Sport

BABSKIM OKIEM

„Baba” ze „Sportu” robiła dla Czytelników wiele wywiadów ze znanymi ludźmi. Na zdjęciu ze słynnym szachowym arcymistrzem Garry Kasparowem. Fot. Archiwum „Sportu”


BABSKIM OKIEM


Lidia Nowakowa


Baba w „Sporcie”


Tak się jakoś złożyło, że postanowiłam pisać o sporcie. Chciałam zostać dziennikarką. Ale sportową. W latach, kiedy to miało miejsce, był to prawdziwy… wybryk natury. Teraz może się to wydawać śmieszne. Ale - przynajmniej dla mnie - wcale śmiesznym nie było. Kobiet pracujących w tym fachu można było ze świecą szukać. Ale ja, wychowana w Krynicy, w domu, w którym na co dzień rozważano hokejowe możliwości KTH, mieszkająca 100 metrów od saneczkowego toru i dzięki temu mogąca - przez otwarte okno - wysłuchiwać doniesień z rozgrywanych na nim zawodów nie wychodząc nawet z domu, miałam na ten temat inne zdanie. Potem okazało się, że wielu to strasznie dziwiło. Jeden z takich „zdziwionych” nie mógł na przykład zrozumieć, kiedy jechałam na Igrzyska Olimpijskie do Calgary, że „baba” będzie stamtąd robić sprawozdania sportowe. Nie przeszkadzało mu, że kobiety mogą zdobywać medale, ale pisanie o tym przez „babę”? To dla niego było zbyt wiele. No wręcz nie do pojęcia… \

Kiedyś - gdy prowadziłam gazetę, czyli przewodzić zespołowi, który przygotowywał kolejne wydanie „Sportu” - zadzwonił jakiś czytelnik. Chciał o coś zapytać, ale koniecznie chciał rozmawiać z redaktorem. Z redaktorką już niekoniecznie. Kiedyś zdarzyło mi się też, że dwóch dziennikarzy z Turcji, którzy przyjechali do Katowic na mistrzostwa świata w zapasach, z lekkim obrzydzeniem rozmawiało z prowadzącą biuro prasowe dziennikarką. Bo dla wielu sport, to męska rzecz. Im „baba” kojarzy się wyłącznie z garami, a niektórzy z tych „maczo” uważają - jak mawia jedna moja znajoma - że najlepiej, aby te gary stały obok… łóżka.

Ale nie wszyscy tak myślą. Mnie się udało. Jednym z nich - na szczęście dla mnie - był przyjmujący mnie do pracy, w zamierzchłych czasach, ówczesny naczelny redaktor „Sportu” Andrzej Konieczny. Ostatecznym argumentem „za” było to, że byłam „babą” właśnie. - Chyba ją przyjmiemy - oświadczył - nie będziemy tu przecież siedzieć jak banda p… tu padło określenie, którego nie użyję. No i tak to zaczęłam pracować w „Sporcie”.

Dlaczego o tym piszę? Niedawno minął 8 marca. Dzień Kobiet. Jak to słusznie zauważył Jan Sztaudynger: „Ku chwale Ojczyzny, obchodzimy jeden Dzień Kobiet i… cały Rok Mężczyzny”. Chociaż dziś wiele się na korzyść pań zmieniło. Sport jest też tą dziedziną życia, gdzie radzą sobie całkiem nieźle. I jak to przyjemnie pisać o sukcesach naszych sportsmenek. Zresztą równie miło jak i o sukcesach sportowców. No i chyba dlatego napisałam ten felieton.