Sport

Banda zakapiorów

Pomimo niezłej gry, GieKSa musiała pogodzić się z remisem, który rywale wywalczyli w doliczonym czasie.

Gol Marcina Wasielewskiego nie wystarczył do sięgnięcia po trzy punkty. Fot. PressFocus

W piątkowy wieczór nad stadionem przy Bukowej nieustannie padał deszcz. Nie pomagał on w rozgrywaniu zawodów na wysokim poziomie. Widać było, że zawodnicy starają się nie tylko zdobyć gola, ale także uważają na każdy krok. Warunki były trudne, ale nie wpłynęło to negatywnie na emocje; towarzyszyły one kibicom od pierwszej do ostatniej minuty. GieKSa już na początku spotkania straciła gola i musiała gonić wynik. Dzięki przećwiczonym stałym fragmentom gry i indywidualnym umiejętnościom jeszcze przed zejściem na przerwę do szatni ekipa Rafała Góraka zdołała wyjść na prowadzenie. Pierwszego gola zdobył Oskar Repka, który był najlepiej ustawiony po wyrzucie piłki z autu. Chwilę później świetny drybling i strzał Marcina Wasielewskiego zakończył się trafieniem na 2:1.

Zabrakło gola

Od tego momentu GKS miał mecz pod kontrolą. Gospodarze pewnie radzili sobie w defensywie, ale także potrafili stworzyć okazje w polu karnym Widzewa. Trzeci gol z pewnością zamknąłby mecz, a najbliżej trafienia był Bartosz Nowak. Były gracz Rakowa znalazł się w nader dogodnej sytuacji (76 minuta), gdy stał właściwie przed pustą bramką. Uderzył jednak zbyt lekko i piłka nie dotoczyła się do bramki. Dopadł do niej co prawda Borja Galan, ale - po pierwsze - był na spalonym, a po drugie - trafił w słupek. Gdyby tę okazję katowiczanie zamienili na gola, z całą pewnością kibice GieKSy nie musieliby być świadkami dramatycznych scen w doliczonym czasie, gdy Widzew zdobył wyrównującego gola.

Remis z całą pewnością był wynikiem niekorzystnym z perspektywy GKS-u, który przez większość meczu przeważał. To drugi mecz z rzędu, gdy ekipa z Górnego Śląska traci punkty tak naprawdę na własne życzenie, choć po bardzo dobrej grze. W Lubinie dwa tygodnie temu gol w ostatnich minutach spowodował porażkę podopiecznych Rafała Góraka.

Być jak GieKSa

O tym, że zespół z Katowic zagrał lepiej, zdawał sobie sprawę także Daniel Myśliwiec. Szkoleniowiec Widzewa rozpoczął podsumowanie meczu na konferencji prasowej od słów pochwalnych dla GieKSy i jej trenera. - Nie lubię mówić o nie swojej drużynie, ale będąc w tym miejscu i widząc pracę trenera Góraka, myślę, że powinienem coś powiedzieć. Widzę, jak ta drużyna na przestrzeni czasu funkcjonuje i się rozwija. Chciałbym mój zespół rozwinąć do takiego poziomu kultury gry ofensywnej i defensywnej, wysokiej powtarzalności, skuteczności, stałych fragmentów, które są kosmiczne. Przy tym wszystkim trener potrafił stworzyć bandę zakapiorów. To należy zaznaczyć, bo to była kluczowa cecha tej drużyny. Ci zawodnicy po pstryknięciu palcem są w stanie przeobrazić się w bandytów, którzy w bardzo trudnych warunkach są w stanie sprawić, że piłka szybko znajduje się w polu karnym rywala. Niesieni przez kibiców mogą odwrócić losy spotkania. Za to duży szacunek dla gospodarzy i dla trenera Góraka – stwierdził opiekun łódzkiej drużyny. To oczywiście bardzo miłe słowa, a biorąc pod uwagę przebieg meczu, nie były one bezpodstawne. Jednak ostatecznie nie są pocieszeniem dla katowiczan, którzy mecz powinni wygrać.

Zadowolenie z gry

Ale w ekipie gospodarzy nie widać było załamania, choć nie brakowało złości, że do swojego dorobku dopisali jedynie punkt. Rafał Górak także nie miał zamiaru załamywać się po ostatnim gwizdku. – Chciałbym podkreślić, że zespół zagrał bardzo dobre zawody. Były to charakterne zmagania. Strata pierwszej bramki była trudnym momentem, ale odwróciliśmy losy w sposób fenomenalny. W drugiej połowie mogliśmy się pokusić o podwyższenie prowadzenia. To zapewne dałoby nam trzy punkty, choć to tylko gdybanie. Jestem zadowolony z postawy zespołu, widziałem na boisku walczący kolektyw. Szkoda gola w doliczonym czasie, ale wynika to również z klasy przeciwnika. Natomiast sposób naszej gry jest dla mnie bardzo budujący. Cieszę się, że tak wyglądamy w meczach ekstraklasowych. Punkt trzeba przyjąć honorowo, będąc zadowolonym z poziomu widowiska – powiedział opiekun katowiczan.

Kacper Janoszka