To nie klasyczne salto, ale pomysłowość nie zna granic... Fot. Kirill Kukhmar/TASS/SIPA USA/PressFocus


Babskim okiem

Lidia Nowakowa

Saltem w... regulamin


Wykonaniem salta na lodzie wsławił się kiedyś - jako pierwszy - amerykański łyżwiarz Terry Kubicka. Ale to niezwykle ryzykowny element, więc ze względu na zdrowie (a może i życie!) łyżwiarzy, został przez Międzynarodową Unię Łyżwiarską zakazany. Jak widać są jednak i tacy, którzy niewiele sobie z tego robią. Dla nich ważniejszy jest podziw i uznanie publiczności niż sędziowskie kary. Zresztą Mac ostatnich mistrzostwach Europy przewaga Francuza, Adama Siao Him Fa, nad rywalami była przed programem dowolnym tak duża, że żadne kary straszne mu nie były. Ale sędziowie twierdzą, że to jest łyżwiarstwo figurowe, a nie akrobatyka na lodzie, a zawodnik, że liczy się widowiskowość. Prawda pewnie - jak zawsze - jest gdzieś pośrodku... Resztę tego felietonu chciałabym poświęcić także łyżwiarstwu, konkretnie przypomnieć mistrzostwa Starego Kontynentu, które odbyły się w Pradze, w roku 1934. A więc 90 lat temu. Dlaczego? Bo to tam właśnie zdobyliśmy pierwszy medal w tej sportowej specjalności. A wywalczyli go Zofia Bilorówna i Tadeusz Kowalski. Było to pierwsze liczące się osiągnięcie i nasz największy łyżwiarski sukces na tym polu, aż po czasy Grzegorza Filipowskiego. Był rekordowym osiągnięciem przez ponad sześćdziesiąt lat! Dzisiejsze pokolenie, nawet najbardziej zagorzałych fanów tego sportu, mało - a najczęściej prawie nic - nie wie o tamtych bohaterach sprzed lat, którzy swą sportową klasę potrafili nieustannie doskonalić i utrzymywać przez całe dziesięciolecia, więc na pewno warto przybliżyć ich sylwetki... Jego najpierw, bez reszty, pochłaniał futbol i długo był piłkarzem pierwszej drużyny Czarnych Lwów. Stanowił nawet filar obrony. Kiedyś jednak, zimą, Kowalski zamienił „korki” ma łyżwy i od tego czasu szlifował swe umiejętności na treningach Lwowskiego Towarzystwa Łyżwiarzy. To było jeszcze przed I wojną światową, która przerwała jego sportowa karierę. Ale kiedy wrócił do cywila, spełniwszy już swój żołnierski obowiązek wobec monarchy Franciszka Józefa, bez reszty poświęcił się łyżwiarstwu. W duecie, wraz z partnerką, Zofią Bilorówną - zresztą siostrą jego kolegi, poznaną jeszcze przed wojną - jeździli coraz lepiej i lepiej. Już w swym pierwszym występie dali tak znakomity pokaz, że wielu zaczęło im przepowiadać piękną sportową przyszłość. Droga do mistrzostwa była jednak bardzo, bardzo długa, bo dopiero w 1927 roku Bilorówna i Kowalski sięgnęli po tytuł mistrzów kraju po raz pierwszy. On miał wtedy lat 41, ona - 28! I był to początek ich kariery. Pięknej kariery. Od tej pory bowiem regularnie zdobywali miano czempionów. Zaś ich największe sportowe osiągnięcie przyszło wtedy, kiedy ich rówieśnicy zażywali już uroków zasłużonej, sportowej emerytury. W roku 1934 Zofia Bilorówna i Tadeusz Kowalski zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy i na dodatek jeszcze wywalczyli czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Helsinkach. Dzięki tym sukcesom stali się bardzo popularni i otrzymywali mnóstwo zaproszeń do udziału w zawodach i licznych pokazach. Ale byli coraz starsi, wiec w roku 1935, jeszcze nim Tadeuszowi stuknęła pięćdziesiątka, zdobyli po raz dziewiąty tytuł mistrzów Polski i... pozostawili pole młodszym.