Babiarz, sprawa państwowa
Z DRUGIEJ STRONY Jeszcze do braku Szaranowicza człowiek nie zdążył się przyzwyczaić, a już Babiarza chcą nam zabrać? Nie lubię – napisał na Facebooku Paweł Czapiewski, medalista mistrzostw świata w biegu na 800 metrów.
Tomasz Mucha
Jeszcze do braku Szaranowicza człowiek nie zdążył się przyzwyczaić, a już Babiarza chcą nam zabrać? Nie lubię – napisał na Facebooku Paweł Czapiewski, medalista mistrzostw świata w biegu na 800 metrów. Za popularnym komentatorem listy i apele piszą nie tylko gwiazdy królowej sportu, koledzy z komentatorskiego gniazda – jak Sebastian Chmara – ale także cała chyba redakcja TVP Sport, widzowie oraz kibice, na czele z nieutulonymi w żalu psychofanami Ruchu Chorzów, którzy - jak się właśnie przekonaliśmy - mecze ukochanych „Niebieskich” przedkładają z rozdartym sercem nad transmisje lekkoatletyczne. A przecież już jutro na trasę wyruszają chodziarze, i jak na to patrzeć?!
Odsunięcie Przemysława Babiarza przez dyrekcję TVP od komentowania igrzysk olimpijskich poruszyło polityczną lawinę i rozgrzało atmosferę w kraju bardziej niż najlepsze nawet występy naszych sportowców w Paryżu. Wyjaśnień domagają się prezes Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Rzecznik Praw Obywatelskich. W sprawie wypowiedział się nawet sam prezes Prawa i Sprawiedliwości, wpisując „sprawę Babiarza” w szerszy kontekst sporów nad ceremonią otwarcia igrzysk, mającą rzekomo obrażać uczucia religijne i oznaczać „rozkład elit Zachodu”.
Gdy dorastałem, podobne rzeczy o zgniłym Zachodzie czytałem w „Trybunie Ludu”, organie prasowym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, przewodniej sile narodu. Nad zanikiem w Polsce wolności słowa cynicznie lamentuje ten sam człowiek, który rękami swoich popleczników upolitycznił publiczną telewizję w sposób, w jaki nie miało to miejsca nigdy po transformacji ustrojowej 1989 roku, robiąc z niej ordynarną tubę propagandową ówczesnej władzy. To wtedy „wolność słowa” została sprowadzona do absurdu, a opinie nie pasujące do rządowej narracji - jeżeli w ogóle się przebiły - były manipulowane i wyśmiewane na wizji przez funkcjonariuszy propagandy, których na Woronicza mylono wówczas z dziennikarzami.
Niestety, trudno nie zapomnieć, że Babiarz – dziennikarz z krwi i kości – zdecydował się świecić twarzą dla tamtej skompromitowanej TVPiS. Teraz – zamiast jednoczyć społeczeństwo wokół sportu, fair-play i idei olimpizmu - stał się kartą przetargową w rodzimej wojence ideologicznej i w kolejnym rozdziale polaryzacji polskiego społeczeństwa.
Nie wiem, czy naprawdę tego Przemek chciał, człowiek – potwierdzam słowa Czapiewskiego, bo sam kilkukrotnie bezpośrednio tego zaznałem – zwyczajnie dobry, serdeczny, wrażliwy, bez gwiazdorskich manier, a przede wszystkim wybitny komentator i osobowość z imponującą wręcz wiedzą.
Stało się jednak. Erudycja bywa zgubna, bo daje złudne poczucie, że „wiem lepiej”. Swoim słynnym już komentarzem odnoszącym się do legendarnego songu „Imagine” – „świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” - Babiarz dał wyraz prywatnym poglądom w przekazie informacyjnym, jakim było relacjonowanie ceremonii.
Czy to powód do odsunięcia od mikrofonu? Nie sądzę, i skłaniam się ku broniącym komentatora, nawet po lewej stronie sceny politycznej, że kara jest nieadekwatna do „przewinienia”, a olimpijska lekkoatletyka w telewizji bez głosu Przemka Babiarza dużo straci.
Jego mentor, wspomniany wyżejWłodzimierz Szaranowicz - tak owacyjnie witany na ceremonii zaślubin przez polskich olimpijczyków – też uwielbiał na antenie filozoficzne i egzystencjalne rozważania, ale doskonale wiedział, co znaczy odpowiedzialność za słowo przed milionowym audytorium, które nie musi podzielać poglądów i przekonań komentatora. Szkoda Przemku, że o tym zapomniałeś.