Błąd Brandona Mechele (z prawej) doprowadził ekipę z Brugii do odpadnięcie z LKE. Fot. PAP/EPA


Błąd na wagę finału

Jeden strzelony gol nie wystarczył Clubowi Brugge do awansu do finału Ligi Konferencji Europy.


LIGA KONFERENCJI EUROPY

Club Brugge po pierwszym meczu musiał odrobić jednobramkową stratę do Fiorentiny. Przyjezdni z Włoch dotarli do Belgii pewni siebie w gruntowanie przemodelowanym składzie w porównaniu do tego, jak grają na co dzień w lidze. Gospodarze natomiast znajdują się w świetnym momencie sezonu. W belgijskich rozgrywkach trwa aktualnie faza finałowa sezonu, gdy cała stawka podzielona zostaje na grupy. Ekipa z Brugi znalazła się w grupie, która walczy o mistrzostwo. W niej nie poniosła jeszcze ani jednej porażki, dzięki czemu znajduje się na szczycie tabeli i jest bardzo blisko mistrzostwa.

Jeszcze lepsze nastroje w obozie Clubu Brugge mogła wywołać jedynie wygrana w dwumeczu z Fiorentiną. Awans do finału LKE byłby sporym osiągnięciem dla zespołu, w którym gra Michał Skóraś. Polski skrzydłowy w środowy wieczór znalazł się w wyjściowej 11 i miał ochotę na to, żeby wymiernie pomóc swoim partnerom w ofensywie. Ogólna motywacja belgijskiego zespołu poskutkowała tym, że  już w 20 minucie wyszedł na prowadzenie, wyrównując stan dwumeczu. Świetne dośrodkowanie kapitana Hansa Vanakena zamieniło się w niezwykle groźny strzał. Do główki wyskoczył Maxim De Cuyper, ale powtórki wyraźnie pokazały, że nie dotknął piłki. Zmylił jednak na tyle bramkarza Pietro Terracciano, że ten zmuszony został do wyciągnięcia piłki z siatki.

Pierwsza połowa zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem podopiecznych Nicky’ego Hayena, choć na murawie działo się wiele. Świetną okazję zmarnował m.in. Skóraś, którego strzał z pola karnego w ostatniej chwili został zablokowany przez obrońcę. Fiorentina również starała się zdobyć gola, a najciekawszą do tego okazję stworzył Christian Kouame. Iworyjczyk mocno uderzył sprzed pola karnego, piłka odbiła się od poprzeczki, spadła na linię bramkową i wróciła do gry.

Włoska drużyna próbowała odrobić stratę w drugiej części gry. Zepchnęła swoich rywali do defensywy, ale… długo w żaden sposób nie potrafiła zagrozić Simonowi Mignoletowi. Defensywa z Brugii rzeczywiście musiała być czujna, ale prawda jest taka, że Fiorentina, poza desperackimi wrzutkami w pole karne, nie robiła wiele, żeby odwrócić losy dwumeczu.

Jak się jednak okazało, proste środki w postaci podań w „16” okazały się wystarczające do tego, żeby doprowadzić do wyrównania. Największą zasługę przy trafieniu gości należy przypisać… Brandonowi Mechele. Defensor Clubu Brugge dość brutalnie potraktował przeciwnika w polu karnym. Gdy piłka zmierzała w jego stronę, starał się ją wybić. Zrobił to jednak w taki sposób, że uderzył nogą w głowę M’Balę Nzolę. Angolczyk runął na ziemię, a sędzia bez wahania wskazał ręką na „wapno”. Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł doświadczony Andrea Belotti i pewnym uderzeniem doprowadził do wyrównania, które gwarantowało Fiorentinie awans do finału. Tym samym to gospodarze byli zmuszeni do strzelenia kolejnego gola, ale zabrakło im czasu i to florencki zespół awansował do finału LKE.

Kacper Janoszka

 

Club Brugge – Fiorentina 1:1 (1:0). Pierwszy mecz 2:3. Awans Fiorentina.

1:0 – Vanaken (20), 1:1 – Belotti (85, karny)

BRUGGE: Mignolet – Odoi (86. Nusa), Mechele, Ordonez – Sabbe, Vetlesen (70. Zinckernagei), Vanaken, De Cuyper – Skóraś (86. Nielsen), Thiago, Jutgla. Trener Nicky HAYEN.

FIORENTINA: Terracciano – Dodo, Milenković, Quarta, Biraghi – Beltran (90. Ranieri), Melo (71. Nzola), Mandragora – Gonzalez, Belotti (71, Duncan), Kouame. Trener Vincenzo ITALIANO.

Sędziował Halil Umut Meler (Turcja). Żółte kartki: Ordonez, Thiago, Vetlesen, Odoi, Mechele – Milenković, Beltran, Dodo, Nzola. Czerwona kartka Odoi (90+4. druga żółta poza boiskiem).