Sport

Awans w beznadziejnym stylu

Legia zagra w fazie ligowej Ligi Konferencji, chociaż w Prisztinie zaprezentowała się z bardzo słabej strony.

Być może Paweł Wszołek był świadomy, jak słabe było wczorajsze spotkanie w Kosowie. Fot. Wojciech Dobrzyński/PressFocus

Gdyby w pierwszym spotkaniu warszawiacy nie wygrali 2:0, w rewanżu zapewne nie zagraliby tak apatycznie. Jednakże komfort wypracowany przy Łazienkowskiej zdawał się mocno rzutować na „wojskowych”. Z Dritą w rewanżu wygrali po golu w doliczonym czasie, ale jeśli chodzi o ich grę, był to prawdopodobnie najsłabszy występ w tym sezonie.

Głównie minusy

Już w 3 minucie sytuacja mogła się Legii mocno skomplikować, bo Rafał Augustyniak musiał wybijać z linii bramkowej piłkę uderzoną przez Juana Mesę. Sygnał ostrzegawczy nie podziałał jednak zbyt pobudzająco ani na Polaków, ani na... Kosowian, którzy potem nie stworzyli już tak dogodnej sytuacji podbramkowej. Wiadome było – także po zapowiedziach trenera Goncalo Feio – że Legia może oddawać Dricie inicjatywę częściej, niż miało to miejsce w Warszawie, lecz nie poskutkowało to żadną jej groźną kontrą. „Wojskowi” tylko raz mieli okazję z serii tych, które muszą zakończyć się bramką. W 12 minucie po akcji efektownie zapoczątkowanej przez najlepszego w zespole Luquinhasa i po dograniu Blaża Kramera, stojący niemalże przed pustą bramką Paweł Wszołek fatalnie przestrzelił.

Takich minusików po legijnej stronie było zresztą więcej. Grę gości charakteryzowała niechlujność i niedokładność. Piłkarze głupio łapali żółte kartki. Już w 16 minucie kartonik obejrzał Sergio Barcia, który nie chciał oddać rywalom piłki do wznowienia gry. Z kolei Kapustka najpierw stracił futbolówkę w dryblingu, a potem od razu sfaulował przeciwnika. Trochę odwrotnie Claude Goncalves – najpierw odzyskał, ale nie utrzymał i również musiał złamać przepisy. O przewinienie we własnym polu karnym otarł się natomiast Ruben Vinagre, chcąc zastawić piłkę w taki sposób, że... omal nie uderzył przeciwnika w twarz łokciem.

Rywal znów pomógł Legii

Z jednej strony można byłoby napisać, że Legia prosiła się o kłopoty, ale z drugiej – słabość przeciwnika była znaczna. Drita nie podnosiła tętna Kacprowi Tobiaszowi, który w charakterystycznym hełmie chroniącym głowę stanął między słupkami stołecznej drużyny. Dopiero w 75 minucie w dogodnej sytuacji, uderzając z powietrza, chybił Ilir Mustafi. Potem polskiego golkipera sprawdził z dystansu Almir Ajzeraj i... to właściwie tyle. Legii ponownie pomogli zresztą sami Kosowianie, bo w 77 minucie – jak przy Łazienkowskiej – obejrzeli czerwoną kartkę, tym razem Rron Broja za dwie żółte.

„Śmierdziało” nudnym bezbramkowym remisem, lecz w doliczonym czasie nie popisali się defensorzy gospodarzy. Vinagre odebrał piłkę i dośrodkował, przyjął ją rezerwowy Tomasz Pekhart i umieścił w siatce. Skończyło się więc na nudnej wygranej, na czystym koncie Legii, na awansie do Ligi Konferencji... i na tym chyba warto zakończyć opis tego spotkania. Brawo za wykonanie zadania, to w końcu najważniejsze, ale oby w fazie ligowej warszawiacy pokazywali znacznie więcej jakości. Poprzeczki wczoraj nie zawiesili wysoko.

Piotr Tubacki

Drita Gnjilane – Legia Warszawa 0:1 (0:1)

0:1 – Pekhart, 90+1 min

DRITA: Maloku – Besnik Krasniqi, Bejtulai, Mesa, Ovouka – Zulfiji (65. Selmani), Broja, Mustafa – Fressange (46. Ajzeraj), Manaj (70. Ibrahim), Tusha (46. Blerim Krasniqi). Trener Zekirija RAMADANI

LEGIA: Tobiasz – Pankov, Augustyniak, Barcia (46. Kapuadi) – Goncalves (84. Celhaka) – Wszołek, Kapustka (63. Morishita), Luquinhas, Vinagre – Alfarela (63. Gual), Kramer (69. Pekhart). Trener Goncalo FEIO.

Sędziował Daniel Schlager (Niemcy). Żółte kartki: Broja (x2), Ajzeraj, Manaj – Barcia, Kramer, Kapustka, Goncalves, Wszołek, Kapuadi. Czerwona kartka: Broja (77. dwie żółte)

W pierwszym meczu 2:0 dla Legii i jej awans.