Sport

BABSKIM OKIEM

Na szczęście są tacy, którzy chcą oglądać wydarzenia na żywo, poczuć atmosferę zawodów. Bo to właśnie jest TO! Fot. Tomasz Folta/PressFocus


BABSKIM OKIEM

Lidia Nowakowa


Globalna wioska


To bardzo celne stwierdzenie, że świat stał się... globalną wioską. Jak ktoś w Australii kichnie, to mu wszyscy zdrowia życzą. Siadamy sobie teraz wygodnie przed telewizorem i doskonale widzimy, co się na antypodach dzieje. Dziś obejrzenie zawodów, nawet wtedy, gdy odbywają się tysiące kilometrów od nas, nie stanowi żadnego problemu. Coś, co wydawało się absolutnym science fiction, jest codziennością. Kiedyś nasz znakomity pisarz Melchior Wańkowicz stwierdził: - Mam miejsce w pierwszym rzędzie. Kupiłem sobie telewizor. - Tak. Dzięki telewizji wszyscy mamy dziś miejsca w pierwszym rzędzie. A jeszcze jak obejrzymy kilka zbliżeń i jak pokażą parę powtórek, to widzimy - i wiemy - wszystko lepiej niż gdybyśmy tam, na miejscu, byli. A jak bohaterowie wydarzeń powiedzą na dodatek parę słów do mikrofonu... Chociaż są - na szczęście - tacy, którzy muszą pooddychać atmosferą imprezy. I chyba mają rację. Przed epoką radia i telewizji inaczej bywało. A gdyby jakieś 100 lat temu powiedzieć komuś, że tak kiedyś będzie, pewnie by nie uwierzył. Może warto więc przypomnieć, że pierwsza, historyczna, sportowa relacja - po polsku - ukazała się na łamach krakowskiego „Czasu” 7 kwietnia 1896 roku. Była to krótka notatka z pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich w Atenach, które rozpoczęły się dzień wcześniej. Jej autorem był Zygmunt Mineyko, który nadał ją telegraficznie spod Akropolu, bo w stolicy Grecji mieszkał. I był to jedyny polski korespondent, jaki się na tych igrzyskach znalazł. Na łamach „Czasu”, w kolejnych numerach, pojawiały się jego olimpijskie relacje. W numerze z 9 kwietnia - na przykład - red. Mineyko pisał tak: „Król z rodziną, ministrowie i dyplomaci, generałowie i oficerowie, bankierzy stanowiący w dzisiejszych czasach arystokrację, i nieprzebrane tłumy ludzi zajęły miejsca na arenie. Program pierwszego dnia był następujący: 1. Bieg na przestrzeni 1000 metrów, 2. Rzucanie „dyskursem”, rodzaj krążka, zwycięzcą był Paraskevopulos, 3. Bieg z przeszkodami na 100 metrów, co 9 metrów płot, wysokości metra i 6 centymetrów, 4. Skok, 5. Bieg na przestrzeni 1500 metrów, dwie grupy po 6 osób. 6. Rzucanie kulami żelaznemi, wreszcie bieg na przestrzeni 400 metrów”. Ale Mineyko pisał nie tylko o tym, co działo się na stadionie. Informował też, że w ostatnim czasie ceny w ateńskich hotelach wzrosły pięciokrotnie! A z tymi cenami hoteli to do dziś nic się nie zmieniło... Wszystkie te sportowe, olimpijskie informacje zawdzięczamy właśnie jemu, Zygmuntowi Mineyce, urodzonemu w 1840 roku w polskiej rodzinie ziemiańskiej, w majątku Bałwaniszki, w powiecie oszmiańskim, w pobliżu Wilna. Władający ośmioma językami Mineyko wsławił się w historii polskiego dziennikarstwa nie tylko relacjami z ateńskich igrzysk. W ukazujących się we Lwowie i w Krakowie gazetach znaleźć też można było wiele jego artykułów, także o tematyce sportowej. No i tak to się zaczęło...