Bariera mentalna
Od pewnego czasu mamy wrażenie, że siatkówka jest niechcianym dzieckiem w Katowicach.
GKS KATOWICE
Kwaśne miny i szukanie okazji, by jak najszybciej czmychnąć do szatni, zaś nieliczni rozmówcy, z racji swoich obowiązków, byli poirytowani, a słowa, które padały, były pełne goryczy – tak prezentował się GKS-u Katowice po tęgim laniu z PSG Stalą Nysa 0:3. Goście po raz pierwszy wygrali w szopienickiej hali w takich rozmiarach i mieli powody do zadowolenia. Przecież w ostatnim czasie los sprawił, że siatkarze z Nysy oraz ich kibice więcej myśleli o ratowaniu miasta przed powodzią niż o sportowej rywalizacji. – Zagraliśmy dla mieszkańców miasta i nie tylko. To zwycięstwo im dedykujemy i mam nadzieję, że w miarę szybko wrócimy do normalności – nie krył radości po wygranej trener przyjezdnych, Daniel Pliński.
Tylko i aż...
W poprzednim sezonie siatkarze GKS-u zaliczyli serię ośmiu porażek z rzędu. Teraz zaczęli od trzech, a w najbliższej perspektywie mają potyczki z niezwykle wymagającymi rywalami z Jastrzębia-Zdroju oraz z Zawiercia.
– To niezwykle trudna sytuacja, bo za nami trzecia porażka bez wygranego seta – mówi kapitan zespołu, Bartosz Mariański. – W tym momencie mamy zdecydowanie większy problem mentalny niż siatkarski. Po raz kolejny prowadzimy w secie 22:20 i tej dogodnej sytuacji nie potrafimy wykorzystać. Rywal doprowadza do remisu i w rezultacie wygrywa. A w kolejnej odsłonie już byliśmy całkowicie rozbici, nie byliśmy skupieni na grze i stąd też taki wynik. Wiedzieliśmy, że ligowa rywalizacja będzie piekielnie trudna i zdajemy sobie sprawę, że, dla przykładu, dziesięć porażek eliminuje nas z czegokolwiek.
– Nie możemy tak się prezentować, bo przecież w każdy elemencie ustępowaliśmy rywalom – dodaje trener Grzegorz Słaby, trzęsąc się ze złości. – Dostaliśmy taki wpie..., że nie ma o czym gadać.
Szersza perspektywa
Zespół musi się szybko odbudować. Ba, ale jak to zrobić? W najbliższej perspektywie czekają go bowiem dwa spotkania z tuzami tej ligi i urwanie seta można będzie uznać za sukces. A przecież tutaj są potrzebne bezcenne punkty!
– By oceniać naszą sytuację, trzeba mieć szerszą perspektywę niż te trzy przegrane mecze – mocno akcentuje szkoleniowiec GKS-u. – Należy spojrzeć, jak ta sekcja się rozwija lub też nie rozwija przez ostatnie lata. Co roku jest wymieniany niemal cały skład, zaś od czterech lat, gdy prowadzę samodzielnie zespół, miałem aż sześciu rozgrywających. To nie są usprawiedliwienia, ale rzeczywistość, w jakiej pracujemy! W każdym sezonie potrzebujemy czasu, by odpowiednio funkcjonować. Ale teraz go nie mamy, bo aż trzy zespoły żegnają się z PlusLigą. Oczywiście, że odbiór naszych wyników jest negatywny. Niemniej ani zawodnicy, ani przede wszystkim ja nie uciekam od odpowiedzialności. Wszystkim skupionym wokół sekcji zależy, byśmy wyszli z trudnej sytuacji i dołożymy wszelkich starań, by tak się stało. Chciałbym, by jednak wszyscy spojrzeli na siatkarski GKS bardziej wnikliwie i analitycznie. Wszyscy przeżywamy nasze porażki, ale mogę zapewnić, że ze swej strony dołożymy wszelkich starań, by wyjść z tej trudnej sytuacji.
Trener Słaby ma prawo czuć się zdruzgotany, bo przecież jest mocno zaangażowany w pracę. Jednocześnie od pewnego czasu mamy wrażenie, że siatkówka jest niechcianym dzieckiem w Katowicach. Zamiast się rozwijać, to z roku na rok usycha i może podzielić los klubów z Bydgoszczy czy ostatnio Radomia.
Wyjście z zaułka
Katowiczanie w okresie przygotowawczym prezentowali się więcej niż przyzwoicie i wyglądało to obiecująco. Kiedy jednak przyszła gra o punkty, nagle wszystkich ogarnął stres, z którego nikt nie może się wyzwolić. Trudno marzyć o wygranej, gdy popełnia się aż 26 błędów (18 rywale), zespół źle przyjmuje, a serwis jest tylko z nazwy. Można byłoby wymieniać pozostałe elementy, ale po co, skoro wszyscy wiemy, jakie są wyniki.
– Nie ma się gdzie odbudować, bo przecież gramy z Jastrzębiem i Zawierciem – martwi się trener Słaby. – Na pewno będziemy się wspierać i chcemy pokazać lepszą grę. Nie wiem, co nam to przyniesie, bo przecież zespół jest mało doświadczony.
– Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co z tym fantem zrobić – dodaje kapitan Mariański. – Chyba trzeba będzie tupnąć nogą z racji swoich obowiązków. Może to pomoże najpierw wygrać seta, a potem mecz.
Minorowe nastroje panują w GKS-ie, a tymczasem w Stali sielanka, bo przecież siatkarze, z wiadomych względów, długo czekali na ligową inaugurację. – Mieliśmy cztery dni przerwy w treningach, a to sporo dla profesjonalisty. Wyszliśmy na boisko pozytywnie zmotywowani i zagraliśmy serduchem – cieszył się trener Pliński.
Przed katowicką ekipą niezwykle trudny czas i oby tylko zdołała przełamać kryzys. Niewielki dochód z meczu z uwagi na niewielu widzów był przeznaczony dla powodzian, ale prezes GKS-u Krzysztof Nowak zapowiedział, że klub również dorzuci się do tej kwoty.
Włodzimierz Sowiński