Sport

Apel do prezesów

Chwaląc poznańskich gospodarzy i nie tłumiąc ich „ochów i achów”, zgódźmy się, że na tle tak słabo dysponowanej gdańskiej Lechii nawet najsłabsza drużyna by się wyróżniała.

Mikael Ishak miał w sobotę na Bułgarskiej wiele powodów do radości. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

KOMENTARZ "SPORTU"

Lech w sobotę na Bułgarskiej rozegrał najlepsze spotkanie w 2024 roku. „Kolejorz” po ostatniej porażce z Widzewem i dwóch bramkach straconych w Łodzi tym razem napisał przeciwny scenariusz. Z Lechią od startu bardzo ofensywnie wszedł w spotkanie, pierwszego gola zdobył już w 3 minucie, a potem, nie spuszczając nogi z gazu, strzelił gdańskiemu beniaminkowi kolejne dwa gole.

Uraz Ishaka

Lech miał mecz pod pełną kontrolą, grał szybko, z polotem, aczkolwiek – chwaląc gospodarzy i nie tłumiąc ich „ochów i achów” - zgódźmy się, że na tle tak słabo dysponowanej Lechii nawet najsłabsza drużyna by się wyróżniała. Do przerwy przy Bułgarskiej kwestia zwycięstwa została odhaczona, więc po zmianie stron gospodarze nie forsowali już tempa. Niels Frederiksen mógł spokojnie stać przy linii, dawać szansę debiutantom Finowi Danielowi Hakansowi i 17-latkowi Wojciechowi Mońce. Po godzinie ściągnął z boiska najlepszych tego dnia: kapitana Mikaela Ishaka oraz będącego na początku sezonu w bardzo dobrej formie Dino Hoticia, przy czym ten pierwszy chwilę przed zejściem zasygnalizował Duńczykowi lekki uraz mięśnia dwugłowego. Asekuracyjne zmiany opiekuna gospodarzy były w pełni uzasadnione faktem, że prawdziwy egzamin i test siły czeka Lecha już w następnej kolejce. „Kolejorz” zagra w piątek na wyjeździe z Rakowem.

Szukają jakości

Odnotujmy, że poznaniacy przystąpili do meczu bez Jespera Karlstroema, który w sobotę podpisał umowę z włoskim Udinese Calcio. Do wyjściowej jedenastki wrócił Radosław Murawski. Zabrakło także Kristoffera Velde i Filipa Marchwińskiego, którzy opuścili Poznań już wcześniej. Do klubowej kasy trafił spory zastrzyk gotówki, ale łatanie dziur w składzie odbywa się za sprawą sprowadzania przeciętnych graczy zagranicznych (Bryan Fiabema, Alex Douglas, Daniel Hakans). Są to transfery z kategorii „kupujmy kogo się da”. Ta sytuacja rozmija się mocno z oczekiwaniami poznańskich kibiców, jak i sztabu szkoleniowego lechitów. - Czekamy na wzmocnienia, ale musimy patrzeć na poziom. Nie mamy zmiennika na prawej obronie, więc szukamy prawego obrońcy,. Po sprzedaży Karlstroema zostaliśmy z duetem Antoni Kozubal i Radosław Murawski, dlatego szukamy kogoś do środka. Szukamy także kolejnego skrzydłowego - nie ukrywał po zwycięstwie z Lechią sportowych „potrzeb chwili” Niels Frederiksen.

Potrzeba liderów

Naturalnie nastroje gdańszczan po porażce na Bułgarskiej w kiepskim stylu były diametralnie różne, za to błagalny apel ich szkoleniowca w kierunku klubowych decydentów był identyczny do tego poznańskiego. - Nie jest tajemnicą, że potrzebujemy zawodników. Każdy z obserwatorów i kibiców widzi, że ta kadra potrzebuje nowych piłkarzy. I nie chodzi o graczy do rywalizacji, ale do tego, żeby weszli od razu do składu na kolejny mecz i stanowili o sile drużyny. Potrzebujemy ludzi zdecydowanych, którzy z marszu staną się liderami – nawoływał Szymon Grabowski.


SERIA CIEKAWOSTEK




Zbigniew Cieńciała