Na tę ekipę w tym sezonie Ligi Mistrzów nie było mocnych. Fot. PAP/EPA


Barcelona odzyskała tytuł

Kolejna edycja Ligi Mistrzów przeszła do historii. Po raz 12. najlepsza okazała się drużyna ze stolicy Katalonii, wygrywając... na luzie jedną.


Piłkarze ręczni Barcelony wygrali w Kolonii z duńskim Aalborgiem 31:30 w rozegranym w Kolonii finale Ligi Mistrzów. W pokonanej drużynie ostatni mecz w klubowej karierze rozegrał 36-letni Duńczyk Mikkel Hansen. Niewiele brakowało, a jeden z najlepszych zawodników w historii dyscypliny doprowadziłby do dogrywki. Już po końcowej syrenie egzekwował bowiem rzut wolny. Nie przeszkodził mu mur ustawiony przez rywali, bo był w stanie go ominąć, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Do gola zabrakło dosłownie kilku centymetrów. „Pudło” Hansena, który wcześniej zdobył 8 bramek, wywołało ogromną radość w obozie „Barcy”. Jej zawodnicy skakali z radości, padali sobie w ramiona, biegali po całym parkiecie, śpiewali z kibicami. Najszczęśliwszy był jednak trener Antonio Carlos Ortega, który w Lidze Mistrzów triumfował po raz 8. i nic dziwnego, że był podrzucany przez swych podopiecznych.

Brawa dla Mema

Cichym bohaterem Final Four był jednak Dika Mem. Jednego z najlepszych rozgrywających świata należy podziwiać i bić barwo na stojąco. Przed kilkoma dniami utytułowany Francuz przeżył bowiem śmierć 17-letniej siostry. Mimo podłamania psychicznego z powodu tej rodzinnej tragedii, zdecydował się przyjechać do Kolonii i wystąpić w obu meczach. W półfinale z THW Kiel zdobył 3, w finale z Aalborgiem 7 bramek. Podczas ceremonii dekoracji, jako kapitan zespołu, odebrał efektowny puchar, ale szybko oddał go kolegom i schował się do ostatniego rzędu, roniąc łzy. Pocieszało go wielu, ale nikt się mu nie dziwił. Pogoni za koroną króla strzelców nie miał jednak w głowie. Zabrakło mu 7 trafień, dlatego sięgnął po nią Kamil Syprzak. Nasz obrotowy, broniący barw PSG, rzucił 112 bramek. Był w kontakcie z władzami EHF, ale zaproszenia do Lanxess Areny nie otrzymał. Polecono mu jedynie nagrać film z podziękowaniami, który został wyemitowany na telebimie po meczu finałowym.

Rewanżu nie wzięli

Katalończycy zwyciężyli w Lidze Mistrzów (i w jej poprzedniku - Pucharze Europy) po raz 12., śrubując własny rekord, ale po bardzo wyrównanym i zaciętym boju. W ostatnich minutach uzyskali największą, trzybramkową przewagę (30:27). Mimo to Duńczycy mieli szansę doprowadzić do dogrywki, ale - wyłączając wspomniany rzut Hansena - nie wykorzystali okazji na wyrównanie. Niedzielny mecz był swego rodzaju nawiązaniem do rywalizacji sprzed trzech lat i wtedy również triumfowała „Barca”. Duńczycy pałali więc żądzą rewanżu. Aalborg zdążył udowodnić, że łatka underdoga mu pasuje. W sobotnim półfinale odprawił broniących tytułu Gladiatorów z Magdeburga. W finale podchodzono do nich z większym respektem, jednak nadal niewielu wierzyło, że są w stanie ograć piekielnie mocną Barcelonę. Duma Katalonii dzień wcześniej rozgromiła THW Kiel, długimi fragmentami prezentując niemal perfekcyjny handball zarówno w obronie, jak i ataku.

Jeszcze tam wrócą

- O wyniku zadecydowała ostatnia akcja. Udowodniliśmy, że należy nam się miejsce na szczycie. W ostatnim kwadransie prowadziliśmy trzema bramkami, ale nie udało nam się wbić gwoździa do trumny. Trudno wskazać jedną rzecz, w której byliśmy naprawdę lepsi. Być może pomogło nam to, że w końcówce mieliśmy łatwiejszy półfinał - powiedział Timothey N'Guessan, rozgrywający zwycięskiego zespołu.

- Wrócimy tutaj i zdobędziemy złoto. Widzieliśmy, jak dobrzy jesteśmy, mając wielu młodych zawodników, a to daje jeszcze więcej nadziei na przyszłość. W tej chwili jesteśmy bardziej rozczarowani niż kiedykolwiek, ale gdyby na początku sezonu ktoś mi powiedział, że całą Ligę Mistrzów przegramy jednym golem, brałbym to w ciemno. To był niesamowity mecz pomiędzy dwoma kapitalnymi zespołami i możemy żałować, że stanęliśmy po złej stronie podium - stwierdził Thomas Arnoldsen, szczypiornista Aalborga.

Coś udowodnili

W meczu o 3. miejsce THW Kiel wygrał Magdeburgiem 32:28. Zespół z Kilonii zdobył w pierwszej połowie aż 23 bramki. W drużynie z Magdeburga wystąpił Piotr Chrapkowski. W ćwierćfinale SC Magdeburg wyeliminował po rzutach karnych Industrię Kielce.

- Dla nas ważne było pokazanie czegoś innego niż sobotę. Ciężko było wczoraj zasnąć po takiej porażce i meczu, w którym nie udało się pokazać tego, czym jest THW Kiel. W niedzielę było już dużo lepiej. Początek meczu dodał nam pewności w ofensywie, zwłaszcza po tym, co zagraliśmy wczoraj. Dla fanów, zespołu i klubu bardzo ważne było zakończenie sezonu w dobrym stylu - nie krył zadowolenia Patrik Wiencek, obrotowy brązowego medalisty. Tą wygraną zawodnik polskiego pochodzenia i jego koledzy powetowali sobie sezon z Bundeslidze, w której zajęli 4. miejsce, ustępując mistrzom z Magdeburga aż o 15 punktów.

(mha)


PÓŁFINAŁY

SC Magdeburg - Aalborg HB 26:28 (11:11),

FC Barcelona - THW Kiel 30:18 (15:9)


O 3. MIEJSCE

THW Kiel - SC Magdeburg 32:28 (23:14)


FINAŁ

FC Barcelona - Aalborg HB 31:30 (15:15)


MVP dla Richardsona

Najlepszym zawodnikiem Final Four Ligi Mistrzów został Melvyn Richardson. 27-letni Francuz w obu meczach spisał się doskonale, będąc liderem Barcelony. Warto zaznaczyć, że od sezonu 2025/26 będzie bronił barw Orlen Wisły Płock. To najgłośniejszy transfer w historii płockiego klubu. Richardson jest jednym z najlepszych prawych rozgrywających świata, lecz świetnie radzi też sobie na środku. Jest mistrzem olimpijskim z Tokio, tegorocznym mistrzem Europy i dwukrotnym medalistą (srebrnym i brązowym) mistrzostw świata. W niedzielę po raz trzeci wygrał Ligę Mistrzów.