Antypody speedwaya
Dwóch Australijczyków było lepszych od duetu Polaków w finale Grand Prix w Warszawie.
Jack Holder był w Warszawie niemal bezbłędny. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus
GRAND PRIX POLSKI
W sobotę Warszawę opanował żużel. Już kilka godzin przed startem kolejnej eliminacji indywidualnych mistrzostw świata pod Stadionem Narodowym pojawiły się tłumy kibiców z całej Polski, ale także z Europy. Korzystali oni z atrakcji zapewnionych przez organizatorów. W okolicy stadionu powstało żużlowe miasteczko, w którym można było podziwiać retromotocykle i wziąć udział w konkursach, w których można było popisać się wiedzą żużlową. I choć stolica Polski nie jest jednym z ośrodków żużlowych, gdzie na co dzień można oglądać zmagania ligowe, zainteresowanie było ogromne. Fanom czarnego sportu, którzy pojawili się pod areną z kilkugodzinnym wyprzedzeniem, nie przeszkadzała także fatalna aura – przez moment w Warszawie padał nie tylko deszcz, ale także grad!
Ogromne zainteresowanie
Organizatorzy Grand Prix mieli więc szczęście, że sobotni turniej odbył się właśnie w Warszawie. Dach Stadionu Narodowego został zamknięty, dzięki czemu nie było zagrożenia odwołania zawodów. Gdy trybuny zaczęły się wypełniać, można było zobaczyć prawdziwe zainteresowanie speedwayem w Polsce. Jasne, niektóre sektory, szczególnie te położone w najwyższym punkcie areny, pozostały niezapełnione. Nieoficjalnie jednak Grand Prix na żywo oglądało mniej więcej 48 tysięcy ludzi. Takiej frekwencji nie uświadczy się na żadnym innym stadionie, który został wpisany do kalendarza indywidualnych mistrzostw świata. I wynika to nie tylko z mniejszego zainteresowania żużlem w innych rejonach Europy, ale także z tego, że żaden stadion po prostu nie jest w stanie pomieścić tak ogromnej liczby osób.
Po pierwszą wygraną?
Polscy kibice przyszli w sobotę na Narodowy, żeby zobaczyć, jak po raz pierwszy w historii GP w Warszawie na najwyższym podium staje Polak. W stolicy Polski cykl indywidualnych mistrzostw świata organizowany jest regularnie od 2015 roku. Od tego momentu żaden z Biało-czerwonych nie był w stanie zdobyć złota. Tym razem miało się to zmienić. Bartosz Zmarzlik świetnie zaprezentował się w pierwszej rundzie, wygrywając GP w Landshut. W niezłej formie jest też Dominik Kubera, a Patryk Dudek z „dziką kartą” mógł zaskoczyć rywali.
Tymczasem tor w Warszawie nie był idealnie skrojony dla polskich reprezentantów. Tylko Dudek regularnie zdobywał punkty i bez problemu awansował do półfinału. Kłopoty na początku zawodów miał Zmarzlik i dopiero po czasie odpowiednio dopasował się do warunków panujących w stolicy. Z kolei Kubera był zerojedynkowy – albo wygrywał biegi, albo dojeżdżał ostatni. Po fazie zasadniczej uzbierał zaledwie 6 punktów, ale dzięki nowemu formatowi GP (zawodnicy z miejsc 3-10 dostają się do fazy pucharowej, a dwóch najlepszych awansuje bezpośrednio do finału) i tak dostał się do półfinału, jak i pozostali dwaj Polacy.
Australijska dominacja
Co ciekawe, w dwóch półfinałach triumfowali Kubera i Dudek. Dostali się więc do finału i kibice mogli mieć nadzieję na to, że niemoc Biało-czerwonych na Narodowym w końcu zostanie przerwana. Problemem zawodników z Polski byli jednak ich przeciwnicy. Australijczycy Jack Holder i Brady Kurtz byli nieprawdopodobnie szybcy, bezwzględnie najlepsi w sobotnich zawodach. Holder w fazie zasadniczej stracił tylko jedno „oczko”. Duet z Australii był dla Polaków przeszkodą nie do przejścia. W finale zabrakło ogromnych emocji, bo po pierwszym łuku Holder wyszedł na prowadzenie, a na drugim miejscu tuż za nim znalazł się Kurtz. Gospodarze zostali pozbawieni szans. Dudek dojechał do mety na trzecim miejscu, a Kubera na czwartym.
Mimo tego, że polscy kibice mogą odczuwać niedosyt, Patryk Dudek sprawił niespodziankę, dając małe powody do radości. Nie jest on stałym uczestnikiem cyklu GP. Dołączył do stawki na chwilę, na jeden turniej i spisał się powyżej oczekiwań. – W poprzednim roku dwukrotnie jeździłem z „dziką kartą” i też spisałem się nie najgorzej (we Wrocławiu i Toruniu zajmował piąte miejsca – red.). Może muszę cały sezon jeździć z „dzikusem”! Wówczas presja jest mniejsza – uśmiechał się po zawodach indywidualny wicemistrz świata z 2017 roku.
Kacper Janoszka
Grand Prix Polski w Warszawie
1. J. Holder (Australia) 17 (3, 3, 3, 3, 2, 3)2. Kurtz (Australia) 18 (2, 3, 3, 2, 3, 2)
3. Dudek 11+3 (2, 3, 3, 2, 3, 2)
4. Kubera 6+3 (3, 0, 0, 3, 0, 0)
5. Lebiediew (Łotwa) 11+2 (2, 1, 3, 2, 3)
6. Lambert (W. Brytania) 9+2 (1, 2, 1, 2, 3)
7. Lindgren (Szwecja) 10+1 (3, 2, 3, w, 2)
8. Zmarzlik 9+1 (1, 0, 2, 3, 3)
9. Fricke (Australia) 6+0 (3, 1, 2, 0, 0)
10. Thomsen (Dania) 6+0 (2, 2, 0, 1, 1)
11. Michelsen 6 (1, 2, 0, 1, 2)
12. Doyle (Australia) 5 (0, 3, 2, -, -)
13. Bewley (W. Brytania) 5 (1, 1, 1, 0, 2)
14. Kvech (Czechy) 3 (0, 0, 0, 2, 1)
15. Vaculik (Słowacja) 3 (0, 1, 2, w, 0)
16. Huckenbeck (Niemcy) 2 (0, 0, 1, 1, 0)
17. Cierniak 1 (1), 18. Kowalski 1 (1)
Klasyfikacja generalna GP
1. Kurtz 38,2. Zmarzlik 33,
3. Lebiediew 29,
4. J. Holder 28,
5. Kubera 25,
6. Lambert 24,
Bewley 23,
8. Lindgren 22,
9. Fricke 18,
10. Dudek 16,
11. Thomsen 14,
12. Kvech 12,
13. Michelsen 10,
14. Vaculik 8,
15. Doyle 8,
16. Huckenbeck 2.