Australijski nokaut w Andaluzji
Ben O'Connor po samotnym rajdzie wygrał szósty etap wyścigu Vuelta a Espana i został nowym liderem. Dotychczasowego wyprzedza o niemal pięć minut!
Co ważne, Australijczyk to kolarz, który przyjechał na hiszpański wyścig nie tylko po etapowe zwycięstwo, ale przede wszystkim po wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Ma ku temu podstawy, w końcu cztery lata temu był czwarty w Tour de France, a kilka miesięcy temu na takim samym miejscu zakończył Giro d'Italia.
Słoweniec się przeliczył
Do czwartkowego etapu kolarze wyruszyli spod supermarketu sieci Carrefour (jeden ze sponsorów imprezy) w miejscowości Jerez de la Frontera. Na trasie znajdowały się cztery górskie premie - na ostatniej z nich, Alto de Las Abejas, wyznaczono metę. Odcinek był trudny, bo na 186 kilometrach suma przewyższeń wyniosła ponad 3,5 tysiąca metrów. Dodatkowo znowu zawodnikom doskwierał upał, choć już nie tak dotkliwy jak w poprzednich dniach.
W rozmowach przed startem dyrektorzy sportowi zakładali, że tym razem odjazd może dojechać do mety. Nic więc dziwnego, że bardzo wielu zawodników - w sumie niemal aż pół setki! - próbowało znaleźć się w ucieczce dnia. To spowodowało, że przez pierwszą godzinę, choć droga prowadziła lekko w górę, kolarze przejechali aż 49 kilometrów!
Po wielu próbach śmiałkom udało się odjechać dopiero na końcu trudnego podjazdu pod Puerto del Boyar (1101 m n.p.m., 14,7 km ze średnim nachyleniem 5,5 proc.). W czołowej grupie znalazło się kilkunastu kolarzy, w tym O'Connor i Florian Lipowitz. Z tego grona Niemiec z grupy Red Bull-BORA-hansgrohe, a więc drużynowy kolega lidera, zajmował najwyższe miejsce w klasyfikacji (20. ze stratą 1.50). I choćby z tego względu odjazd pasował jadącemu z czerwonej koszulce Primozowi Roglicowi. Słoweniec się jednak przeliczył.
Australijczyk na czerwono
Przez długi czas żadna inna grupa nie chciała pomóc zawodnikom Red Bulla w prowadzeniu peletonu. A kiedy w końcu mające kolarzy w czołówce klasyfikacji generalnej UAE Team Emirates, Movistar czy Bahrain-Victorious wzięły się do roboty, było już zdecydowanie za późno na dogonienie jednego z faworytów wyścigów.
Ten zostawił współtowarzyszy ucieczki i samotnie kręcił na czele, a jego przewaga wynosiła wtedy około pięciu minut. Australijczyk, który nie lubi upału i chyba głównie z tego powodu dwa dni wcześniej na pierwszym górskim odcinku stracił do najlepszych ponad minutę, jechał swoje i... powiększał przewagę nad jadącym w mocnym tempie peletonem. Niesamowite!
Do mety na Alto de Las Abejas (734 m n.p.m.,8,9 km z 3,9 proc.) tyczkowaty (188 cm, 67 kg) kolarz grupy Decathlon AG2R La Mondiale dotarł cztery i pół minuty przed drugim Włochem Marco Frigo (Israel-Premier Tech) i ponad pięć minut przed trzecim Lipowitzem, który przyjechał z kilkoma innymi uciekinierami. Grupa z faworytami straciła aż sześć i pół minuty!
Dwaj Polacy, którzy na Vuelcie pełnią funkcje pomocników, przyjechali daleko za najlepszymi. Łukasz Owsian (Arkea-B&B Hotels) zajął 108. miejsce (strata 20.32), Kamil Gradek (Bahrain Victorious) był 145. (25.52).
Niespełna 29-letni O'Connor, który w 2020 roku wygrał etap Giro d'Italia, a rok później także w Tour de France, teraz dołożył odcinek Vuelty i dzięki temu został 111. zawodnikiem z wygranymi we wszystkich trzech wielkich wyścigach.
W klasyfikacji generalnej Australijczyk aż o 4.51 wyprzedza dotychczasowego lidera Roglica i o 4.59 Portugalczyka Joao Almeidę (UAE Team Emirates). Na czwartą pozycję awansował Lipowitz, piąty jest Hiszpan Enric Mas (Movistar), a na szóstą przesunął się inny z uciekinierów, Hiszpan Cristian Rodriguez (Arkea-B&B Hotels).
Co ciekawe, rok temu Amerykanin Sepp Kuss (Visma) wygrał właśnie szósty etap Vuelty, co w znacznym stopniu przyczyniło się do jego końcowego zwycięstwa. I tak jak teraz O'Connor, zrobił ze zlekceważonej ucieczki. Czy historia się powtórzy?
Grzegorz Kaczmarzyk