Ameyaw i zepsuty VAR
KONTROWERSJA KOLEJKI
Gołym okiem widać, że Michael Ameyaw zaczyna upadać, zanim jeszcze spotkał nogę Adriana Diegueza. Fot. PAP
Mecz ledwo się rozpoczął, a Jagiellonia już została skrzywdzona przez sędziego Jarosława Przybyła. Michael Ameyaw, mijając w polu karnym białostoczan Adriana Diegueza, upadł na murawę po efektownym „padolino”, a arbiter z Kluczborka wskazał na wapno. Sęk w tym, że jedyne, co powinien wskazać... to Ameyawa i pokazać mu żółtą kartkę za obrzydliwe symulowanie. Hiszpan wystawił nogę, ale nie kopnął Polaka, który - licząc na kontakt - rozpoczął upadek szybciej niż Dieguez swoją interwencję. Oprócz tego wystawił nogę w bok, aby zahaczyć obrońcę (a nie na odwrót). VAR powinien skorygować ten oczywisty błąd, ale... nie działał! Przez pierwszy kwadrans sędziowie w wozie nie mieli połączenia z ekipą na boisku
– W wozie VAR nie słyszeliśmy sędziów z boiska. Jedyną opcją była krótkofalówka z sędzią technicznym. Przez pierwsze 15 min nie działał monitor. Później zaczął działać. Sędzia poinformował trenerów, że jest problem komunikacyjny z VAR-em - mówił na antenie Canal+ Sport sędzia VAR tego meczu Tomasz Kwiatkowski. O samej „jedenastce” mówił na okrętkę. – Z jednej strony napastnik, który miał kontrolę nad piłką, zagrał ją, a obrońca wstawił nogę w tor poruszania się napastnika. Z drugiej strony napastnik, widząc spóźnionego obrońcę, próbował szukać kontaktu. Teraz byłoby to kwestią oceny, czy jest to oczywista pomyłka – powiedział.
Kontrowersja była też pod koniec pierwszej połowy, gdy częstochowski defensor Matej Rodin popchnął pod swoją bramką Afimico Pululu. Faulu nie było, bo sędziowie zasygnalizowali spalonego - choć powtórki nie wyjaśniły jednoznacznie, czy Angolczyk był na ofsajdzie. Pululu wywalczył jednak karnego w ostatnich sekundach, nabijając rękę Stratosa Svarnasa. Grek nie zdążył jej schować, stał na linii bramkowej i akurat ta decyzja sędziego Przybyła była słuszna.
Piotr Tubacki