Argentyńscy kibice fetują zwycięstwo nad Peru i ze spokojem czekają na fazę pucharową Copa America. Fot. PAP/EPA


Argentyński walec

Obrońcy tytułu nie mieli żadnych kłopotów z ograniem Peru. Fazę grupową kończą z kompletem punktów i bez straty choćby jednej bramki.


COPA AMERICA

Po zwycięstwie z Kanadą 2:0 i z Chile 1:0, „Albicelestes” bez większych problemów ograli w trzecim meczu Peruwiańczyków. Bez znaczenia był fakt, że - pewni awansu wcześniej  - zagrali mocno rezerwowym składem; nie zagrał m.in. narzekający na drobny uraz Leo Messi. Grę ciągnęły za to dwie inne gwiazdy – Angel Di Maria i Lautaro Martinez.

Nie opłaca się spóźniać

Bez znaczenia był również fakt, że na ławce z kolei nie mógł zasiąść selekcjoner Lionel Scaloni. Była to kara za zbyt późne wyjście Argentyńczyków na murawę podczas pierwszego meczu z Kanadą. Na jeden mecz za to samo przewinienie zawieszony został również szkoleniowiec Chile – Ricardo Gareca (Chilijczycy spóźnili się podczas meczu z… Argentyną). Spóźnienia na boisko obie federacje kosztowało dodatkowo po 15 tysięcy dolarów.

Mimo to zwycięstwo Argentyny w jej ostatnim grupowym meczu nie było właściwie zagrożone, choć bezbramkowy rezultat utrzymywał się przez całą pierwszą połowę. Obrońcy tytuły mieli ogromną przewagę, posiadali piłkę przez niemal 75 procent czasu gry. Występujący w zaskakującej kreacji (cali na czarno) Peruwiańczycy nie mieli przez cały mecz właściwie nic do powiedzenia. Być może rolę odgrywał również czynnik psychologiczny: Argentyna nie przegrała z Los Incas już w 17 meczach od 1997 roku!

Nie ma jak lob Lautaro

Angel Di Maria, który wyszedł na boisko prowadzony przez jedną ze swych córek, był kapitanem w tym meczu. - Oczywiście bardzo miło jest być kapitanem reprezentacji Argentyny. Niestety, za każdym razem, gdy przychodzi moja kolej, dzieje się tak dlatego, że jakiś problem ma Leo, a to jedyna rzecz, która mi się nie podoba - zaznaczył potem Di Maria, cytowany przez dziennik „La Nacion”. 

Właśnie on wypracował Lautaro pierwszego gola, w 47 minucie, po fenomenalnym dograniu Di Marii z pierwszej piłki, Martinez spokojnie, precyzyjnym lekkim strzałem, przerzucił piłkę nad bramkarzem.

- Pierwsza połowa kosztowała nas trochę, Peruwiańczycy zamknęli z tyłu mecz, z linią pięciu obrońców. To mocny zespół. Dobrze, że w drugiej połowie szybko strzeliliśmy bramkę. Jest bardzo gorąco, podczas meczów temperatury są bardzo wysokie, ale cały czas się poprawiamy i to jest najważniejsze - mówił Martinez, dostrzegając, że gra zespołu nie jest jeszcze idealna.

Drugi gol dla Argentyny, kiedy Di Maria podawał z rzutu rożnego, a piłkę z bliska do bramki wpychał obrońca Nicolas Tagliafico został… anulowany, ponieważ pomocnik Giovani Lo Celso ewidentnie przeszkadzał w polu bramkowym peruwiańskiemu golkiperowi – właściwie wypchnął go za linię, do bramki!

Zmarnowany karny? Trudno

Argentyńczycy, prowadzeni w tym meczu przez asystentów - Waltera Samuela i Pablo Aimara - nie przejęli się tym faktem. Nawet gdy w 72 minucie pomocnik Leandro Paredes nie wykorzystał rzutu karnego, po którym piłka trafiła w słupek.

Drugi gol był kwestią czasu i… rzeczywiście, w 86 minucie Martinez zauważył, że peruwiański bramkarz wyszedł daleko przed linię i znowu popisał się technicznym lobem, ustalając wynik meczu.

- Staramy się dawać trochę radości ludziom, którzy przychodzą nam kibicować. Dlatego wygrywamy każdy mecz – tłumaczył Martinez. W Stanach mieszka przecież ogromna społeczność latynoska.

Napastnik zdobył w tym turnieju już cztery gole. Odczuwam ogromną przyjemność za każdym razem, gdy zakładam reprezentacyjną koszulkę. Wielu chciałoby ją nosić.. Pracuję, aby pokazać trenerowi, że zawsze jestem gotowy do gry, gdy mnie potrzebuje – stwierdził z zadowoleniem Martinez.

Peruwiańczycy? Owszem, stać ich było na honorową bramkę, jednak mieli pecha. Piłka po jednym ze strzałów trafiła jedynie w słupek.

Robić dwa razy więcej

Ćwierćfinałowy mecz Argentyńczycy rozegrają w piątek, 5 lipca o godz. 3.00 polskiego czasu. Zagrają w Houston. Rywalem będzie druga drużyna grupy B. Prawdopodobnie zagra już w tym meczu Messi, który spotkaniu z Peru przyglądał się z ławki rezerwowych.

- Oczywiście lepiej, aby Leo odpoczął i doprowadził zespół do ćwierćfinału. Wiemy, jakie to ważne. Ale jeśli nie zagra, mamy Angelito Di Marię, mamy innych chłopaków, którzy też mogą spisać się bardzo dobrze - uspokaja bramkarz „Dibu” Martinez. - Z Leo jest wszystko w porządku, wraca do zdrowia - uspokaja Di Maria. - Mam nadzieję, że będzie gotowy na następny mecz. Kiedy go nie ma, wszyscy musimy zrobić dwa razy więcej. Ale myślę, że to także miłe zwycięstwo dla niego – dodaje piłkarz, który po Copa America będzie kończył bogatą, reprezentacyjną karierę.

Nowa siła

Do ćwierćfinałów awansowała również Kanada. To jednak zaskoczenie, bo poradziła sobie z naporem dwukrotnego zwycięzcy Copa America z poprzedniej dekady czyli drużyną Chile.

Przed meczem z Chilijczykami Kanadyjczycy mieli lepszy bilans, do awansu potrzebny był im więc jedynie „zwycięski remis”. Mieli ułatwione zadanie o tyle, że rywale postawili się w trudnej sytuacji jeszcze przez przerwą. Już  w 27 minucie po dwóch żółtych kartkach boisko musiał opuścić "przemotywowany" Gabriel Suazo i Chile większość czasu musiało radzić sobie w dziesiątkę.

Kanada nie pozwoliła rywalom właściwie na nic. W efekcie Chile z dwoma punktami dołącza do Peruwiańczyków i jedzie do domu. Trudno obu ekip żałować . Żadna z nich nie tylko nie potrafiła wygrać meczu, ale nie potrafiła zdobyć choćby jednej bramki.