. Między pierwszą a drugą ligą różnica jest jak 75 do 25. W drugiej lidze dostaliśmy 150 tys. złotych, a w pierwszej przychód tylko z umowy sponsorskiej to 1,5 miliona, do tego dochodzą bartery związane z partnerem medycznym czy flotą samochodową Suzuki. To są znaczące składniki budżetowe, których do tej pory nie mieliśmy. Nie było też żadnej premii za wygranie drugiej ligi.
Proszę?
- Jest tylko uścisk dłoni prezesa. Ale patrzę też globalnie na rozwój piłki w Bytomiu i dla nas bardzo ważny jest program ministerialny rozwoju piłki młodzieżowej, w którym są kluby ekstraklasy i 1. ligi. To przychód gwarantowany kilkuset tysięcy złotych - minimum czterokrotność tego, na co dotąd mogliśmy liczyć dla akademii. I jeżeli chcemy budować stronę przychodową pierwszego zespołu poprzez rozwój szkolenia, to wzrasta prawdopodobieństwo tego, że zaczniemy wychowywać lepszych piłkarzy. I umiejętne wykorzystanie tych środków pomoże w monetyzacji pierwszej drużyny. I to jest nasze największe zadanie.
Jak liczna jest młodzież w Polonii?
- Dziś szkolimy między 400 a 500 dzieci, we współpracy z SMS-em i to zaczyna naprawdę funkcjonować. Ale ten kop wizerunkowy - bo nie tylko finansowy - w postaci rozwoju sportowego pierwszego zespołu pozwoli też mocniej rozwinąć się akademii. Wszyscy na to liczymy i dzisiaj widzę tę ekscytację w oczach trenerów z akademii, bo to fajne jest, że żyjemy w pełnej symbiozie, że trenerzy dzieciaków są obok, że tu chodzą, wspierają, dopingują, są na meczach i podświadomie, myślę, wiedzą, że jeżeli pierwszy zespół osiągnie sukces, to jest szansa, że akademia też się nakręci.
Boisko ze sztuczną nawierzchnią, na którym gra pierwszy zespół, żyje cały dzień, bo korzysta z niego właśnie akademia. Ale to tylko jedno boisko…
- W tej chwili dysponujemy na miejscu dwoma boiskami oprócz głównego - jedno z jeszcze szybszą nawierzchnią i trawiaste na starym stadionie przy Olimpijskiej. Tam trenują dzieci i pierwszy zespół. Zastanawiamy, się co dalej z tym stadionem. Pojawiają się nowe programy ministerialne, jeżeli chodzi o modernizację infrastruktury treningowej, boisk pełnowymiarowych. Zobaczymy. Tutaj miejsca już na nowe boisko pełnowymiarowe nie ma, ale Bytom ma szeroko rozwiniętą infrastrukturę sportową dedykowaną piłce nożnej. Są nowoczesne sztuczne płyty w dzielnicach - w Miechowicach, Szombierkach i na Rozbarku. Może są to już starsze boiska, ale każdy klub w dzielnicy ma swój obiekt. I w Kolonii Zgorzelec, pomiędzy Bytomiem a Świętochłowicami, mamy cztery kolejne boiska. Już tam nie trenujemy, bo teraz mamy swoje, ale korzystaliśmy z tych boisk, ale na przykład finały wojewódzkie dla dzieci i młodzieży odbywają się w Bytomiu właśnie tam. Więc ta infrastruktura jest, nie narzekamy.
Czy w kadrze pierwszego zespołu są pierwsi wychowankowie akademii?
- Dobijają już młodzi (wychowankiem jest członek kadry pierwszej drużyny 18-letni Maciej Mirowski - przyp. red.), natomiast trzeba uczciwie powiedzieć, że dynamiczny rozwój pierwszego zespołu trochę odjechał akademii, dysproporcja zrobiła się większa niż przypuszczaliśmy. Pęd naszego firmowego produktu związanego z piłką zawodową jest tak duży, że akademia nie nadąża i potrzebujemy trochę przyczepić się do tego zderzaka i coś z tego złapać, żeby akademię doinwestować. Potrzebujemy wielu rzeczy, ale infrastruktura, która funkcjonuje dopiero od półtora roku sprawia, że pewne rzeczy mogły się dopiero pojawić. Wcześniej nie pracowaliśmy w ogóle nad motoryką, bo nie mieliśmy do tego warunków. Dzisiaj jest już profesjonalna siłownia, cały dział motoryczny, to wszystko będzie procentować. Oczywiście to na razie niecałe dwa lata pracy, są zasiane ziarenka, ale na to trzeba wielu lat. To nie jest fabryka bułek, że się wrzuci szybko ciasto i za chwilę wyciągnie upieczoną.
Rozmawiał Tomasz Mucha
Tomasz Stefankiewicz z paterą za wygranie rozgrywek 2. ligi w minionym sezonie. Fot. BS Polonia Bytom
Polonia Bytom w ostatnich sześciu latach zanotowała trzy awanse - od czwartej do pierwszej ligi. Fot. facebook.com/BSPoloniaBytom
Na Piłkarskiej wylano niedawno fundamenty pod nową trybunę, na której kibice, VIP-y i dziennikarze mają zasiąść wiosną. Fot. facebook.com/BSPoloniaBytom