Sport

Andaluzja gorąca od emocji

Primoz Roglicz i Adam Yates wygrali w weekend górskie odcinki, ale w czerwonej koszulce lidera wciąż jedzie Ben O'Connor.

Uff, jak gorąco! Adam Yates bardzo cierpiał z powodu upału, ale wygrał. Fot. PAP/EPA/Javier Lizon

VUELTA A ESPANA

Zarówno Słoweniec w sobotę, jak i Brytyjczyk w niedzielę triumfowali w wielkim stylu. Większe wrażenie zrobił ten drugi - Yates, który dotąd prezentował się poniżej oczekiwań, po długim, samotnym rajdzie z dużą przewagą zwyciężył na królewskim odcinku hiszpańskiej imprezy.

Roglicz i Mas odzyskują nadzieje

Sobota należała jednak do kolarza grupy Red Bull-BORA-hansgrohe. Etap z pozoru wyglądał na nieszczególnie wymagający. Tylko 160 kilometrów i jedynie dwie premie na trasie - tyle że ta druga znajdowała się na mecie. I choć liczby podjazdu pod Sierra de Cazorla (ledwie trzecia kategoria, 1056 m n.p.m., 4,8 km ze średnim nachyleniem 7,2 proc.) nie powalały, to nie one, a kolarze zrobili ten końcowy fragment niezwykle trudnym.

Ci, którzy znajdowali się wysoko w klasyfikacji generalnej, tym razem nie pozwolili uciekinierom wygrać etapu. Niezwykle aktywny Roglicz ostatnich z nich złapał u podnóża finałowego schodkowego, bo składającego się ze ścianek i wypłaszczeń, podjazdu. Wcześniej Słoweniec kilkukrotnie atakował z grupy faworytów, co w końcu zakończyło się powodzeniem. Do jego koła zdołał doskoczyć jedynie Enric Mas (Movistar), nieco dalej kręcił inny Hiszpan, Mikel Landa (Soudal-Quick Step). Tuż przed metą Mas próbował zaskoczyć Roglicza, ale ten się nie dał pokonać i wygrał drugi etap podczas tegorocznej Vuelty. Po minięciu kreski zresztą obaj wyglądali na bardzo zadowolonych. Nie musieli nic mówić, wystarczyło tylko na nich spojrzeć. Skąd ta radość? Po czwartkowym etapie, na którym upokorzył ich Ben O'Connor (Decathlon AG2R La Mondiale), mogli stracić wiarę w końcowe zwycięstwo, bo Australijczyk - w końcu także jeden z faworytów - zyskał nad nimi kilka minut przewagi. Jednak tym razem to oni zostawili za sobą O'Connora, który nie lubi ani upałów, ani tak dynamicznych końcówek. Lider dotarł na szczyt dopiero na 17. miejscu, tracąc do zwycięskiego Słoweńca 46 sekund. To spowodowało, że zarówno w Roglicza, jak i w Masa wstąpiła nadzieja, że ta Vuelta nie jest jeszcze przegrana.

Yates cierpi i triumfuje

Jeszcze na w miarę płaskim terenie sobotniego etapu niepokojąco daleko jechał Joao Almeida (UAE Team Emirates). Na końcowym podjeździe Portugalczyk, który dotąd był trzeci w „generalce", totalnie osłabł. Dojechał do mety blisko 5 minut za Rogliczem, co oznaczało koniec marzeń o dobrym wyniku w hiszpańskim wyścigu. Wkrótce okazało się, co było przyczyną niedyspozycji Almeidy. - Po badaniach i przeprowadzeniu testu PCR, potwierdzono u niego infekcję Covid-19. W związku z tym podjęto decyzję o wycofaniu go z wyścigu, co będzie najlepsze dla niego, drużyny i bezpieczeństwa peletonu - oznajmił dbający o stan zdrowia Portugalczyka i jego kolegów doktor Adrian Rotunno.

UAE Team Emirates, jedna z najsilniejszych grup w zawodowym peletonie, straciła więc swojego lidera i musiała radykalnie zmienić taktykę. Mogła postawić na Isaaca del Toro, ale młody Meksykanin, który dotąd spisywał się przeciętnie, nie gwarantował wysokiego miejsca w klasyfikacji generalnej. Pozostała więc walka jedynie o etapowe zwycięstwa, ale Yates dał wczoraj sygnał, że wcale tak nie musi być.

Doświadczony Brytyjczyk na początku tego sezonu wygrał Tour of Oman, a potem także dużo bardziej prestiżowe Tour de Suisse. W trakcie Tour de France wydatnie pomógł w zwycięstwie Tadejowi Pogaczarowi, a sam zajął na nim bardzo wysokie szóste miejsce. Jak się zdaje, nie był liderem grupy na Vueltę i może właśnie z tego powodu do tej pory jechał w niej zaskakująco kiepsko. Nie docierał do mety z najlepszymi i przed niedzielnym etapem zajmował dopiero 27. pozycję ze stratą blisko 10 minut do O'Connora.

W niedzielę, na chyba najtrudniejszym etapie całej imprezy (Motril - Granada, 178,5 km i aż 4,4 tys. m przewyższenia), UAE Team Emirates zagrał va banque. W ucieczce dnia znaleźli się Marc Soler, Jay Vine i właśnie Yates. Prowadzącą grupę mocnym tempem znacząco zmniejszył Hiszpan, potem poprawił Australijczyk, a świetną drużynową jazdę wykończył Brytyjczyk. Yates zaatakował 58 kilometrów przed metą na pierwszej z dwóch wspinaczek pod niebotyczną ściankę Alto de Hazallanas (1672 m n.p.m., 7,1 km z 9,6 proc.). Szybko zostawił z tyłu walecznego Francuza Davida Gaudu (Groupama - FDJ) i odtąd samotnie podążał w stronę mety. Jego odważna szarża zakończyła się zwycięstwem. Brytyjczyk z dużą przewagą dojechał do Granady.

- Nigdy tak nie cierpiałem - przyznał na mecie wycieńczony, ale i szczęśliwy 32-latek. - Od ostatniego podjazdu cały czas miałem skurcze i nie wiedziałem, czy dam radę jechać. W ostatnich latach miałem dużo pecha w wielkich tourach. Teraz jestem po prostu cholernie szczęśliwy. Marc i Jay wykonali świetną pracę i zostaliśmy razem z Gaudu. Widziałem, że cierpi w słońcu - ja też cierpiałem, ale musiałem wykorzystać ten moment i od tamtej chwili aż do mety było tylko cierpienie, cierpienie, cierpienie - relacjonował. - Nie obchodzi mnie „generalka", dzisiaj liczył się dla mnie tylko etap. Nie mieliśmy nic do stracenia, jechaliśmy full gas - dodał Yates, który awansował na 7. miejsce i objął prowadzenie w klasyfikacji górskiej.

Brytyjczyk tym zwycięstwem przywrócił uśmiech na twarzy menedżera generalnego UAE, Mauro Gianettiego. - Właśnie taka jest nasza drużyna. Czasem ma się pecha, ale to tylko zwiększa motywację. Wczoraj wydawało się, że wszystko legło w gruzach, ale Vuelta jest długa - podkreślał.

Ponad półtorej minuty za Yatesem do Granady dotarł Ekwadorczyk Richard Carapaz (EF Education - EasyPost), który również zaimponował samotnym rajdem. Dzięki temu przesunął na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Trzeci, ze stratą blisko czterech minut, finiszował O'Connor, który przyprowadził grupę faworytów. Tym razem nie było w niej Antonio Tiberiego. Posiadacz białej koszulki najlepszego młodzieżowca wyścigu i lider grupy Bahrain-Victorious, który dotąd zajmował czwarte miejsce, nie ukończył niedzielnego etapu. Powód? Udar słoneczny. W górach Sierra Nevada, gdzie wczoraj się ścigano, temperatura sięgała 35 stopni.

W poniedziałek dzień wolny, a potem powinno być już chłodniej, bo kolarze przeniosą się ze słonecznej Andaluzji na północ Hiszpanii. Tam zapewne też będą emocje, bo choć O'Connor wciąż ma znaczącą przewagę, to do walki o końcowe zwycięstwo przybyło mu rywali. Teraz to nie tylko Roglicz, Mas i Landa, ale także Carapaz i Yates.

Wyniki 8. etapu, Ubeda - Cazorla (159 km): 1. Primoz Roglicz (Słowenia/Red Bull Bora-hansgrohe), 2. Enric Mas (Hiszpania/Movistar Team) - obaj 3:38.34, 3. Mikel Landa (Hiszpania/Soudal Quick-Step) strata 14 s, 4. Antonio Tiberi (Włochy/Bahrain Victorious) 17, 5. Mattias Skjelmose Jensen (Dania/Lidl-Trek), 6. Carlos Rodriguez (Hiszpania/Ineos Grenadiers) - obaj 21... 68. Łukasz Owsian (Arkea) 6.28, 140. Kamil Gradek (Bahrain Victorious) 14.22.

Wyniki 9. etapu, Motril - Granada (178,5 km): 1. Adam Yates (W.Brytania/UAE Team Emirates) 4:42.28, 2. Richard Carapaz (Ekwador/EF Education-EasyPost) 1.39, 3. Ben O'Connor (Australia/AG2R La Mondiale), 4. Landa, 5. Florian Lipowitz (Niemcy/Red Bull Bora-hansgrohe), 6. Pawel Sivakov (Francja/UAE Team Emirates), 8. Roglic, 10. Mas - wszyscy 3.45... 98. Owsian 35.55, 149. Gradek 37.38. 

Klasyfikacja generalna: 1. O'Connor 36:09.36, 2. Roglicz 3.53 3. Carapaz 4.32, 4. Mas 4.35, 5. Landa 5.17 6. Lipowitz 5.29 7. Yates, 8. Felix Gall (Austria/AG2R La Mondiale) - obaj 5.30, 9. C. Rodriguez 6.00, 10. David Gaudu (Francj/Groupama-FDJ) 6.32... 100. Owsian 1:17.00, 157. Gradek 1:49.08.

Grzegorz Kaczmarzyk