Awans zrodzony w bólach
Trzecia próba podejścia do Europy Marka Papszuna jako trenera Rakowa zakończyła się sukcesem.
Raków musiał powalczyć ze zmotywowanymi zawodnikami Ardy. Fot. PAP / EPA
ELIMINACJE LIGI KONFERENCJI
Nieopodal miasta Kyrdżali znajduje się wyrocznia Dionizosa, w której przed tysiącami lat Aleksander Macedoński miał usłyszeć proroctwo, że podbije Azję. Marek Papszun, mimo historycznych zamiłowań, w ściśle rozpisanym planie zapewne nie znalazł czasu na odwiedzenie tego miejsca, ale udało mu się podbić Europę. Na razie przynajmniej dostał się do głównej fazy Ligi Konferencji.
Rekordowe zainteresowanie
– Żyjecie meczem? – zapytaliśmy kelnera w jednej z licznych restauracji w mieście. – Ale jakim? – odpowiedział nam kilka godzin przed spotkaniem. Wytłumaczył, że on akurat niespecjalnie interesuje się futbolem. Jak na warunki bułgarskie rywalizacja z Rakowem cieszyła się jednak całkiem sporym zainteresowaniem. Do środowego wieczora sprzedano ponad 3000 biletów, na samym meczu fanów było niewiele mniej niż może pomieścić stadion Rakowa (około 5000). Jak przyznawali nam miejscowi, to rekord na tym obiekcie w ostatnich latach. – Raków jest zdecydowanym faworytem – przyznawał na łamach wychodzącego codziennie w Bułgarii „Match Telegramu” trener Aleksandyr Tunczew. Przyznać trzeba, że jak na kraj, który od lat nie ma sukcesów w futbolu, Bułgarzy poświęcają tej dyscyplinie naprawdę sporo miejsca. Osobny tekst miejscowi poświęcili zamieszaniu związanemu z Brautem Brunesem, którego Papszun zdecydował się wystawić w podstawowym składzie.
Szybki cios
Innych zaskoczeń w wyjściowej jedenastce nie było, szkoleniowiec postawił na aktualnie najpewniejszych zawodników w każdej formacji. Arda rzuciła się na Raków od pierwszych sekund, zdając sobie sprawę, że tylko szybko strzelona bramka może jej dać realne szanse powalczenia o awans. Była to woda na młyn dla częstochowian, którzy zadali miejscowym cios przy pierwszej możliwej kontrze, gdy piłkę po rykoszecie w bramce Anatolija Gospodinowa umieścił Peter Barath.
Wydawało się, że to zamyka sprawę awansu, a częstochowianie będą w pełni kontrolować boiskowe wydarzenia. Stało się jednak inaczej, bo Arda nie chciała się poddać - na pożółkłej, wypalonej bułgarskim słońcem murawie wciąż leżało wszak ponad trzy miliony euro za sam awans do fazy ligowej. W 26 minucie Serkan Jusein po raz pierwszy poważnie zagroził bramce Kacpra Trelowskiego. Raków zamiast trzymać rywala głęboko pod wodą całkowicie niepotrzebnie pozwolił mu rozwinąć skrzydła, wdając się w pełną chaosu, brzydkich fauli i bezproduktywnych podań „kopaninę". W doliczonym czasie pierwszej części gry sprawę awansu mógł zamknąć ruszający z kontrą Brunes, ale nie zrozumiał się z Tomaszem Pieńko oraz Michaelem Ameyawem.
Niepotrzebne nerwy
Chaosu ze strony Rakowa momentami nie sposób było zrozumieć, ponieważ Arda ze swoimi umiejętnościami technicznymi mogłaby mieć poważne problemy z utrzymaniem w polskiej 1. lidze. Zaangażowaniem na trzysta procent niwelowała jednak różnice. W 56 minucie zrobiło się naprawdę nerwowo. Po faulu w polu karnym Racovitana sędzia wskazał na jedenasty metr, a karnego pewnym strzałem na gola zamienił Antonio Wutow. Druga połowa długimi fragmentami rozgrywana była na zasadach Bułgarów i mogło się to skończyć katastrofą, jednak w 70minucie drugą żółtą kartkę dostał Georgij Nikołov. Chwilę później w poprzeczkę z rzutu wolnego trafił Ivi Lopez. W końcówce trwało już prawdziwe oblężenie bramki Ardy, ale jak w transie bronił Gospodinow. W doliczonym czasie kolejną czerwoną kartkę za faul w polu karnym na Diazie otrzymał Dimitar Velkovski. Karny „na raty" wykorzystany przez Iviego Lopeza był najlepszym podsumowaniem tego, w jak dużych bólach rodził się awans Rakowa. Teraz to już oczywiście nie ma większego znaczenia. W piątek częstochowianie z Bułgarii udadzą się prosto do Szczecina, gdzie w niedzielę zagrają ligowe spotkanie z Pogonią oraz poznają rywali w fazie ligowej.
Na koniec jeszcze słów kilka o samym klimacie meczu, który żywo przypominał mecze na Śląsku kilka dekad temu. Przed stadionem niemalże obowiązkowym zakupem był słonecznik, co ciekawe w Kyrdżali sprzedawany również na wagę. Jak usłyszeliśmy od miejscowych, mieszkańcy Kyrdżali nie kibicują Ardzie, a na mecze przyjeżdżają głównie górale z okolicznych wiosek, którzy za bardzo nie mówią nawet po bułgarsku.
Z Bułgarii Mariusz Rajek
◼ Arda Kyrdżali – Raków Częstochowa 1:2 (0:1). W pierwszym meczu 0:1. Awans – Raków
0:1 – Barath (2), 1:1 – Wutow (59, karny), 1:2 – Lopez (90+3, karny)
ARDA: Gospodinow – Welew (66. Cascardo), Eboa Eboa, Husejnow, Velkovski – Kotew, Idowu (80. Luan) – Jusein (46. Wutow) – Kowaczew (85. Mane), Karagaren (66. Szinjasziki) – Nikołow. Trener Aleksandyr TUNCZEW
RAKÓW: Trelowski – Racovitan, Arsenić, Svarnas – Tudor, Barath (74. Bulat), Repka, Silva (79. Amorim) – Ameyaw (60. Lopez), Pieńko (60. Diaz) – Brunes (79. Rocha). Trener Marek PAPSZUN.
Sędziował Igor Pajac (Chorwacja). Widzów 5300. Żółte kartki: Nikołow, Szinjasziki, Luan – Racovitan, Barath. Czerwone kartki: Nikołow (70. żółte kartki), Velkovski (90+1. faul).
