Sport

Łatwo i przyjemnie

ŁKS Łódź nie miał większych problemów z pokonaniem słabego Chrobrego.

Pau Arasa uszczęśliwia kibiców ŁKS-u bramkami. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

W Łodzi zmierzyły się dwa zespoły, które miały podobny (czytaj – kiepski) start sezonu. Symptomem poprawy w przypadku ŁKS-u była wyjazdowa wygrana z Wartą i ten wzrost formy udało się w niedzielę potwierdzić. W przypadku zespołu z Głogowa nadzieję można w tej chwili wiązać tylko z tym, że jest to młody zespół, który musi okrzepnąć.
Mecz zawalili gościom akurat ci starsi – Mikołaj Lebedyński i Mavroudis Bougaidis. Pierwszy nie wykorzystał rzutu karnego przy stanie 0:0, drugi, widoczny i aktywny w obronie, miał negatywny udział w dwóch golach dla ŁKS-u, chociaż trzeba też podkreślić, że zapobiegł trzeciej bramce, zatrzymując na linii strzał Arasy.

W łódzkim zespole z kolei zapomną pewnie niedługo, że gole dla nich strzelali Ramirez czy Pirulo. Kibice zachwycają się teraz bramkami 25-letniego Pau Arasy, którego największe osiągnięcia w karierze to gra w hiszpańskiej trzeciej lidze. Na tle polskich ligowców trudno dociec, dlaczego nie zrobił kariery u siebie w kraju. Podobać się musi łatwość, z jaką potrafi ustawić sobie piłkę do strzału w podbramkowym tłoku. Pirulo ma wrócić za dwa tygodnie do treningów, a miejsce na skrzydle jest tylko jedno.

Mikołaj Lebedyński nie wykorzystał w 33 minucie „11”. Żaden VAR nie był w stanie wyjaśnić, czy ręka Mihaljevicia, w którą trafiła piłka, była w polu karnym (nogi na pewno były poza nim), ale prawie pięciominutowa analiza zakończyła się wskazaniem na „wapno”. Strzał Lebedyńskiego obronił Łukasz Bomba, piłka odbiła się od słupka, a obrońcy ŁKS-u w dalszym ciągu zachwycali się tą paradą i pozwolili Lebedyńskiemu na dobitkę. Teraz już z siedmiu metrów piłkarz Chrobrego trafił w słupek…

Oliwa nieżywa, ale… podwójnie sprawiedliwa, bo niedługo potem gospodarze strzeli dwa gole. Arasa trafił po podaniu Antoniego Młynarczyka, a potem Michał Mokrzycki zebrał piłkę wybitą przez obrońcę z pola karnego po rzucie rożnym i trafił do siatki po raz drugi. Szaloną końcówkę pierwszej połowy zakończył wspomniany wcześniej strzał Arasy, po którym Bougaidis wystąpił w roli bramkarza.

Po przerwie goście dość szybko zrezygnowali ze starań o poprawę wyniku, bo widzieli, że nie dotrzymują kroku miejscowym, a Lebedyński nie wykorzystał kolejnych dwóch szans. Nie pomogła im w tym nawet chaotyczna gra obu stoperów ŁKS-u. Gospodarze kontrolowali grę i pod koniec dołożyli gościom do koszyka jeszcze trzeciego gola. Jędrzej Zając, który zmienił dobrze grającego, ale już zmęczonego kolegę z akademii Młynarczyka, przytomnie wykorzystał kolejne dokładne podanie Mokrzyckiego. W następnej akcji zdążył jeszcze strzelić w słupek! W doliczonym czasie odnotować warto pięciominutowy występ Jana Łabędzkiego, bo mógł to być jego pożegnalny mecz w ŁKS przed transferem do „primavery” AC Bologna.

Wojciech Filipiak