Bartosz Fraszko (na zdjęciu) wraz z Grzegorzem Pasiutem w kluczowych momentach stają na wysokości zadania. Fot. PressFocus.pl

 

Aplauz na stojąco

Sosnowiczanie są przekonani, że jeszcze wrócą do Satelity na siódme spotkanie.

 

Kibice GKS-u Katowice stoją murem za swoją drużyną i przez cały mecz głośno dopingowali ulubieńców. Prawie 47 minut musieli czekać na gola, a skończyło się na dwóch, bo bramkarz Zagłębia Sosnowiec Patrik Speszny niewątpliwie był bohaterem tej potyczki. Trudno się dziwić, że miejscowi fani zgotowali hokeistom aplauz na stojąco. Kolejne spotkanie już jutro i zanosi się na kolejny twardy bój, bo sosnowiecka drużyna wcale nie zamierza rezygnować. - My tu jeszcze wrócimy - odgrażali się sosnowiczanie opuszczając Satelitę.

Obie drużyny mają problemy kadrowe, ale nieco większe ma Zagłębie. Do kłopotów w defensywie doszły również w ataku. Trener Piotr Sarnik musiał dokonać sporych przetasowań. Katowiczanie już od drugiego meczu play offu grają zaledwie na sześciu obrońców, jednak wcale nie uskarżają się na los, a wręcz przeciwnie, niektórzy się cieszą, że mają okazję spędzać więcej czasu na lodzie.

Przewaga gospodarzy nie podlegała dyskusji i od początku rozpoczęła się kanonada na bramkę Zagłębia. Speszny bronił rewelacyjnie, ze szczęściem i przez długi czas utrzymywał drużynę w grze. W drugiej odsłonie gospodarze oddali 17 strzałów, a przyjezdni tylko 5. W końcu doczekaliśmy się gola Bartosza Fraszki w 47 min, a kolejnego zdobył Grzegorz Pasiut po podaniu tego pierwszego. Ten duet w trudnych momentach staje na wysokości zadania.

- Długo nie mogliśmy udokumentować przewagi, ale w końcu przełamaliśmy złą passę - mówił młody obrońca Kacper Maciaś, który nie chciał wracać do niefortunnego mecz w Sosnowcu. - Spory szacunek dla bramkarza Zagłębia, który bronił jak w transie. Szczerze, nie przypuszczałem, że ta seria będzie taka długa, ale rywale grają bardzo dobrze, więc jesteśmy w odpowiednim rytmie meczowym (śmiech). Cieszę się, że mam okazję coraz więcej czasu na lodzie w różnym ustawieniu. Nabrałem pewności siebie i to jest ważne. Jednak tę rywalizację czas zakończyć.  

Zagłębie osłabione zarówno w defensywie, jak i w ataku dzielnie walczylo. Wszystkie braki niwelowało niesłychaną determinacją, ale zabrakło siły w ofensywie.

- W tym play offie, poza pierwszą tercją w pierwszym meczu, prezentujemy się więcej niż dobrze - mówił Tomasz Kozłowski, który z napastnika został przekwalifikowany na obrońcę. - Mamy braki w defensywie, stąd takie decyzje, ale dwa sezony wcześniej też miałem okazję w dwóch meczach wystąpić jako defensor. W tym meczu zabrakło nam argumentów w ofensywie. Graliśmy zbyt ostrożnie i nie stwarzaliśmy zbyt dużego zagrożenia pod bramką rywali. Nadal jesteśmy w grze i chcemy wrócić do Satelity na siódme spotkanie. Przecież teraz będziemy grali u siebie.

Hokeiści GKS-u mocno się męczą i odnosimy wrażenie, że wieloma momentami sami ze sobą. Gdzie tkwi problem? To chyba tajemnica szatni GKS-u...   

Włodzimierz Sowiński

 

GKS Katowice - Zagłębie Sosnowiec 2:0 (0:0, 0:0, 2:0)

1:0 - Fraszko - Delmas (46:40), 2:0 - Pasiut - Fraszko (57:38, 4 na 4).

Sędziowali: Paweł Breske i Paweł Kosidło - Igor Dzięciołowski i Michał Gerne. Widzów 1400.

GKS: Murray; Delmas - Varttinen, Cook - Wanacki, Maciaś - Lebek; Bepierszcz - Pasiut - Fraszko, Lehtimaki - Monto - Iisakka (2), Olsson - Sokay - Marklund, Michalski - Smal - Hitosato. Trener Jacek PŁACHTA.

ZAGŁĘBIE: Speszny; Charvat (2) - Saur (2), Andrejkiw - T. Kozłowski, Naróg - Krawczyk (4); Szturc - Tyczyński (2) - Krężołek, Bernacki - Bucenko - Salo, Lindgren - Nahunko - Dostalek, Karasiński - Sikora - Menc. Trener Piotr SARNIK.

Kary: GKS - 2 min, Zagłębie - 10 min.

Stan rywalizacji 3-2

 


2.

CZYSTE

konto zaliczył John Murray w tym sezonie.

 

5

PRZEWAG

nie wykorzystali gospodarze i to powód do zmartwień.

 

47

STRZAŁÓW

oddali hokeiści GKS-u, zaś goście zrewanżowali się 23.