Będzie lepiej
Taki jest sport i początki sezonów - skomentował porażkę z Bogdanką LUK Lublin Bartosz Kwolek, przyjmujący „Jurajskich Rycerzy”.
ALURON CMC WARTA ZAWIERCIE
Nie tak wyobrażano sobie inaugurację rozgrywek w Zawierciu. Aluron CMC Warta po ponad trzech godzinach wyczerpującej walki przegrał po tie-breaku z ekipą z Lublina. Porażka boli, bo rywale wystąpili osłabieni, bez swojego asa Wilfredo Leona, który musi się zregenerować po wyczerpującym sezonie reprezentacyjnym. Zawiercianie też nie wystawili optymalnego składu. Mateusz Bieniek leczy kontuzjowaną stopę, a Aaron Russell wyjechał do USA na ślub brata, co miał nawet wpisane w kontrakt. W Zawierciu ma być we wtorek. Tego drugiego zastępował Patryk Łaba. W Aluronie CMC Warcie to zawodnik od zadań specjalnych. W poprzednim sezonie także awaryjnie wchodził na parkiet i zwykle nie zawodził. Teraz też zagrał przyzwoicie. Miał jednak problemy w ataku. Zdobył 11 punktów, lecz z 29 ataków skończył zaledwie 9. Jego koledzy spisywali się równie przeciętnie. W ich grze brakowało błysku. Widać było, że mają w nogach ciężkie przygotowania i nie są jeszcze w szczycie formy. - Po sezonie przygotowawczym, bo tak można nazwać te 8 tygodni ciężkiej pracy, wiadomo było, że w pierwszych spotkaniach pod względem fizycznym nie będziemy wyglądali tak, jak byśmy marzyli, że to nie będzie topowa forma. Ale tak wyglądają starty rozgrywek. Było dużo szarpanej gry i nieporozumień. Był to jednak długi i wyczerpujący mecz - przyznał Bartosz Kwolek. Siatkarz nie przywiązuje jednak zbyt wielkiej wagi do wyniku. - To dopiero początek. To spotkanie nie jest żadnym wyznacznikiem. Jestem spokojny, do maja jeszcze daleko. Kolejny plus jest taki, że już niedługo będziemy w komplecie. Oczywiście oprócz „Bienia”, który jest kontuzjowany. Na razie treningi były mocno szarpane i mam nadzieję, że teraz ruszymy pełną parą - dodał.
Kwolek należał do wyróżniających się zawodników wśród „Jurajskich Rycerzy”. Ciągnął grę, zdobył 19 punktów. Jego „kiwki” wywoływały u rywali frustrację. Niby byli blisko podbicia piłki, często nawet ją dotykali, ale mimo to tracili punkty. Na Bogdankę LUK to jednak nie wystarczyło. Zdecydowała lepsza gra lublinian w polu serwisowym. Zagrywki, zwłaszcza Fynniana McCarthego w tie-breaku zrobiły różnicę. Dzięki nim Bogdanka LUK „odskoczyła” na kilka punktów, a w końcówce odzyskała inicjatywę. - Ja akurat chyba nie dostałem od niego żadnego asa. Mogę powiedzieć, że jego serwisy były umiarkowanie ciężkie, ale piłka leciała dosyć mocno. Do tego doszła specyfika naszej hali (obiekt jest niski i piłka często odbija się od sufitu - przyp. red.), tak samo nam pomaga, jak i przeszkadza. Tym bardziej brawa dla rywali - ocenił przyjmujący.
Przypomnijmy, że ubiegłoroczne rozgrywki zawiercianie rozpoczęli jeszcze słabiej, bo od porażki 1:3 w Olsztynie z Indykpolem AZS, a zaliczyli najlepszy sezon w historii, zdobywając Puchar Polski i wicemistrzostwo kraju. - Jest takie powiedzenie: dobry start, coś tam wart i tego się trzymajmy. Jeżeli ma być wynik podobny do zeszłego roku, to ja taki start biorę w ciemno -podsumował Kwolek.
(mic)