Aż ich nosiło!
Lech i Jagiellonia nie mogły doczekać się wznowienia rozgrywek, więc w pierwszej tegorocznej kolejce strzeliły przez weekend tyle goli, co pozostałe drużyny!
Obrońcy Radomiaka robili wszystko, by zatrzymać Afimico Pululu (z lewej) i spółkę, ale zupełnie im to nie wyszło... Fot. Michał Kość/Press Focus
Jeśli ktoś zastanawiał się, czy poznaniacy i białostoczanie utrzymają wysoką formę z jesieni, kolejka nr 19 dała wyraźną odpowiedź. Lech i „Jaga” przejechały się po swoich przeciwnikach niczym czołgi, strzelając im w sumie 9 goli – czyli tyle, ile łącznie 14 pozostałych drużyn, które grały w weekend! Inne spotkania nie rzucały na kolana, by nie powiedzieć po prostu, że... były dość nudne. Wielkopolsko-podlaski duet zadbał jednak o prawdziwe futbolowe emocje, choć zapewne kibice Widzewa i Radomiaka nie byli nimi zachwyceni...
Jeszcze więcej fajerwerków
– Od początku byliśmy dominującą drużyną, Afonso Sousa rozpoczął indywidualną akcją, potem wszystko się rozkręciło. Jesteśmy doświadczonym zespołem i z dużym spokojem podeszliśmy do tego spotkania, nawet po straconym golu byliśmy pewni swego i dołożyliśmy kolejne trafienie – mówił ledwie 16-letni Sammy Dudek, który w wygranym 4:1 spotkaniu z Radomiakiem zadebiutował w pierwszej drużynie Lecha, co zapamięta zapewne na długo. Królem „Kolejorza” został wspomniany Sousa, który nie dość, że zdobył dwie bramki, to jeszcze obie wyjątkowej urody – czyli takie, jakie powinny być. Zresztą jakby mało było fajerwerków ze strony poznaniaków, to w trakcie rozbijania Widzewa doszło jeszcze do rekordowego transferu ze strony Lecha, który zdecydował się wykupić Patrika Walemarka z Feyenoordu Rotterdam za 1,8 mln euro – a może nawet ciut więcej. To „ciut” może być istotne, bo 1,8 mln euro kosztował też Lecha Ali Gholizadeh, będący najdroższym piłkarzem w historii ekstraklasy.
Nie trzeba mówić
Jeszcze większą dominację nad rywalem zaprezentowała Jagiellonia, która zaliczyła jeden z najefektowniejszych występów w polskiej lidze od bardzo dawna. Rozbiła Radomiaka 5:0, zamykając mecz w praktyce w 10 minut, kiedy było już 3:0. Radomianie istnieli na murawie tylko teoretycznie, a ich fatalna postawa w niczym nie ujmuje wybitności tego, co zrobił mistrz Polski. – Byliśmy bardzo konkretni pod bramką rywala. Chcieliśmy po każdym golu strzelić kolejnego i kolejnego, kontynuować to tempo gry, co nam się udało. Strzeliliśmy pięć goli i jesteśmy szczęśliwi z tego powodu. Pokazaliśmy, że Jagiellonia z 2025 roku wciąż jest mocna i może grać o wszystko – złożył oczywistą deklarację autor dwóch trafień Afimico Pululu. – Mogę powiedzieć to, co często mówi trener: nie musimy dużo mówić, musimy pokazywać jakość na boisku. To też staramy się robić, aby pokazujemy, że Jagiellonia tu jest i jest mocnym zespołem, nie tylko w tamtym roku, ale i teraz. Idziemy krok po kroku – dodał angolski napastnik, wskazując mimochodem na kolejny „krok” Jagiellonii, czyli wyjazd do Mielca. Stal powinna się bać...
Częstochowski rodzynek
Co też jest ciekawe, to że dzięki bramkowym gradobiciom przewodzące ekstraklasie Lech i „Jaga” mają obecnie najskuteczniejsze linie ofensywne (razem z 4. w stawce Legią), po strzeleniu 37 goli w 19 kolejkach. Jednej bramki brakuje im do średniej 2 trafień na spotkanie, która pośród najlepszych drużyn w topowych ligach nie jest niczym wyjątkowym, ale w polskich rozgrywkach robi wrażenie. Co również warte wzmianki, to że 5. Cracovia strzeliła gola mniej niż najskuteczniejsza trójka i tylko zajmujący najniższy stopień podium Raków Częstochowa odstaje od sąsiadów z czołówki, mając relatywnie niewiele, bo 25 bramek na koncie. Chwalimy ofensywy, ale... defensywą również można zdobyć mistrzostwo.
Piotr Tubacki