Aklimatyzacja trwa
Rozmowa z Sebastianem Milewskim, pomocnikiem GKS-u Katowice
Temperatura w Mielcu przekraczała 30 stopni, więc zakładam, że nie grało się najprzyjemniej. Ponadto przeciwnikiem była Stal, która nie jest rywalem, który odpuszcza.
- Nie da się ukryć, że pogoda była ciężka do gry. Po 30 minutach odczuwało się trudy spotkania. Było dwa razy trudniej niż w normalnych warunkach. Jednak i my, i przeciwnicy mieliśmy te same warunki. Nie szukam więc wytłumaczeń, ale momentami trudno było nam wyjść spod pressingu Stali.
Czy ekipa Kamila Kieresia dobrze was przeanalizowała? Były momenty w meczu, gdy z trudnością przychodziło wam wyprowadzenie piłki.
- Gdy odbieraliśmy piłkę, po pierwszym czy drugim podaniu szybko ją traciliśmy. Chcieliśmy wychodzić z kontratakami, a od razu musieliśmy się cofać do obrony. Sami sobie nie pomagaliśmy i to jest rzecz, nad którą musimy pracować.
Czy po poczynaniach Stali widać było, że jest to zespół, który od kilku lat gra w ekstraklasie?
- Widać, że poszczególni zawodnicy mają jakość. Schodzili do boku, próbowali tworzyć przewagę i łatwo o trzy punkty nie było. Na początku pierwszej połowy mieli kilka sytuacji, ale dobrze, że udało nam się je wybronić. W defensywie zagraliśmy bardzo szczelnie poza jedną klarowną sytuacją mielczan. Poza tym przeciwnicy nie mieli „setek”. Reszta ich ataków nie była groźna, bo zawsze byliśmy blisko.
Spotkanie ze Stalą było dla pana pierwszym w GKS-ie, w którym zagrał pan w wyjściowej "11". Czy to oznaka tego, że proces aklimatyzacji przebiega sprawnie?
- Coraz lepiej. Jest to jednak długi, czasochłonny proces. Potrzeba jeszcze trochę czasu, żeby ze wszystkimi zawodnikami się zgrać i zrozumieć. Trzeba wyczuć automatyzmy na boisku. W meczu ze Stalą zagrało od pierwszej minuty czterech nowych graczy. Poznajemy się, bo jestem w GieKSie dopiero trzy tygodnie. Z dnia na dzień jest coraz lepiej i czas będzie działać na naszą korzyść. Wierzę, że w tej lidze możemy jeszcze nie raz zaskoczyć.
Dołączył pan do zespołu, w którym konkurencja nie śpi. Nie obawia się pan jej?
- Jest szeroka kadra, mamy kilku zawodników na każdej pozycji. Pod tym względem jest fajnie. Nie obawiam się konkurencji. To atut, bo na treningach trzeba dawać siebie maksimum, starać się robić jeszcze więcej, żeby pokazać się trenerowi. Konkurencja jest czynnikiem motywującym do tego, żeby się rozwijać. Najważniejsze jest to, żeby dobrze prezentować się w meczach.
Ostatnie trzy sezony spędził pan na jej zapleczu, grając w Arce Gdynia, więc do ekstraklasy powrócił pan po trzech latach. Dłużyła się panu ta przerwa?
- Przerwa nie była długa, ale była odczuwalna. Cieszę się, bo potrzebowałem takiego bodźca w życiu piłkarskim. Jestem szczęśliwy z tego powodu, że udało się dopiąć ten transfer w miarę szybko. Nie ma się co oszukiwać - w ekstraklasie rozgrywa się co tydzień mecze z najlepszymi piłkarzami w Polsce. W porównaniu do 1. ligi czuje się zupełnie inny poziom pod względem jakości piłkarskiej i otoczki meczów. Oczywiście na zapleczu ekstraklasy też grają fajne marki, ale mimo wszystko różnica jest widoczna. Dlatego cieszę się, że wróciłem do ekstraklasy.
Wrócił pan nie tylko do ekstraklasy, ale także do województwa śląskiego. Po raz pierwszy zjawił się pan tutaj w 2017 roku, gdy zaczął pan grać w Zagłębiu Sosnowiec. Później przeniósł się pan do Piasta Gliwice. Teraz przyszedł czas na GieKSę. To jest pana miejsce na ziemi?
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują. Wcześniej mieszkałem tutaj przez 4,5 roku i fajnie się czułem. Teraz miałem trzyletnią przerwę i wracam, choć przecież nie wiadomo na jak długo. Razem z narzeczoną bardzo dobrze się tutaj odnajdujemy. Jest sporo miejsc, w które można pojechać, gdy mamy dzień wolny.
Rozmawiał Kacper Janoszka
LICZBA
76 MECZÓW rozegrał do tej pory w ekstraklasie Sebastian Milewski. 26-latek spędził trzy sezony na najwyższym szczeblu rozgrywkowym (od 2018 do 2021 roku), grając dla Zagłębia Sosnowiec i Piasta Gliwice. Dwa spotkania do swojego bilansu dodał już w barwach katowickiej ekipy.