Australijczyk po raz trzeci
Kaden Groves po finiszu z peletonu wygrał 17. etap. Liderem pozostał jego rodak Ben O'Connor.
VUELTA A ESPANA
Środowy, 17. odcinek przebiegał po deszczowej Kantabrii. Na krótką, bo liczącą ledwie 141,5 km trasę, kolarze ruszali ze znajdującej się niedaleko Zatoki Biskajskiej miejscowości Arnuero. Jechali na południe, w głąb lądu, żeby zmierzyć się z dwoma krótkimi, ale za to stromymi podjazdami, a potem wrócić nad Atlantyk do Santander, stolicy wspólnoty autonomicznej.
Co prawda to położone na północy Hiszpanii miasto znalazło na trasie pierwszej edycji Vuelty w 1935 roku, ale w ostatnich latach ten wyścig je omijał. Poprzednio umiejscowiono tu metę ponad dwie dekady temu, a wygrał wtedy po finiszu z peletonu świetny włoski sprinter Alessandro Petacchi. Podobnego scenariusza, tyle że z innymi aktorami, spodziewano się i tym razem.
Sprinterska rywalizacja
Tegoroczna impreza obfituje w górskie podjazdy i nawet te najłatwiejsze odcinki wcale nie są płaskie. Przede wszystkim z tego powodu większość najlepszych sprinterów, takich jak Belgowie Jasper Philipsen i Tim Merlier czy Holender Olav Kooij, wolała nie cierpieć podczas niezliczonych wspinaczek i nie uwzględniła Vuelty w swoich planach. Ze światowej czołówki zrobili to tylko Belg Wout van Aert (Visma) i Australijczyk Kaden Groves (Alpecin-Deceuninck).
To właśnie ci kolarze walczyli ze sobą na poprzednich czterech etapach, które kończyły się finiszami z peletonu. Najpierw Groves pokonał van Aerta, potem Belg zrewanżował się Australijczykowi, a następnie obu niespodziewanie wyprzedził młody Czech Pavel Bittner (Team dsm-firmenich PostNL). Do ich, jak się później okazało, ostatniego boju doszło w ubiegłą sobotę, kiedy Groves nieznacznie wygrał z van Aertem. Wczoraj Belg mógłby doprowadzić do remisu w tej rywalizacji, tyle że dzień wcześniej się rozbił i musiał wycofać się z wyścigu.
Groves po raz trzeci
Murowanym faworytem do wygranej był więc Australijczyk. Wbrew pozorom zwycięstwo wcale nie przyszło mu tak łatwo. Koledzy z jego grupy Alpecin-Deceuninck najpierw stracili wiele sił, żeby dogonić ucieczkę dnia, której przewaga dochodziła do pięciu minut. Pomogli im w tym zawodnicy z drużyn Kern Pharma i dsm-firmenich PostNL, którzy również liczyli na zwycięstwo swoich najlepszych sprinterów - odpowiednio Hiszpana Pau Miquela i Bittnera. Kiedy do tego doszło, trzeba było skasować innymocny odjazd w nerwowej końcówce na mokrej, a więc niebezpiecznej drodze już w Santander. A tuż przed metą rozprowadzić jeszcze Grovesa, żeby ten zafiniszował po trzeci triumf w tej edycji, a w sumie siódmy we Vuelcie. Tak też się stało. Australijczyk wyprzedził Bittnera i młodego Belga Vito Braeta (Intermarche-Wanty), który wcześniej nie liczył się w takich rozgrywkach. Miquel przyjechał czwarty.
Groves z ogromną przewagą prowadzi w klasyfikacji punktowej. Wygra ją drugi raz z rzędu, jeśli po prostu dojedzie do mety w Madrycie. To jednak wcale nie będzie łatwe, bo choć pozostały tylko cztery etapy, to szczególnie piątkowy i sobotni będą niezwykle wymagające. Będzie to także wielka próba dla jego rodaka Bena O'Connora (Decathlon AG2R La Mondiale), którzy wczoraj utrzymał czerwoną koszulkę lidera.
Grzegorz Kaczmarzyk