Błędy czterech piłkarzy
W ostatnich sekundach meczu Raków stracił prowadzenie i tylko zremisował z Puszczą.
Gol Iviego Lopeza nie wystarczył Rakowowi do wygranej. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus
Raków przyjechał w poniedziałek do Niepołomic, gdzie miał odbyć się mecz łatwy i przyjemny dla piłkarzy Marka Papszuna. Tak przynajmniej mogło się wydawać, biorąc po uwagę formę lidera oraz miejsce w tabeli Puszczy. Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna dla drużyny spod Jasnej Góry. Choć w pierwszej połowie objęła prowadzenie, nie dążyła do tego, żeby zdobyć kolejnego gola. Zawodnicy Rakowa wyglądali tak, jakby zadowolili się trafieniem i chcieli utrzymać jednobramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka. Za ten minimalizm zostali skarceni. W ostatniej chwili rezerwowy napastnik German Barkowskij wpisał się na listę strzelców i zagwarantował niepołomiczanom punkt. Sędzia Jarosław Przybył nawet nie wznowił gry, bo gol Białorusina padł w ostatnich sekundach doliczonego czasu.
Chaos w polu karnym
Jak to często bywa w przypadku Puszczy, Barkowskij zdobył bramkę po stałym fragmencie. Piłka została dośrodkowana z rzutu rożnego, nastąpił chaos w polu karnym, a w nim najlepiej odnalazł się rezerwowy snajper. Jak do tego doszło? - Błąd popełniło aż czterech zawodników! Wielu, biorąc pod uwagę, że była to jedna akcja. A jeżeli takie błędy popełnia się blisko pola karnego, można spodziewać się, że albo rywal będzie miał groźną sytuację, albo strzeli gola. Trzech z tych zawodników weszło z ławki. Widać było, że chcą pomóc zespołowi, ale podjęli złe działania indywidualne. Emocje wzięły górę. Jeden wyskoczył, a powinien stać na nogach. Drugi się poślizgnął, trzeci dostał piłkę między nogami, czwarty nie skrócił, żeby był spalony... Wiele błędów, ale to się zdarza - powiedział opiekun „Medalików”. Marek Papszun przyznał, że pomimo tego, że najgroźniejsza bronią Puszczy są stałe fragmenty, trudno jest przygotować się na sytuacje, w której bramka pada po ciągu zdarzeń, czyli po „zbitych piłkach, blokach, serii strzałów, przypadkowych odbiciach”.
Powinni zamknąć mecz
Fakty są jednak takie, że Raków nie stracił punktów przez to, że w ostatniej chwili Puszcza pokonała Kacpra Trelowskiego. Częstochowianie już w pierwszej połowie mogli uciszyć rywali, strzelając kolejne bramki. W końcu nie bez przyczyny są na szczycie tabeli. Dysponują takim potencjałem, że bez problemu powinni poradzić sobie z tym zadaniem, grając przeciwko drużynie, która walczy o utrzymanie. Opiekun Rakowa doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - Stracona bramka w ostatniej akcji jest bolesna, ale dla mnie najgorsze jest to, że powinniśmy zamknąć ten mecz wcześniej i nie doprowadzić do takiej sytuacji. Znaliśmy przeciwnika i wiedzieliśmy, jak będzie wyglądać mecz. Wyglądał tak, jak się spodziewaliśmy - stwierdził 50-letni trener.
Seria przerwana
Remisu z Puszczą środowisko Rakowa nie powinno jednak traktować jak tragedii. Częstochowianie dalej mają trzypunktową przewagę nad drugim Lechem, a od 3. Jagiellonii dzielą ich 4„oczka”. Trener Papszun wie, że przez stratę punktów świat się nie zawalił. - Nawet gdybyśmy tu wygrali, mistrzostwa czy miejsca w europejskich pucharach byśmy sobie nie zapewnili - podkreślił. Remis oznacza jedynie tyle, że seria sześciu zwycięstw z rzędu Rakowa została przerwana. To dość ciekawe, bo w po drodze do starcia w Niepołomicach ekipa z Częstochowy potrafiła wygrać z Lechem Poznań i Legią Warszawa, a potknęła się akurat na terenie drużyny, która ma zaledwie 2 punkty przewagi nad strefą spadkową.
Kacper Janoszka