Mecz Portugalii ze Słowenią obfitował w wiele zaciętych pojedynków, takich jak Rafaela Leao (z lewej) z Adamem Gnezdą Czerinem. Fot. Ronald Wittek/PAP/EPA.

Awans w bólach

Faworyzowana Portugalia dopiero w rzutach karnych okazała się lepsza od Słowenii.

W I połowie meczu rozgrywanego we Frankfurcie nad Menem pomiędzy Portugalią i Słowenią kibice wprawdzie nie doczekali się goli, ale to wcale nie oznacza, że spektakl był nudny. Przeciwnie, obie drużyny toczyły zażarty pojedynek o każdy centymetr boiska, a piłkarze nie odstawiali nogi. Wszyscy bowiem mieli świadomość, jak wysoka jest stawka tego spotkania.

W pierwszych trzech kwadransach pojedynku nieco korzystniejsze wrażenie pozostawili po sobie podopieczni Roberto Martineza, którzy trzykrotnie byli bliscy otwarcia wyniku. W dwóch przypadkach bliski szczęścia był kapitan Portugalczyków, Cristiano Ronaldo, który w tych mistrzostwach jeszcze ani razu nie wpisał się na listę zdobywców goli. W 13 minucie po dośrodkowaniu Bernardo Silvy na „długi słupek” CR7 był bliski oddania strzału głową, lecz nie sięgnął futbolówki. W 34 minucie snajper wyborowy „Nawigatorów” kapitalnie uderzył z rzutu wolnego, ale futbolówka poszybowała nad poprzeczką bramki Słoweńców. W doliczonym czasie gry (45+3 min) Portugalczycy powinni byli strzelić gola „do szatni”. Na lewej flance urwał się Ronaldo i podał do Rafaela Leao, który wygrał pojedynek biegowy z Vanją Drkusziciem i idealnie zagrał przed pole karne rywali do Joao Palhinhy. Pomocnik angielskiego Fulham kapitalnie uderzył po ziemi, ale futbolówka odbiła się od lewego słupka bramki i opuściła boisko.

Po przerwie Ronaldo konsekwentnie dążył do zdobycia swojego pierwszego gola w tych mistrzostwach. W 55 minucie huknął z rzutu wolnego, ale kapitalną interwencją popisał się bramkarz Słoweńców Jan Oblak, który zapobiegł utracie gola. W 90 minucie kapitan Słowenii po raz kolejny okazał się lepszy od kapitana Portugalii i wynik nie uległ zmianie. W tej sytuacji do wyłonienia ćwierćfinalisty niezbędna była dogrywka. W 103 minucie Diogo Jota został sfaulowany w polu karnym przez Vanję Drkuszicia i wywalczył dla swojego zespołu „jedenastkę”. Wydawało się, że to będzie decydujący moment w tym spotkaniu, ale Oblak wyczuł intencje Ronaldo i obronił jego strzał z „wapna”! Grający ofiarnie (5 żółtych kartek) podopieczni Matjaża Keka doprowadzili do serii „jedenastek”, ale w nich faworyt już nie pozwolił sobie na fuszerkę. Ronaldo, Fernandes i Bernanrdo Silva byli bezbłędni, natomiast strzały Iliczicia, Balkoveca i Verbicza obronił Costa! Portugalia gra dalej!

Bogdan Nather