Sport

Będzie się działo!

Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado

Wydaje się, że piątek, trzynastego, tym razem nam sprzyjał. Po losowaniu grup eliminacyjnych mistrzostw świata nie wiem oczywiście, czy reprezentacja Polski pojedzie na najbliższy mundial, ale wiem, że z pewnością ma duże szanse. Jest o co walczyć.

Tak szczerze pisząc - wydaje mi się, że zajęcie drugiego miejsca jest wręcz obowiązkiem. Możliwe, w mojej opinii, byłoby wręcz wygranie wszystkich meczów – zarówno u siebie jak i na wyjeździe – z drużynami z „gorszych” koszyków! A to już zapewni miejsce w barażach o mundial. A jak wygrywać baraże o mundial – już wiemy.

Co mi się po losowaniu podoba?

Najważniejsze, czyli… skład „polskiej” grupy. Jest obiecujący w kontekście rywalizacji o awans. Przeanalizujmy nasze ustawienie wobec grupowych rywali:

- Hiszpanie/Holendrzy: tak czy inaczej - będzie trudno zająć pierwsze miejsce, a więc bezpośrednio awansować na mundial. Jedni czy drudzy – to będzie jak zderzenie z młotem, choć młot holenderski wydaje mi się jednak lżejszy. Jego uderzenie i tak może nas jednak zmiażdżyć, jak choćby podczas ostatniego Euro… Z kolei Hiszpania już zawsze będzie kojarzyć mi się z lekcją za czasów Franciszka Smudy (0:6). Gdyby udało się wygrać na wyjeździe – jak za Antoniego Piechniczka – 2:1, byłby to cud, którego nie byłby w stanie wyjaśnić nawet hiszpański święty Jan od Krzyża.  Tak, wiem, że podczas Euro 2020 był remis, ale wtedy rywale znajdowali się jedna w zupełnie innym miejscu…

- Finowie: w ostatnim dziesięcioleciu graliśmy z nimi dwa razy i w obu meczach wbiliśmy po pięć goli. Ostatnia porażka przypadła na debiut Leo Beenhakkera jako selekcjonera w eliminacjach mistrzostw Europy w 2006 roku. Dziś nie mają już jednak w składzie Jari Litmanena;

- Litwini: pierwszy raz zagramy z sąsiadami o stawkę. Ostatnio było 4:0, trudno nie być więc optymistą;

- Maltańczycy: każdy mecz kończyliśmy dotąd zwycięstwem do zera, jedyne emocje były podczas eliminacji Espana’82, kiedy na kamienistym stadionie Gzira, miejscowi po drugim golu obrzucili nas kamieniami.

Co mi się po losowaniu nie podoba?

Tego się obawiałem: nie znamy po nim w pełni składu naszej grupy. Dotychczas zawsze było tak, że podczas losowania dowiadywaliśmy się jednak, jakie są pełne wyniki losowania… Wszystko będziemy wiedzieć dopiero za cztery miesiące, w marcu. Niestety; prostota, która jawi się przecież jako ogromna zaleta - nie jest już niestety w cenie. UEFA domagała się uwzględnienia w losowaniu terminów Ligi Narodów. Zostało to uwzględniono, co wyjątkowo skomplikowało, również ograniczało, procedurę losowania. Żenuje mnie na przykład, że zwycięzcy ćwierćfinałów będą na sto procent grali w grupach czterozespołowych.

Ktoś powie, że to przecież nie problem, że nie wiemy na razie, z kim zagramy z pierwszego koszyka.  Co z tego, co za różnica? Hiszpania? Holandia? Przecież to i tak przeciwnicy o podobnej skali trudności. Tak? No to właściwie co za problem stwierdzić po prostu, że zagramy Francją albo Hiszpanią, albo Anglią, albo Portugalią, albo Holandią, albo Belgią, albo Włochami, albo Niemcami, albo Chorwacją, albo Szwajcarią, albo Danią, albo Austrią? Przecież to i tak prawie sami przeciwnicy o podobnej skali trudności... Ironia na smutno.