Autostrada donikąd
Bogdan Nather
Nie będę spierał się z włodarzami klubu z Oporowskiej, czy pozbycie się trenera Jacka Magiery było pochopną decyzją. Na pewno jednak kardynalnym błędem było zatrudnienie w jego miejsce niedoświadczonego, zaledwie 31-letniego Michała Hetela. Nie przeszkadza mi ani miejsce jego urodzenia, zarost, kolor włosów, nawet dotychczasowa ścieżka zawodowa. Pragnę jednak zwrócić uwagę, że trener legitymujący się licencją UEFA A, czyli taki, który formalnie nie ma prawa prowadzić zespołu w ekstraklasie, tylko niecałe półtora roku prowadził drużynę seniorów! Został bowiem trenerem rezerw Śląska dopiero 1 lipca 2023 roku! A wcześniej? Był trenerem młodzieżówki w klubie Olimpic Wrocław, asystentem trenera rezerw oraz U-19 w Śląsku, potem analitykiem meczowym, skautem, wreszcie szefem skautingu. Gdzie doświadczenie w prowadzeniu zespołu w sytuacjach kryzysowych? A obecny Śląsk jest naprawdę w sytuacji „podbramkowej” i nawet jeżeli wygra w sobotę z Radomiakiem, to jego sytuacja nie ulegnie radykalnej poprawie.
Trener Hetel, wyłączając jego bezkrytycznych popleczników, nie ma na razie żadnych argumentów, by uznać, że jest właściwym człowiekiem na właściwym stanowisku. Pod jego wodzą Śląsk nie wygrał jeszcze ani jednego meczu, zarówno w lidze, jak i w Pucharze Polski. Nie jest dla mnie żadnym argumentem, że miał tylko cztery podejścia. To, co podczas nich robił, czyli żonglerka składem, przypominają próby napicia się wody z węża strażackiego. Znana jest mi maksyma słynnego niemieckiego szkoleniowca Juergena Kloppa, który prowadził między innymi Borussię Dortmund i Liverpool, że „piłka nożna to gra, w którą nie można grać bez popełniania błędów”. Tylko że młody szkoleniowiec w krótkim okresie popełnił ich tyle, że głowa boli. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że działa w myśl zasady „Nie ma to, jak dodać do istniejącego bałaganu odrobinę chaosu”.
Jeżeli właściciele klubu z Oporowskiej myślą, że wszystkie ich problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie, gdy dostaną obiecanych 20 milionów złotych z kasy miejskiej, to są wyjątkowo naiwni. Jak mawiał bowiem słynny piłkarz, a później trener Johan Cruyff: „Nigdy nie widziałem, by worek z pieniędzmi strzelił gola”. Transfery naprawdę niewiele załatwią, trzeba zatrudnić szkoleniowca, który cieszy się autorytetem i ma kilka sukcesów (awanse, utrzymania) w swoim CV. Tymczasem na razie we Wrocławiu obowiązuje zasada, że jak kitować, to dużą szpachlą. Najwyższa pora, by przestać robić dobrą minę do złej gry i przyznać się publicznie do popełnionych błędów. A jest ich bez liku, o czym świadczy ligowa tabela. Jednak przede wszystkim trzeba zatrudnić fachowców, a nie ludzi, którzy mają tylko „wielką buzię” i mówią na okrągło. Trzeba uruchomić szare komórki i poszukać kompetentnych ludzi, którzy mają cywilną odwagę, by postawić się zwierzchnikom w imię dobrze pojętego interesu klubu i drużyny. Wysiłek intelektualny jeszcze nikogo nie zabił, ja przynajmniej nie słyszałem o takim przypadku.