Błędy się zdarzają?
KONTROWERSJA
Jesienią ubiegłego roku przetoczyła się w mediach dyskusja na temat poziomu naszych ligowych arbitrów. Burzę wywołała postawa sędziego Damiana Sylwestrzaka w spotkaniu Piasta z Legią w Gliwicach. W 42 minucie tamtego meczu młody arbiter z Wrocławia pokazał drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną kapitanowi „Wojskowych” Josue. Jak dowodzili legioniści - sytuacja była absurdalna i skandaliczna, bo faulowany był Portugalczyk i to w sposób, który zasługiwał na napomnienie, może nawet czerwoną kartką. W efekcie stołeczny zespół przez blisko godzinę musiał grać w osłabieniu, co miało ich zdaniem ogromny wpływ na końcowy wynik i stratę punktów. Na Łazienkowskiej, choć rozczarowanie było ogromne, nie zdecydowano się wnioskować o nie delegowanie wrocławianina na mecze z udziałem Legii, jak miało to kiedyś miejsce w przypadku Bartosza Frankowskiego. Szybko wybaczono mu gafę. - Jest żal, ale nie mam pretensji do sędziego Damiana Sylwestrzaka. Każdy ma prawo się pomylić, nikt nie jest nieomylny. W jakiś sposób zaimponowało mi to, że arbiter przyznał się do błędu i przeprosił - skomentował dla Legia.Net prezes Dariusz Mioduski.
W niedzielę ponownie bohaterem sędziowskiej ligowej kontrowersji stał się Damian Sylwestrzak i znów podmiotem jego pomyłki było spotkanie Legii, choć tym razem z Radomiakiem. W niedzielnej grze Damian Sylwestrzak podyktował dwa rzuty karne dla gospodarzy, z czego jeden był bardzo mocno dyskusyjny. „Z kapelusza trochę" - ocenił w sieci były legionista Cezary Kucharski. My użyjmy równie delikatnego sformułowania „naciągany”. O ile bowiem w 35 minucie piłka po strzale Bartosza Kapustki otarła rękę Rahila Mammadova i choć początkowo nikt tego nie dostrzegł, to sygnał z wozu VAR jednoznacznie wskazał na jedenastkę dla Legii, więc tu nie ma sprawy. O tyle przy drugim karnym dopatrzenie się uderzenia w twarz Claude'a Goncalvesa przez obrońcę Radomiaka Damiana Jakubika, choć to w ferworze walki twarz legionisty zbliżyła się do ręki, a nie odwrotnie, było już mocno polemiczne – że jeszcze raz użyjemy eufemizmu. Dlaczego jednak tym razem monitor VAR nie zaprosił sędziego do siebie, trudno dociec. Pewne jest, że tym razem, w przeciwieństwie do wydarzeń gliwickich, Legia stała się beneficjentem pomyłki sędziego, a jedenastkę wykorzystał Marc Gual, zaś zdenerwowanym i protestującym gościom słaby rozjemca zafundował parę „cytrynek” za dyskusję...
Zbigniew Cieńciała